Ten płynnie poruszający się po lodzie defensor zawsze niósł ze sobą obietnicę czegoś wielkiego, ale praktycznie co roku przytrafia mu się inna, nowa dolegliwość, przez którą traci sporą część rozgrywek. W Columbus, którzy mają w tegorocznych planach dłuższy marsz w fazie play-off, mają nie lada orzech do zgryzienia…
Murray właśnie skończył 25 lat, w dotychczasowej karierze może się pochwalić ledwie jednym sezonem zasadniczym, w którym rozegrał komplet 82 spotkań. Były kapitan Everett Silvertips powinien już pewnie należeć przynajmniej do szerokiego grona czołowych obrońców w lidze, jednak zamiast o jego możliwościach na lodzie znacznie częściej mówimy o tym, co skutecznie trzyma go od tego lodu z dala. Problemy zdrowotne spadają na niego jak po otwarciu mitycznej puszki Pandory. W poprzednich rozgrywkach rozegrał tylko 44 spotkania z powodu urazu pleców. Rok wcześniej złamana ręka kosztowała go utratę dobrych kilkunastu spotkań. Sięgając głębiej w jego pokaźną dokumentację medyczną, odnajdziemy poważne kontuzje kostki i kolana, które również odebrały mu możliwość gry w wielu spotkaniach z lat ubiegłych, w momencie gdy tak naprawdę kształtował się jako zawodowy gracz.
Jak tu nie wierzyć, że chłopak ma po prostu pecha i jak to mówią – nawet w drewnianym kościele spadłaby mu cegła na głowę. Oto Columbus grają w Chicago normalny sparing w środku okresu przygotowawczego. Pewnie prowadzą w ostatniej odsłonie gry i przy jednym ze starć przy bandzie, jakich mnóstwo w każdym spotkaniu, nasz bohater otrzymuje nieumyślnego, acz solidnego kopniaka ostrzem łyżwy…w miejsce, gdzie żaden z nas dostać by nie chciał. Auć. Oczywiście najpierw wszyscy, którzy nie widzieli dokładnie tego zdarzenia, oddychają z ulgą, że to nie problem z bolącymi go ostatnio plecami. Pierwsze komunikaty mówił, że to nic takiego, ale potem podano do wiadomości, że defensor Blue Jackets będzie pauzował dłużej, niż się spodziewano. Ostatecznie trafił na doskonale sobie znaną listę graczy kontuzjowanych, a jego występ w meczu inaugurującym nowy sezon stoi pod znakiem zapytania. Szczerze mówiąc timing nie mógł być dla niego gorszy.
Jesteśmy już dobre sześć lat po drafcie, a tak naprawdę dalej nie wiemy, jaki jest górny pułap możliwości wybranego z numerem drugim całej selekcji defensora. W momencie ceremonii widziano w nim bezpieczny wybór, kogoś solidnego w bronionej strefie, niepozbawionego cech przywódczych. Podczas swoich najlepszych spotkań na poziomie NHL, pokazywał niezłą mobilność, wiedział co zrobić z krążkiem. Wszystko fajnie, tylko ile mogą czekać w Columbus, by notorycznych problemów zdrowotnych nie wliczać przy ocenie wartości tego zawodnika?
Columbus wybrali Murray’a z numerem dwa draftu 2012, który delikatnie mówiąc staje się mocno podejrzany, jeśli chodzi o topowe nazwiska tamtej klasy. Numer jeden, Naił Jakupow jest już w Rosji, mimo, że w NHL bardzo chciał zostać. Wcześniej zmieniał barwy klubowe i to nieraz. Wybrany z trójką Alex Galchenyuk został oddany do Arizony po burzliwym początku kariery w Montrealu, a „czwórka”, czyli Griffin Reinhart niedawno trafił na waivers, po tym jak już dwukrotnie zmieniał barwy klubowe i tak naprawdę nigdy nie stał się pełnoprawnym obrońcą na poziomie NHL. Defensor Columbus jako jedyny z topowych wtedy nazwisk pozostaje w klubie, który go wydraftował, ale los jego sąsiadów z ceremonii naboru nie wróży mu zbyt dobrze.
