Przedstawiamy kolejne tłumaczenie fenomenalnych tekstów ukazujących się na łamach portalu The Players Tribune; tym razem to szczere wyznanie Eugene Melnyka, byłego właściciela klubu Ottawa Senators, który niedawno zmarł (pod koniec marca 2022 roku). O oczekiwaniu na śmierć, przeszczepie wątroby, hokeju – a więc rzeczach ważnych i mniej ważnych dla każdego człowieka.

Obudziło mnie walenie do drzwi około czwartej nad ranem.

ŁUP, ŁUP, ŁUP!

Szczerze mówiąc byłem wściekły. Kto do diabła waliłby w moje drzwi o takiej porze?

ŁUP, ŁUP, ŁUP!

Nawet nie przyszło mi do głowy, że coś może być nie tak. Zwykle nie myślę w taki negatywny sposób. Wtedy miałem w głowie tylko spotkania, na których musiałem się pojawić następnego dnia – nie mogłem sobie pozwolić na takie zakłócanie spokoju. Poczłapałem w kierunku drzwi wejściowych gotowy spuścić manto natrętowi, który miał czelność mnie obudzić.

Ale kiedy otwarłem drzwi, zamurowało mnie. Przede mną stał jeden ze stróży budynku, gdzie mieszkam w Toronto. Zauważyłem wyraźną troskę i niepokój w jego oczach.

– Proszę pana, musi się pan zbierać! Musimy zawieźć pana do szpitala!

– Co?

– Pańska wątroba siada.

– Zaraz, co?

W ciągu miesięcy i dni poprzedzających tę chwilę odwiedziłem wielu lekarzy z powodu moich dolegliwości, między innymi okropnych bóli brzucha i chronicznego zmęczenia. Usłyszałem kilka wytłumaczeń dla tych symptomów – od kamieni nerkowych po wrzody – ale niezależnie od zaleconego leczenia objawy ciągle wracały.

Jedną z moich mocnych stron jako biznesmena zawsze była wytrzymałość. W ciągu mojego życia zarządzałem kilkoma dużymi przedsiębiorstwami, między innymi drużyną Ottawa Senators, i zawsze świetnie dawałem sobie radę robiąc kilka rzeczy naraz. Ale w tamtym okresie zauważyłem, że nie było dnia, w którym kilka razy o mało bym nie zemdlał. Wypijałem podwójne espresso między rozmowami telefonicznymi czy spotkaniami, a i tak cały czas czułem się zmęczony.

W większości próbowałem ignorować to, co mówiło mi moje ciało. Ludzie w moim otoczeniu mogli zauważyć, że coś jest nie tak, ale ja zachowywałem nastawienie: „Jestem Supermanem”. Wszystko było w porządku.

Wreszcie wysłano mnie do świetnej pani doktor, Florence Wong, która zarządziła kilka badań. Analizowała wyniki tych testów kiedy była w Wiedniu, ale natychmiast zadzwoniła do administracji mojego budynku. Wiadomość była jasna – mam natychmiast jechać do szpitala. Nie za parę godzin. Nie jutro. Muszę jechać TERAZ. Dlatego właśnie ten stróż w panice pukał do moich drzwi.

Prawdopodobnie uratował mi życie.

W Szpitalu Głównym w Toronto przyjął mnie doktor Atul Humar. Wciąż nie do końca wiedziałem, co się dzieje. Oczywiście byłem nieco przestraszony, ale sądziłem, że po prostu musiałem pilnie wziąć jakieś leki czy coś podobnego. Może stróż dramatyzował z tą wątrobą. Myślałem, że wszystko dobrze się skończy, a całe to zamieszanie było tylko działaniami zapobiegawczymi.

Ale zmieniłem zdanie po pierwszej wypowiedzi z ust doktora Humara. Każde słowo raniło mnie niczym ostrze włóczni.

– Panie Melnyk, próbujemy znaleźć dla pana łóżko. Przygotujemy pana do przeszczepu wątroby.

Przeszczep wątroby.

Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć tych dwóch słów. Trudno było to zrozumieć opacznie.

Moja pierwsza myśl, natychmiastowa naturalna reakcja – zaprzeczenie. „Proszę cię, to musi być jakiś żart”.

Położyli mnie na łóżku i zaczęli wykonywać badania. Od razu podali mi leki zapobiegające odrzucaniu przeszczepu, żeby przygotować moje ciało do operacji – ta mogła się zacząć w każdej chwili. Wtedy wszystko stało się bardziej rzeczywiste.

Kiedy potrzebujesz przeszczepu ważnego organu zostajesz wpisany na listę. Większość ludzi o tym wie. Ale nie byłem świadomy całego procesu szukania odpowiedniego dawcy, przeprowadzenia operacji, liczenia na to, że ciało zaakceptuje nowy organ, modlenia się, żeby to wszystko stało się jak najszybciej.

Pierwsza noc w szpitalu przeciągnęła się. Kilka dni. Tygodnie. Dowiadywałem się więcej o mojej sytuacji – na przykład że moją grupę krwi, AB, ma tylko około 2,5% mieszkańców Kanady, więc szanse na znalezienie zmarłego dawcy były nikłe.

