To wyjątkowo smutny dzień dla NHL i jej fanów. W tragiczny sposób zmarł Johnny Gaudreau potrącony przez pijanego kierowcę w trakcie jazdy rowerem. Amerykaninowi poświęcimy cały wieczór, przedstawiając wam wspomnienia o nim… napisane przez samego Johnny’ego Hockey, jak go nazywano. Oto dwa teksty napisane przez niego samego dla platformy Players Tribune. Czytając je poznacie myśli, pragnienia, marzenia i wspomnienia tego wspaniałego hokeisty.
Wielka tragedia w NHL. Johnny Gaudreau śmiertelnie potrącony [BEZ ABONAMENTU]
Oto nadchodzi Johnny (tekst z 2016)
„Jane, nie jestem pewny co do Johnny’ego. Martwię się o niego.”
To było zwykłe środowe popołudnie, kiedy mój ojciec zadzwonił do matki, gdy ta była w pracy. W jego głosie można było wyczuć obawę. „Myślę, że nie ma tego w sobie. Nie uda mu się zostać hokeistą. Chyba nie ma tego w sobie.” Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki moja matka była bardzo cicho, po czym odpowiedziała.
„Guy, on ma tylko trzy lata. Daj mu trochę czasu.”
Wiem, że zdanie „urodziłem się by zostać hokeistą” to frazes, ale nie wiem, jak inaczej opisać moją historię. Mój ojciec był właścicielem lodowiska i ostrzył moją pierwszą parę łyżew, kiedy jeszcze byłem w matczynym łonie. Próbował przeczekać moje dzieciństwo, ale musiało to być dla niego naprawdę frustrujące. Kiedy miałem dwa latka zaczął uczyć mnie jazdy na łyżwach. Nie szło to najlepiej, najprawdopodobniej dlatego, że jeszcze nie potrafiłem zbyt dobrze chodzić. Ale zostawiał mnie na tafli i miał nadzieję, że wydarzy się coś dobrego. Więc byłem tam, na samym środku lodu, przemieszczając się niezdarnie. Wyobrażałem sobie, że mój ojciec stał z boku i potrząsał głową.
Najprawdopodobniej stwierdził, że to brak motywacji przeszkadza mi w tym, że nie robię jeszcze piruetów. Jego nową strategią było rzucanie Skittlesów na lód, ja miałem gonić za nimi. Z konieczności czołgałem się po lodzie i desperacko starałem się dosięgnąć słodyczy. Po pewnym czasie moje pożądanie cukrów zmusiło mnie do wstania i przejechania odstępu pomiędzy kolejnymi Skittlesami. Generalnie rzucanie śmieci na lód nie jest pożądane, ale podejrzewam, że był to jeden z plusów posiadania własnego lodowiska.
Mój ojciec dorastał w Vermont w gospodarstwie mlecznym. Nie miał zbyt wiele pieniędzy, ale posiadał parę łyżew. Zimą dla zabawy jeździł na zamarzniętych stawach obok farmy wymijając patyki i kamienie. Nie miał wystarczająco dobrych ocen, by grać w Pierwszej Dywizji, ale dostał się na Uniwersytet Norwich, który był w Trzeciej Dywizji. Był na tyle dobry, że został włączony do uniwersyteckiej Galerii Sław, zarówno tej hokejowej, jak i piłki nożnej.
Później przeniósł się do New Jersey, około dwadzieścia minut od Philly. Tam zbudował lodowisko. Nie jest to wiele, lód, małe trybuny i bar z przekąskami. Kiedy tylko tam wejdziesz uderza w ciebie zapach orzeźwiającego lodu z domieszką śmierdzącego sprzętu. Słowem… niebo. Więc tak, miałem zostać hokeistą.