Tego lata Murray i Columbus dogadali się w sprawie rocznej umowy o wartości 2,825 mln dolarów. Klasyczna umowa przejściowa, z niemal dosłownie wpisaną w nią klauzulą: pokaż mi, co masz. Murray miał nadrobić stracony czas. W końcu inni czołowi obrońcy tamtej klasy – Morgan Rielly, Hampus Lindholm, Matt Dumba – podpisali już okazałe, długoterminowe umowy z ekipami, które wtedy wybrały ich w drafcie.
Ryan Murray bez dwóch zdań musi zapracować na zaufanie, ale tak po prawdzie to ile jeszcze mogą czekać Blue Jackets na gracza, który zazwyczaj jest gotowy do dobrej gry, gdy ich sezon jest już zakończony – pełne dziesięć spotkań w barwach Kanady na MŚ elity 2016 (złoto) i 2018?
Ekipa z Ohio wkracza w jeden z najbardziej obiecujących sezonów, w jeszcze niezbyt długiej, historii tej organizacji. Bez względu na zamieszanie wokół rosyjskich gwiazd zespołu – Artiemija Panarina i Siergieja Bobrowskiego, ta ekipa ma dobrze obsadzoną bramkę, głębię w przedniej formacji i dwóch niesamowitych młodych obrońców – Setha Jonesa i Zacha Werenskiego, którzy napędzają całą grę. Jest jeszcze trener John Tortorella, potrafiący wycisnąć z zespołu wiele, mający posłuch w szatni.
Tak się jednak składa, że tegoroczny preseason zebrał prawdziwe żniwa, jeśli chodzi o urazy graczy formacji defensywnej Columbus. Seth Jones doznał urazu dolnej partii ciała i ma pauzować przez co najmniej miesiąc, co wyklucza go rzecz jasna z początku nowej kampanii. Z kolei Werenski dochodzi do siebie po operacji ramienia. Co prawda ma być gotowy na rozpoczęcie sezonu, ale pewnie złapanie odpowiedniej dyspozycji zajmie mu chwilę. Dodatkowo przy absencji Murray’a tylna formacja Columbus wygląda już bardzo mocno podejrzanie i może wpłynąć na cały start ekipy, występującej przecież w bardzo wymagającej dywizji. Markus Nutivaara, Dean Kukan i Scott Harrington będą potrzebni w komplecie, a cała ta trójka ma tylko nieco ponad 200 spotkań doświadczenia na poziomie NHL, choć są w podobnym wieku do naszego dzisiejszego bohatera, który mimo tych wszystkich problemów rozegrał już w lidze 264 mecze. Być może, nieco z konieczności, będzie można sprawdzić czy do większej roli jest już gotowy młody Gabriel Carlsson, Szwed wybrany w pierwszej rundzie draftu 2015, ale to mogła być idealna sytuacja, by Murray wziął na siebie duże minuty i zaczął pracować na zaufanie od pierwszego spotkania.
Następnego lata Murray nadal będzie miał status chronionego wolnego gracza (RFA), tak więc Blue Jackets nie stracą go za nic na rynku wolnych graczy, ale w którymś momencie mogą zechcieć znaleźć bardziej pewną obsadę do drugiej pary obronnej swojego zespołu. Nawet jeśli będzie to ktoś, kto obiecuje ciut mniej, ale przynajmniej można na niego liczyć.
Oczywiście nigdy nie da się do końca przewidzieć kontuzji, jednak niektórzy gracze zdają się być na nie bardziej podatni niż inni, i to może mocno dać się we znaki ich zespołom. Weźmy na przykład St. Louis Blues, którzy ostatnio przechodzili przez to samo z Jadenem Schwartzem i Robby’m Fabbrim. Kiedy byli oni w składzie meczowym, było świetnie, ale nie byli dostępni wystarczająco często. Mając ich na lodzie każdego kolejnego wieczora, Blues spokojnie mogliby liczyć się na serio w stawce, a nie być w gronie ekip, które z różnym skutkiem do końca muszą bić się o sam awans do fazy play-off.
Columbus nie mają czasu do stracenia. Panarin i Bobrowski, najpewniej latem odejdą gdzieś indziej. Blue Jackets stać na narobienie solidnego hałasu na wschodzie ligi, ale do tego będzie im potrzeby zdrowy i będący w formie Murray. Tylko czy w ogóle mogą na to liczyć?