NHL przyniosła w tym sezonie 2024/25 sporą dawkę niespodzianek już na jego pierwszym etapie. Odkrycia takie jak świetna forma Lukasa Dostala na bramce czy ofensywna eksplozja Martina Nečasa pozwoliły nam zrewidować wcześniejsze oczekiwania i dostosować się do nowych realiów.

Jednak istnieją drużyny, które wciąż wprawiają nas w konsternację. Dlaczego? Wyniki nie pokrywają się z założeniami, pojawiają się rezultaty trudne do utrzymania, a niekonsekwencja zawodników lub całych zespołów frustruje zarówno kibiców, jak i analityków.

Jeśli czujesz, że nie rozumiesz, co dzieje się z poniższymi czterema ekipami – nie martw się. To ich problem, nie Twój.

ZAMÓW papierowy Skarb Fana NHL na sezon 2024/25! HIT teraz także audiobook!

1. Nashville Predators

Po fatalnym początku sezonu, mimo solidnych wzmocnień latem, Predators zdawali się być pewniakiem do pierwszego miejsca na tej liście. Nawet po efektownym zwycięstwie nad Winnipeg Jets w sobotę sytuacja pozostaje zagmatwana.

Owszem, Jets grali drugi mecz w dwa dni, ale fani w „Smashville” mogli cieszyć się ekscytującym widowiskiem: przewagą w strzałach 36-24, bramkami Stevena Stamkosa i Jonathana Marchessaulta oraz świetnym występem Juuse Sarosa, który wpuścił tylko jedną bramkę od najgorętszej ofensywy ligi.

Mimo tego Nashville nadal może „pochwalić się” najniższym w lidze wskaźnikiem skuteczności strzałów na poziomie 5,02% przy grze 5 na 5 (dane: Natural Stat Trick). Sugeruje to, że Predators mieli pecha, a sytuacja powinna się poprawić.

Predators znani są jednak z nagłych zmian formy. W zeszłym sezonie, po odwołanym koncercie U2 w Las Vegas, zaczęli od bilansu 5-10-0, by później wygrać sześć meczów z rzędu. Nawet w ich najlepszym sezonie 2017, zakończonym awansem do finału Pucharu Stanleya, zespół był uznawany za nierówny.

Może to my mamy zbyt wysokie oczekiwania? Najlepiej pogodzić się z faktem, że Predators zaczynają powoli, ale w końcu odnajdują rytm.

2. Ottawa Senators

Z nowym właścicielem, menedżerem, sztabem trenerskim i podstawowym bramkarzem, Senators promowali narrację, że nadchodzą lepsze czasy. Statystyki potwierdzają tę tezę – przynajmniej częściowo.

Po sezonie zakończonym piątą najgorszą obroną ligi, Ottawa w obecnych rozgrywkach skutecznie ogranicza liczbę strzałów przeciwników. Przy wskaźniku xG (oczekiwanych bramek) na poziomie 52,59% Senators są w czołówce ligi w grze 5 na 5. A jednak zespół znajduje się w kryzysie, notując bilans 0-4-1 w ostatnich pięciu meczach.

Linus Ullmark, nowy bramkarz, nie spełnia oczekiwań, mając bilans -5,7 „goli powyżej oczekiwanych” (dane: MoneyPuck.com). Jeszcze gorzej, że ekipa zdaje się ulegać psychologii – listopad od lat był dla nich słabym miesiącem.

Po dobrym starcie sezonu na własnym lodzie (5-1-0), Senators przegrali kolejne mecze i obecnie ich bilans wynosi 5-5-1. W sobotę, w meczu z Vancouver Canucks, prawie odrobili straty z wyniku 1-4, ale zakończyli spotkanie z rekordowymi 33 minutami kar i chaotyczną trzecią tercją.

Trener Travis Green i menedżer Steve Staios zapewniają, że to inna drużyna. Może właśnie to jest najbardziej zagadkowe?

3. Vancouver Canucks

Canucks w tym sezonie musieli zmagać się z przeciwnościami losu, w tym problemami kadrowymi w kluczowych momentach. Jednak najbardziej dezorientujący jest ich kontrast pomiędzy meczami na własnym lodzie a występami wyjazdowymi.

W poprzednim sezonie Rogers Arena była twierdzą – Canucks mieli bilans 27-9-5, a fani zyskali reputację jednych z najbardziej zaangażowanych w lidze. Tymczasem w obecnych rozgrywkach Vancouver na własnym lodzie zawodzi – po sześciomeczowej serii zakończonej bilansem 2-4-0 mają w Rogers Arenie ogólny bilans 3-5-3.

Na wyjazdach sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Nawet w sobotę, gdy J.T. Miller był nieobecny z powodów osobistych, a Quinn Hughes otrzymał karę meczu za niebezpieczny faul, Canucks wygrali, poprawiając swój bilans wyjazdowy na imponujące 7-1-0.

Canucks mają przed sobą pięć kolejnych meczów wyjazdowych, zanim wrócą na własne lodowisko 6 grudnia, by zmierzyć się z Columbus Blue Jackets. Czy wykorzystają tę szansę, aby poprawić również domowe statystyki?

4. Calgary Flames

Kilka lat temu Calgary Flames mieli walczyć o Puchar Stanleya, ale zamiast tego zniknęli z radarów bez większego oporu. Po zmianach, w tym sprzedaży Jacoba Markstroma i osłabieniu defensywy, Flames obecnie zajmują drugie miejsce w Dywizji Pacyfiku z bilansem 12-6-3.

Kluczowy wskaźnik to 5 na 5 save percentage na poziomie .9425 – najwyższy w lidze. Dustin Wolf, niewielki jak na standardy bramkarzy (183 cm, 75 kg), błyszczy formą po sukcesach w AHL. Jego bilans to 8-2-1, skuteczność .926 i 7.0 „goli powyżej oczekiwanych”.

Flames wygrywają dzięki defensywie i bramkarzom, ale ich ofensywa pozostawia wiele do życzenia. Najlepszym strzelcem jest obrońca Rasmus Andersson z 13 punktami w 21 meczach, a drużyna zdobywa średnio tylko 2,62 gola na mecz.

Czy Flames powrócą na ziemię, czy może budują pewność siebie, która pomoże odwrócić losy w drugiej części sezonu?