Jako dzieciak, kiedy tylko chciałem miałem dostęp do lodowiska. Oczywiście nadużywałem tego przywileju. Kiedy byłem nastolatkiem spędzałem więcej czasu w łyżwach niż w butach. Miałem dziesięciu albo piętnastu bliskich znajomych, z którymi spędzałem każdą możliwą minutę grając w hokeja, czy to na lodzie, czy na ulicy. Byłem częścią wielu zespołów, uczestniczyłem w niezliczonej ilości treningów. Dzięki tym godzinom spędzonych na zabawie na lodzie nauczyłem się, jak grać.
Kiedy jesteś wśród znajomych nie musisz się martwić tym, że coś zrobisz źle, możesz próbować nowych rzeczy. Myślę, że jeśli raz ci się uda i nie jesteś już niepewny, te trudniejsze części robisz automatycznie. Wszystko, co dzieje się na lodowisku wydaje się wtedy naturalne. Musisz tylko wywnioskować, co najbardziej kochasz w hokeju.
Dla mnie od zawsze było to strzelanie goli. Jako dzieciak byłem w związku z tym zupełnie bezwstydny. Spędzałem cały mecz jeżdżąc niedaleko niebieskiej linii czekając na zgubiony przez rywali krążek, żebym tylko mógł spróbować swoich sił przeciwko samemu bramkarzowi. Mojemu ojcu to się nie podobało, ale nigdy mnie nie pouczał – prawdopodobnie dlatego, że w taki sposób zdobywałem bramki.
Wraz z dorastaniem stawałem się coraz lepszy w innych elementach gry, ale równocześnie moje pożądanie strzelania goli wzrastało. Po prostu… dużo o tym myślałem. W ciągu dnia wyobrażałem sobie co zrobię, jeśli bramkarz zrobi taki albo taki ruch. Byłem w związku z tym podekscytowany.
Kiedy byłem nastolatkiem co roku w mojej okolicy odbywały się nabory do festiwalowego zespołu, czyli właściwie drużyny gwiazd z danego regionu. Próbowałem dostać się co roku. Pozostałe regiony także kompletowały ekipy i spotykały się na jednym turnieju, gdzie grały przed skautami i trenerami drużyn uniwersyteckich. Dla mnie znaczyło to naprawdę wiele.
Masz cztery lata na zakwalifikowanie się, od trzynastego do szesnastego roku życia. Udało mi się za pierwszym razem, ale w kolejnych dwóch edycjach zostałem pominięty. Uzasadnienie jest proste: inne dzieciaki stawały się coraz większe, ja nie. Ten fakt nieco mnie dołował. Nie myślałem, że gram coraz gorzej, ale w tych latach powinienem zacząć pokazywać ten długotrwały potencjał. To ten czas, w którym szybko zmniejsza się grupa dzieciaków tak naprawdę zainteresowanych tym sportem, bo kilka razy zostali pominięci przy wyborach do drużyny.
To, że nie zostałem zwerbowany przyjąłem ciężko. Kiedy byłem młodszy zawsze podziwiałem mniejszych hokeistów. Patrzyłem jak grają Martin St. Louis czy Danny Briere i myślałem „czemu nie ja?”.
Ale gdy miałem piętnaście lat i pominięto mnie przy wyborze do festiwalowej drużyny, myślałem, że to koniec mojej przygody. Ostatecznie to mój ojciec podbudował mnie, kiedy już straciłem nadzieję. Nie pozwolił mi bym myślałem, że nie jestem wystarczająco dobry. „Nie lubią cię, bo jesteś mały, John. To wszystko.” Zawsze zasiewał z tyłu mojej głowy tą myśl, że udowodnię im wszystkim, że się mylili. Miałem zmusić ludzi do tego, by ignorowali mój wzrost, a pomóc miały mi w tym moje umiejętności strzeleckie.
W ostatnim roku, kiedy mogłem uczestniczyć w naborze nie chciałem tam nawet iść. Za bardzo bałem się porażki. Nie wiedziałem, czy przeżyję kolejną odmowę. Ale mój ojciec nie miał zamiaru tego słuchać. Powiedział mi, że ćwiczę hokej całe życie i to jest czas na to, żeby wyjść tam i udowodnić wszystkim, że mogę grać na tym samym poziomie, co inni.
