Od bardzo dawna wiedzieliśmy, że czołową ósemkę w Konferencji Zachodniej stworzy pięć zespołów z dywizji Central i tylko trzy ze słabnącej dywizji Pacific. Kanadyjscy przedstawiciele złożyli broń jeszcze w lutym, zimą osłabli również Arizona Coyotes. Od ponad miesiąca do rozwiązania mieliśmy więc tylko jedną niewiadomą: czy ósme miejsce przypadnie Minnesota Wild czy też Colorado Avalanche?
Tak prezentowała się tabela konferencji 1. marca, dzień po trade deadline. Oba zespoły dotarły do tego miejsca w całkowicie odmienny sposób: mimo słabych wyników na początku rozgrywek w Denver zachowano spokój przez całą kampanię – hokeiści Patricka Roya co prawda nie poprawili się statystycznie czy nawet wizualnie, jednak z czasem przyszły lepsze wyniki pozwalające marzyć o awansie do playoff. Dużo bardziej nerwowo było w Minnesocie, gdzie huśtawka rezultatów w końcu doprowadziła do zwolnienia wieloletniego szkoleniowca Mike’a Yeo. Misję ratowania sezonu powierzono Johnowi Torchettiemu, dotychczasowemu pracownikowi afiliacji Wild w AHL.
Miesiąc później wiemy już dużo więcej. Wild nie uniknęli kompromitujących wpadek (porażka z Edmonton, klęska 7:4 z New Jersey), jednak od pięciu spotkań nieprzerwanie wygrywają. Avs dzielnie dotrzymywali kroku (komplet punktów podczas wypadu na zachód Kanady), niestety po drodze kilkukrotnie wypuścili wygraną w trzeciej tercji (z Winnipeg, Filadelfią) a przede wszystkim przegrali dwa marcowe spotkania z Dzikimi i dziś znajdują się pod ścianą.
Wielką wagę miało zwłaszcza sobotnie spotkanie w Pepsi Center. W przypadku wygranej Lawiny szanse ponownie by się wyrównały, lecz przekonujący triumf sprawił, iż Dzicy odskoczyli na 5 punktów. Nawet mimo jednego meczu do rozegrania więcej, kibice Avs nie mają żadnych powodów do radości. Sen z powiek spędza im bowiem kalendarz gier:
Siedem meczów do końca i siedem meczów z samymi potentatami. Najgorętsza ekipa NHL od przerwy na Mecz Gwiazd (2 x Predators), dwumecz z grającymi o mistrzostwo dywizji Blues, do tego konkurenci Blues – Stars, zdobywcy Pucharu Prezydenta Washington Capitals oraz bijący się o lidera w Pacific Anaheim Ducks. Podopieczni Patricka Roya by myśleć o wyprzedzeniu Wild nie mogą pozwolić sobie na choćby najmniejszą stratę, tylko czy przy takim układzie spotkań ktoś w Denver jeszcze wierzy w sukces?
Skala trudności: 10/10
Sytuacja Avs już jest nie do pozazdroszczenia. O wyprzedzenie Wild byłoby trudno nawet gdyby gracze z St. Paul przegrali wszystko do końca sezonu, a przecież są w wyjątkowym gazie i z pewnością dorzucą do swojego dorobku przynajmniej kilka oczek. Tym bardziej, że połowa ich rywali albo już dawno odpadła (Flames, Senators, Jets) albo nie ma szans na zmianę swojego położenia (Blackhawks, Sharks).
Skala trudności: 2/10
Z pewnością wszyscy liczyliśmy na bardziej zacięty bój, a przynajmniej na walkę do kwietnia. W rzeczywistości sobotnia klęska Lawiny w bezpośredniej rywalizacji praktycznie przekreśliła szanse zawodników z Denver i szeroko otworzyła furtkę dla hokeistów z Minnesoty. Avs mają przed sobą Mission Impossible – marzenia o playoff należy odłożyć na półkę przynajmniej na kolejny rok.