Mimo to musiałem być w stanie ciągłej gotowości, bo kiedy znaleziono by dawcę, mieliśmy dwie lub trzy godziny na operację. Jeżeli bym nie zdążył w tym wąskim okienku, spadłbym na sam koniec listy oczekujących – listy, na której wielu ludzi pozostaje aż do śmierci.

Bliskie grono przyjaciół zaczęło szukać dla mnie żywego dawcy. Poprosiłem ich, żeby trzymali poszukiwania w ścisłej tajemnicy. Ostatnią rzeczą, jakiej wtedy chciałem, to przyciągnięcie uwagi. Miałem ku temu wiele powodów, a jednym z głównych było pytanie: „Jak się o czymś takim mówi?”.

W tamtym okresie jedna myśl przerażała mnie najbardziej. Nie była wcale związana z operacją czy małymi szansami na znalezienie dawcy. W ogóle nie o mnie chodziło.

Mam dwie córki, Olivię i Annę, które wtedy miały odpowiednio 12 i 16 lat.

Są najważniejszymi osobami w moim życiu, bez dwóch zdań. Wszystko, co robię, jest dla nich.

A myśl, która tak mnie przerażała, która z pewnością przerażałaby każdego rodzica, to wyjaśnienie im, co się dzieje. Jak miałem powiedzieć moim dziewczynkom, że tata może umrzeć?

Mimo że zarabiałem na życie jako biznesmen, w głębi duszy zawsze byłem hokeistą.

Każdej zimy ojciec budował lodowisko za naszym domem w Toronto. W weekendy. Kiedy było za ciepło na hokej na lodzie, cały wolny czas poświęcałem na grę w uliczną wersję tego sportu. Tak było właściwie przez całe liceum. Jak w przypadku większości Kanadyjczyków wiele moich najlepszych wspomnień z dzieciństwa dotyczą sytuacji, w których trzymałem kij hokejowy.

Ojciec zmarł, kiedy miałem 17 lat; to zupełnie zmieniło moje życie. Był dla mnie bohaterem. Ta strata brutalnie uświadomiła mi, że muszę przejąć stery mojego życia, bo nigdy nie wiadomo, jak podstępnie los rzuci ci kłody pod nogi. Takie podejście motywowało mnie przez całe dorosłe życie i popychało mnie do przodu, dzięki czemu tak wiele osiągnąłem zawodowo.

Ale właśnie wtedy, gdy myślałem, że wszystko już ogarnąłem, 40 lat po śmierci ojca, stróż załomotał w drzwi, a moje życie doszło do kolejnego punktu zwrotnego. Nie byłem już panem swego losu. Moje ciało atakowało samo siebie.

Najgorszą częścią tego okresu nie były igły, strzykawki, leki czy poczucie, że słabłem z każdym dniem.

Nie, bez dwóch zdań najgorszą częścią było oczekiwanie.

Oczekiwanie bez żadnego wyjaśnienia, dlaczego to przytrafiło się właśnie tobie. Oczekiwanie nie wiedząc, ile jeszcze zostało ci życia. Oczekiwanie bez możliwości pożegnania się z bliskimi, bo przecież masz myśleć optymistycznie i wierzyć, że wszystko się jakoś ułoży.

Przez kilka miesięcy szpital był moim domem, a każdy poranek wyglądał tak samo.

Budzili mnie codziennie o 7 rano.

Nieważne, jak się czułem i jak długo nie spałem poprzedniej nocy z powodu ciągłego wymiotowania – punkt siódma pielęgniarka upewniała się, że się obudziłem.

Potem mierzyli temperaturę, oglądali mnie i kazali podnieść dłonie, żeby sprawdzić, czy się trzęsą – to byłby znak, że mój stan się pogarsza.

Kolejny element rutyny był najtrudniejszy – zadawałem zawsze to samo pytanie. Pytanie, które zadawałem od pierwszego dnia pobytu w szpitalu, które wciąż zadawałem długo po tym, jak już pogodziłem się z myślą, że umieram.

– Dobre wieści?

Pół sekundy nadziei. Na tylko tyle sobie pozwalałem. W końcu zrozumiałem, że jeśli nie dostaję natychmiastowej odpowiedzi, to brzmi ona „nie”.

– Przykro mi, Eugene, to nie jest twój dzień.

Tyle z odpowiedzi. Każdego cholernego dnia.

Zacząłem nienawidzić tych milisekund tuż po zadaniu pytania, bo pozwalałem sobie na

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Istnieje możliwość zapłaty zwykłym przelewem bankowym. W tym celu proszę wykonać przelew na konto:

NHL W PL
Idea Bank: 84195000012006351270730001

W tytule należy podać wybrany abonament i adres e-mail. Jak tylko otrzymamy pieniądze, uaktywnimy konto. Można to przyspieszyć przesyłając nam potwierdzenie przelewu na re******@**lw.pl

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj

4 KOMENTARZE

    • Nie przesadzaj. Przetłumaczone w miarę poprawnie ale sama historia jak z serialu z Polsatu 2.

      1. Nie ma podane w tekście kiedy to miało miejsce.
      2. Gość wskoczył na szczyt kolejki oczekujących na dawcę, bo był bogaty.
      3. Obiecał dawcy przywiezienie pucharu do Ottawy a potem rozwalił całą drużynę i groził nawet jej przeniesieniem – transplantacja miała miejsce w roku 2015.

      Ja bym mu pomnik w Ottawie postawił!

Comments are closed.