Miał rację. Przyjęli mnie, pojechałem na turniej, na którym udowodniłem, że jestem dokładnie tam, gdzie powinienem być. Następne co pamiętam to zaproszenie do reprezentowania Stanów Zjednoczonych na turnieju U-17. Tamtejszy występ doprowadził do uniwersyteckich ofert, a później już wszystko poszło w odpowiednim kierunku.
**
Nie skupiałem się bezpośrednio na dotarciu do NHL. Po prostu zawsze starałem się przenosić swoją grę na kolejny poziom, po kolei. Ważne, żeby robić to powoli, jeśli od razu starasz się przyrównywać siebie do innych zawodników grających w lidze tylko się niepotrzebnie zdołujesz.
Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego obozu przygotowawczego z Flames. Byłem tylko zwykłym dzieciakiem z koledżu. Zobaczyłem wszystkich tych hokeistów grających na co dzień w NHL i myślałem „co ja tu robię?”. Byłem w takim szoku, że omal nie poprosiłem ich o autografy. Rok później moje podejście uległo zmianie, teraz było to „myślę, że wiem, co tutaj robię”. W końcu oswoiłem się z grą obok gwiazd ligi i mówiłem sobie „dokładnie wiem, co tutaj robię”. Nauczyłem się kilku rzeczy, które mogą być przydatne dla mniejszych hokeistów starających się dostać na wyższy poziom.
Po pierwsze musisz wypracować „grubą skórę”. W ciągu mojej kariery wielokrotnie słyszałem wiele nieprzychylnych uwag ze strony rywali. Głównie różne rzeczy na temat mojego wzrostu… niektórych z nich wolałbym tutaj nie powtarzać. Przyzwyczaj się, bo możesz być pewny, że to nadejdzie. Każdy inaczej sobie z tym radzi, ja nie odszczekuję, myślę, że odgłos syreny w zupełności wystarcza jako odpowiedź (w org. „I’ve never been a big chirper myself because the sound of the goal horn is loud enough”).
Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie komentował twój wzrost, najlepiej obrócić to wszystko w żart. Podczas jednego z Weekendu Gwiazd Ryan Johansen ściągnął na lód młodego chłopaka, który pomógł mu ustrzelić gola podczas jednej z konkurencji. Dla żartu, Jakub Voracek zapytał, czy może wykorzystać mnie jako swój rekwizyt w kolejnej próbie. Dla mnie to było zabawne.
Hokeiści często dokuczają sobie nawzajem, ale ostatecznie jesteśmy jedną, wielką rodziną. To społeczność połączona wspólną pasją. Myślę, że właśnie dlatego jesteśmy w stanie robić takie rzeczy i nie przejmować się tym, co ludzie pomyślą. Nawet na najwyższym poziomie wychodzimy na lód, żeby się zabawić.
Kolejna rada – zawsze miej podniesioną głowę. Zawsze. Nie jesteś zbudowany do tego, żeby przyjmować potężne uderzenia, więc musisz być podwójnie ostrożny. Tej lekcji akurat nauczyłem się najgorszym możliwym sposobem. W moim debiutanckim sezonie graliśmy przeciwko Detroit Red Wings i podczas jednej akcji byłem najbliżej naszej bramki. Miałem krążek na kiju i spojrzałem do góry, a przede mną wyrósł nagle Pawieł Daciuk.
