Choć dzisiaj obecność na lodowiskach NHL graczy czarnoskórych czy mających azjatyckie pochodzenie już nikogo nie dziwi, przez lata hokej na lodzie był domeną białych, którzy z ogromną niechęcią przyjmowali próby dostania się zawodników o innym kolorze skóry do zawodowych rozgrywek. Nim udało się to Willie’emu O’Ree w barwach Boston Bruins, musiało minąć ponad pół wieku od momentu, gdy w Nowej Szkocji wystartowały rozgrywki Coloured Hockey League. Co ciekawe, historycy hokeja wspominają, że to właśnie osoby odpowiedzialne za te zmagania jako pierwsze dopuściły możliwość interwencji bramkarskich na lodzie (na ok. 20 lat przed powstaniem NHL), a Eddie’emu Martinowi z ekipy Haliax Eureka przypisują pierwsze w historii dyscypliny uderzenia typu slapshot, które miał wykonywać już w 1906 roku, a więc niemal 40 lat wcześniej niż uchodzący zdaniem wielu za prekursora tej techniki Bernie „Boom Boom” Geoffrion.

ZAMÓW papierowy Skarb Fana NHL na sezon 2024/25! HIT teraz także audiobook!

Wspomniany O’Ree stał się pierwszym czarnoskórym hokeistą, który zadebiutował w NHL, ale już w latach 40. XX wieku na kanadyjskich lodowiskach czarował Herb Carnegie. Do dzisiaj uchodzi za jednego z najwybitniejszych hokeistów, któremu nie dane było zagrać w najlepszej lidze świata. Pochodził z przedmieść Toronto, gdzie przyszedł na świat w 1919 roku w rodzinie jamajskich imigrantów. Jego ojciec George był dozorcą w Toronto Hydro, pracując ciężko m.in. na spełnienie hokejowych marzeń synów, choć Herb wspominał po latach, że dla jego ojca praca, jaką wykonywał, była równie przyjemna jak dźganie ostrym kijem w oko. Carnegie senior wpoił jednak swoim dzieciom niesamowity etos pracy i wolę walki o swoją przyszłość.

Od momentu, gdy nauczył się jeździć na łyżwach, Herb wraz ze swoim bratem Oswaldem (Ossie’em) spędzali godziny na zamarzniętych stawach wokół rodzinnego Willowdale, udając znakomity duet Maple Leafs Charlie’ego Conachera oraz Joe Primeau i marząc o grze w NHL, mimo ostrzeżeń ze strony ojca, który powtarzał obu synom, że żaden czarny chłopak nie gra w tej lidze. Bracia niezrażeni tym jednak zasłuchiwali się w radiowe transmisje ze spotkań Maple Leafs, słuchając głosu Fostera Hewitta, jednego z najbardziej znanych radiowych komentatorów tamtych lat.

Pod koniec lat 30. XX wieku niespełna 20-letni Herb rozpoczął karierę w amatorskiej drużynie Toronto Young Rangers, by po kilku latach zadebiutować w pół-profesjonalnej Quebec Provincial League, gdzie reprezentował barwy m.in. ekip z Shawinigan oraz Sherbrooke. Trzykrotnie był wybierany najlepszym zawodnikiem rozgrywek, co w końcu zwróciło na niego uwagę ze strony menedżerów klubów NHL. Był graczem kompletnym – jako środkowy czarował z krążkiem, był świetnym strzelcem i z niesamowitą siłą rozstawiał rywali po bandach.

Pomimo świetnych opinii propozycję złożyli jednak tylko New York Rangers, a choć testy w 1948 roku wypadły bardzo dobrze, jednak Carnegie nie porozumiał się ze Strażnikami w sprawie kontraktu. Ci bowiem widzieli dla niego miejsce jedynie w zespołach filialnych, proponując przy tym stawki, które były niższe od dotychczasowych zarobków gracza w Quebeku. Przedstawicielom Rangers, którzy podkreślali na każdym kroku, że ma szansę niebawem znaleźć się na pierwszych stronach sportowych gazet w całej Ameryce Północnej, stając się dla hokeja tym, kim dla baseballu stał się Jackie Robinson, Herb Carnegie miał wówczas odpowiedzieć, że prasowymi nagłówkami nie wykarmi rodziny.