Każdy fan hokeja wie, co w tej sytuacji może pójść źle – „Magik” przejmie krążek, wypracuje akcję jeden na jeden, ciebie zostawi z tyłu, kiedy będzie „czarował” twojego bramkarza. Wiedziałem więc, że muszę zrobić coś sprytnego. Udałem, że podaję w jednym kierunku i posłałem gumę w zupełnie inną stronę. Kryzys zażegnany. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Tak, to bolało. Daciuk uderzył prosto w moją klatkę piersiową i po chwili byłem w powietrzu. To najprawdopodobniej najmocniejsze uderzenie, z jakim się zmierzyłem. I to autorstwa jednego z najbardziej uzdolnionych zawodników, z którymi dane mi było zagrać. To nie fair. Ostatecznie jakoś udało mi się wrócić na ławkę, siedziałem tam przez kilka zmian rozmyślając na temat tego, że właśnie zderzyłem się z rosyjską lokomotywą. Moi koledzy z zespołu nie pozwolili mi zapomnieć o tym po meczu.
To była świetna lekcja. Większość zawodników kojarzona jest głównie z ich umiejętnościami ofensywnymi. Łatwo zapomnieć, że ci goście są również jednymi z najlepszych, jeśli chodzi o defensywę. Musisz być przygotowany na to, że jeśli się otworzysz, na pewno zostaniesz uderzony.
Na koniec, co najważniejsze, moja rada do najmłodszych, którzy marzą o grze w NHL. Bawcie się. Jeśli będziecie podążać tą ścieżką to będziecie mieli wiele, wiele, naprawdę wiele okazji do traktowania hokeja na serio. Ale teraz po prostu doceńcie samą grę i budujcie to, co kochacie w tym sporcie. Korzystajcie z tego, że możecie przebywać ze swoimi znajomymi na lodzie. Nieważne, jak daleko dojdziecie, będziecie za tym tęsknić, jak już to zniknie. Ćwiczcie nowe ruchy, nawet jeśli będzie wyglądać to głupio.
Jeśli jesteś mniejszy twoją główną zaletą musi być zaangażowanie. Nie liczy się to, gdzie grasz albo czy zostałeś pominięty przy wyborze do drużyny. Jeśli masz talent odpowiednia osoba cię znajdzie. Zajęło mi to wiele godzin pracy na każdym poziomie, ale ludzie w końcu zrozumieli to, co ja wiedziałem od zawsze. Nie jest grinderem, nie jestem gimmickiem. I ogólnie nie jestem też zbyt wielki.
Ale nie muszę być. Jestem hokeistą.
Do mojej Rodziny Flames (tekst z 2022)
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego listu będziecie w stanie lepiej zrozumieć moją decyzję. Doceniam, jak bardzo chcieliście, żebym został i mam nadzieję, że widzicie, jak trudna była dla mnie ta decyzja.
Zanim zostałem hokeistą, byłem kibicem hokeja. Doskonale to rozumiem. Trudno nie postrzegać decyzji o wolnej agencji jako zdrady.
Proszę tylko o to, byście wysłuchali mnie jako człowieka.
W zeszłym tygodniu ciągle myślałem o rozmowie, którą odbyłem z rodzicami pod koniec mojego trzeciego roku w Boston College. Miałem opcję pozostania w BC i zostania wolnym agentem, by podpisać kontrakt z dowolną drużyną NHL w następnym roku, albo zgłosić się do Flames. Ale jedyne, czego chciałem, to być częścią Calgary Flames. Czułem, że jestem to winien organizacji, która dała szansę napastnikowi o wzroście 168 cm i wadze 59 kg z USHL. Chciałem im pokazać, że mogę być zawodnikiem, w którego wierzyli.
Kiedy zostałem wybrany w drafcie w 2011 roku, szczerze mówiąc, nie potrafiłem nawet wskazać Calgary na mapie. Wiedziałem tylko o Iggym, czerwonych koszulkach i to właściwie wszystko. Ale szybko nauczyłem się, co oznacza grać dla tego miasta. Nie mogłem uwierzyć w komentarze ludzi proszących mnie o podpisanie kontraktu i dołączenie do Flames od razu.
„Johnny!! Proszę, podpisz.” „Czy będziesz grał dla nas w przyszłym roku???” „Czy już podpisałeś????”
A kiedy przyjechałem do Calgary na obozy rozwojowe, zobaczyłem, jak głęboką więź mają ludzie ze swoją drużyną hokejową. Nawet na meczach składających się z prospektów mieliśmy mnóstwo kibiców na lodowisku.
To miasto jest niesamowite, pomyślałem. To jest miasto hokeja.
Od tamtych wczesnych dni rozumiałem: Hokej w Calgary jest po prostu inny.
To wyjątkowe miejsce z wspaniałymi ludźmi.
Przez prawie całe życie byłem obsesyjnie skupiony na hokeju i na doskonaleniu się w nim. Ciężko pracowałem każdego lata, aby wrócić lepszym niż wcześniej. Zawsze wierzyłem, że ciężka praca może cię zaprowadzić wszędzie w tym sporcie.
Ale choć kocham hokej… rodzina jest dla mnie wszystkim. To najważniejsza więź, jaką mam. I kilka lat temu chyba zacząłem zdawać sobie sprawę, ile poświęcasz, gdy dajesz 100% swojej kariery. Czułem, że muszę zrobić więcej, aby postawić rodzinę w centrum mojego życia po tym, jak doświadczyliśmy trudnych chwil.
Zawał serca mojego taty w 2018 roku był ważnym momentem. Było naprawdę bardzo źle i ma szczęście, że wciąż tu jest. Bardzo przerażająca sytuacja. A widok go w tym szpitalnym łóżku… to mną wstrząsnęło. Pomyślałem o tym, jak mało widywałem rodziców, odkąd jestem w lidze. Te momenty i doświadczenia zmieniają cię jako osobę.
Innym ważnym momentem dla mnie było poznanie Meredith. Po zawale taty kupiłem dom wakacyjny z nadzieją, że moja rodzina będzie mogła spędzać razem czas i aby mieć miejsce, gdzie tata mógłby bardziej odpocząć po tym, jak prawie straciliśmy go na zawsze. I tak się poznaliśmy… Meredith była moją sąsiadką.
Była wtedy pielęgniarką na oddziale intensywnej terapii noworodków. Byłem pod ogromnym wrażeniem pracy, którą wykonywała. I w trakcie naszego związku nauczyłem się od niej wiele o tym, jak zrównoważyć te dwie rzeczy: pasję do pracy z pasją do ludzi w twoim życiu. Nauczyłem się wiele o osobie, którą chcę być. Którą jest dobry syn, dobry mąż i (wkrótce!) dobry ojciec.
I ostatecznie, próba znalezienia tej równowagi była tym, na czym opierała się ta decyzja.
Zanim zostałem hokeistą, byłem kibicem hokeja. Doskonale to rozumiem. Trudno nie postrzegać decyzji o wolnej agencji jako zdrady.
- Johnny Gaudreau
Choć oboje kochamy Calgary, myślę, że ja i Meredith po prostu czuliśmy, że będzie bardzo trudno nadal żyć tak daleko od naszych rodzin, jak żyliśmy do tej pory – zwłaszcza, że zaczynamy własną rodzinę.
To najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek musieliśmy podjąć.
Chcę wyjaśnić kilka rzeczy, o których słyszałem w ostatnim tygodniu.
Słyszałem, jak ludzie mówili, że wykorzystywałem Calgary jako kartę przetargową i że „zawsze wiedziałem”, że odchodzę. Słyszałem, jak ludzie mówili, że z pieniędzmi, które zarabiam, i z tym, jak łatwo jest wsiąść w samolot, lokalizacja nie powinna być problemem.
I choć normalnie nie poświęcałbym tym rzeczom uwagi, czuję, że jestem winien kibicom Flames szczerość.
Dla jasności, nie wiedziałem na pewno, co chcę zrobić, aż do ostatnich godzin ostatniego dnia. Człowieku, nawet po tym, jak odrzuciłem ośmioletnią ofertę z Calgary, wciąż myślałem o powrocie i próbie wynegocjowania siedmioletniego kontraktu, żeby zostać. Wszystko było na stole przez cały proces. Może to wydaje się chaotyczne… ale życie jest chaotyczne, wiecie?