Przez lata wydawało się, że będzie mu jednak bliżej do Maple Leafs, ale klimat wokół czarnoskórych chłopców trenujących hokej był po prostu zły. Już jako kilkulatek musiał mierzyć się z rasistowskimi odzywkami ze strony rywali czy nawet kolegów z drużyny juniorskiej. W kolejnych latach niespecjalnie ta sytuacja się zmieniała, nawet gdy wespół z bratem Oswaldem oraz Mannym McIntyre’em stworzyli pierwszą „czarną” linię w jednej z drużyn grających w pół-profesjonalnych rozgrywkach hokejowych w Kanadzie. Wciąż jednak spotykali się z atakami agresji ze strony kibiców, a i dziennikarze nie ukrywali swojej niechęci.

O tym, jak do niego podchodziło samo środowisko hokejowe tamtych lat, najlepiej świadczą wspomnienia o słowach, jakie miał pod adresem Carnegie’ego wypowiedzieć sam Conn Smythe. Z ust jednego z budowniczych NHL miało paść bowiem stwierdzenie, że bez wahania podpisałby kontrakt z graczem, gdyby tylko był biały, a nawet gotów byłby wyłożyć i 10 000 dolarów komuś, kto sprawiłby, że Carnegie stałby się biały. Niektórzy powątpiewają, czy taka wypowiedź Smythe’a miała w ogóle miejsce, wskazując przy tym, że głównym powodem, dla którego Herb nie zadebiutował na lodowiskach NHL, była jego decyzja o niechęci do występów w drużynach filialnych nowojorskich Rangers.

Tak bowiem zrobił wspomniany Robinson, spędzając rok w niższej lidze, nim otrzymał szansę debiutu w Dodgers. Wydaje się jednak, że Carnegie był na to zbyt dumny, mając świadomość swoich nieprzeciętnych umiejętności, które w końcówce kariery zawodniczej pokazywał jeszcze jako gracz Quebec Aces, grając m.in. z młodym Jeanem Beliveau pod trenerskim okiem Puncha Imlacha.

Po zakończeniu kariery zawodniczej założył jedną z pierwszych hokejowych szkół w Kanadzie. „Future Aces Hockey School” stała się wyjątkowym miejscem na mapie sportowej i edukacyjnej kraju, a przygotowane przez Carnegie’ego szkolne kredo podkreślało szacunek, tolerancję, różnorodność i sportową postawę młodych adeptów sportu. Przez kolejne lata angażował się w wiele podobnych projektów, a jego życiowa postawa i podejmowane działania przyniosły mu miejsce m.in. w Galerii Sław kanadyjskiego sportu oraz liczne odznaczenia z Orderem Kanady na czele. Swoje życie opisał w autobiografii pod niezwykle znaczącym tytułem „Mucha w wiadrze mleka”. Zmarł w wieku 92 lat. Jego hokejowe starania o miejsce w NHL próbował kontynuować wnuk Rane, ale pomimo świetnych występów juniorskich dane mu było jedynie znaleźć się w kadrze Milwaukee Admirals przed sezonem 2005/06. Herbowi pozostało cieszyć się tym, że w ostatnim sezonie w barwach Halifax Mooseheads (QMJHL) jego wnuk pełnił funkcję kapitana zespołu.

Mimo że Herb Carnegie nie spełnił swoich dziecięcych marzeń o grze w NHL, do dziś uchodzi nie tylko za bodaj najlepszego czarnoskórego gracza w historii hokeja, ale przede wszystkim pozostaje postacią, bez której ani O’Ree, ani być może przez kolejne dziesiątki lat żaden czarnoskóry hokeista nie miałby szans na pojawienie się na lodowiskach najlepszej ligi świata.