A co do „wsiadania w samolot” i tego wszystkiego – jestem niesamowicie wdzięczny, że jestem graczem NHL i że zarabiam taką pensję. Nie traktuję tego jako pewnik ani przez sekundę. To przyczynia się do tego, że pieniądze nie były dla mnie głównym czynnikiem decydującym. Ale pomysł, że ja i Meredith możemy po prostu latać tam i z powrotem do domu, lub że nasi bliscy mogą nas odwiedzać bez problemu, bo mamy pieniądze?
To nie jest takie proste. Nasze rodziny nadal pracują na pełny etat. Nasze rodzeństwo ma swoje życie. Nasze siostrzenice i siostrzeńcy chodzą do szkoły. To trudna podróż dla ludzi, a pandemia jeszcze ją utrudniła. I dla nas też trudno jest dostać się na Wschód. To rzeczy takie jak opuszczenie pogrzebu dziadka lub posiadanie bardzo chorych krewnych sprawiają, że odległość jest tak bolesna – i pamiętasz o tym uczuciu, planując przyszłość dla swojej rodziny.
Wiem, że te odpowiedzi nie zadowolą wszystkich, tak jak wiem, że moja decyzja tego nie zrobiła. Ale jedyne, co mogę zrobić, to powiedzieć prawdę.
I to jest prawda, obiecuję: Ceniłem czas spędzony w Calgary. Przez długi czas ja i Meredith widzieliśmy tam naszą przyszłość. Chcieliśmy przedłużyć kontrakt zeszłego lata. Rozglądaliśmy się za domami, żeby założyć rodzinę. Ale po prostu nie wyszło i myśleliśmy, że to lato może być inne.
Ale to nie zmienia tego, jak czuję się teraz. Jestem tak dumny, że byłem w tej drużynie i że reprezentowałem to miasto. I te ostatnie kilka tygodni… za każdym razem, gdy o tym myślałem, miałem z tym problem. Wszystkie relacje, które tu zbudowaliśmy, wszystkie niesamowite przyjaźnie, które mamy – czułem to w sercu za każdym razem, gdy myślałem o odejściu.
I to dziwne, wiecie, myślałem o tym, jak to będzie, kiedy wrócę w następnym sezonie. Wiem, że prawdopodobnie będą buczenia… ale choć może to zabrzmieć dziwnie, nadal jestem naprawdę podekscytowany powrotem i grą przed bardzo zaangażowanymi kibicami. Dlatego kochałem to miasto i ludzi. Oni kochają swoją drużynę. Mam tyle miłości do mojego czasu jako Flame. Żadna ilość buczenia czy gniewnych wiadomości nigdy tego dla mnie nie zmieni.
Pewnego dnia ja i Meredith mamy nadzieję przywieźć naszą rodzinę z powrotem do Calgary, aby pokazać im wszystkie nasze ulubione miejsca i rzeczy do zrobienia, takie jak Banff i Stampede, szczególnie Saddledome!
Wiem, że takie rzeczy mówi każdy zawodnik do bazy kibiców, gdy odchodzi… ale jak powiedziałem: Moja historia nie jest historią każdego zawodnika. Nie każdy gracz był 168-centymetrowym, 59-kilogramowym zawodnikiem z USHL, kiedy jedna z najbardziej utytułowanych franczyz NHL dała mu szansę.
Czułem się najszczęśliwszym gościem w hokeju, gdy to się stało, i nadal tak czuję.
Mam nadzieję, że ludzie z Calgary będą mnie pamiętać nie tylko jako hokeistę, ale także jako dobrego człowieka o dobrych wartościach. Dziękuję za wspieranie mnie przez te lata i za uczynienie mojej rodziny częścią waszej.
Czuję się tak wdzięczny, że zostałem wychowany w Organizacji Calgary Flames.
Dziękuję z głębi serca.
—Johnny