Rynek wolnych agentów możemy uznać za otwarty. Od niedzieli zawodnicy bez aktualnych kontraktów mogą podpisywać nowe umowy z kimkolwiek sobie wymarzą. Albo też tym, kto da więcej.

Tak, przyszedł czas na sezon aukcyjny. Rozpoczyna się wielka licytacyjna batalia, w której menedżerowie walczą o względy hokeistów za pomocą przekupstwa. Konkurują też w zawodach, które zwykło nazywać się turniejem o miano najgorszego podpisanego kontraktu.

Oczywiście, możecie zarzucić mi generalizowanie. W końcu nie wszystkie umowy są złe – zdarzają się przecież takie za rozsądne pieniądze i o względnie zrozumiałej długości. Inne jednak są katastrofami, po których fani po raz kolejny będą łapać się za głowy próbując zrozumieć poczynania menedżera swojej ulubionej ekipy.

Jednego możemy być pewni – czeka nas chaos. Spróbuję jednak przedstawić Wam krótką instrukcję obsługi do tego zamieszania, jak można te transakcje podzielić i poukładać w przewidywalne kategorie. Po przeżyciu kilku sezonów ogórkowych każdy z nas zauważa pewne podobieństwa w kontraktach różnych zawodników. Jest prosta metoda – tak naprawdę wystarczą trzy konkretne pytania, które pozwolą nam rozłożyć na czynniki pierwsze prawie każdą umowę.

Czy zawodnik pasuje do zespołu? Innymi słowy – czy ta umowa ma jakikolwiek sens, jeśli spojrzy się na skład drużyny, potrzeby i przydatność podpisywanego zawodnika.

Czy ta umowa nie jest przepłacona? Płaca to bodaj pierwsza rzecz, na którą patrzymy, gdy tylko usłyszymy o jakimś złożonym podpisie.

Czy długość tego kontraktu jest rozsądna? Jak długo będzie obowiązywać ta umowa? Jaki będzie miało to wpływ na czapkę płac w przyszłości? Czy aby na pewno podpisywanie długoletniego kontraktu ma w tym przypadku jakikolwiek sens?

Po połączeniu odpowiedzi wyjdzie nam pewnego rodzaju skala opierająca się na stopniu dopasowania zawodnika, jego przyszej płacy i długości trwania umowy. Dzieląc kontrakty za pomocą tych trzech wariantów odnotujemy osiem kategorii kontraktów, z którymi możemy się spotkać. I patrząc w przeszłość z łatwością możemy wybrać kilka dawniej podpisanych, które będą reprezentować każdy rodzaj.

Kategoria #1: dopasowany, nieprzepłacony, odpowiedniej długości (aka „The Chara”)

Zacznijmy od najlepszego wariantu. To ten typ umowy, w którym wszystko ma sens. Podpisywany zawodnik to gwiazda, która idealnie wpasowuje się w skład i zapełnia wcześniejszą lukę. Menedżer musiał nieco wyłożyć z organizacyjnego portfela, ale wciąż nie przepłacił, a i długość kontraktu się zgadza. Zespół nie będzie musiał opłacać w przyszłości emeryta, który w formie był tylko przez pierwszą część trwania umowy.

To, żeby nie było tak pięknie przyszedł czas na złą wiadomość – to tak zwane igły w stogu siana. Takie transakcje zdarzają się bardzo rzadko. Co więcej, najlepsze tego typu kontrakty z ery czapki płac już za nami.

Weźmy pod lupę Scotta Niedermayera. W 2005 roku Ducks podpisali doświadczonego defensora na cztery lata. Ostatecznie ekipa z zachodniego wybrzeża wyszła z tego dealu z pierwszym i jak na razie jedynym w historii organizacji Pucharem Stanleya. Rok później podobnie dogadali się Bruins i Chara. Pięcioletnia umowa, 7.5 milionów dolarów za sezon. W ostatnim roku jej trwania Niedźwiadki sięgnęły po Puchar, a w międzyczasie wielkolud ze Słowacji dopisał do swojego konta trofeum Norrisa.

Obie umowy już w dniu ich ogłoszenia wydawały się rozsądne, w ostatecznym rozrachunku wyglądały jeszcze lepiej. Było to jednak ponad dekadę temu, zanim w lidze rozprzestrzenił się trend podpisywania niesamowicie długich kontraktów. Od mniej więcej 2009 roku ciężko już o znalezienie transakcji, która wpisywałaby się w ten rodzaj.

Możemy oczywiście podliczyć takie ruchy, jak Anton Stralman w Tampie albo Alexander Radulov w Montrealu. Jeśli jednak spojrzymy na umowy tak zwanych supergwiazd, ciężko wpakować którąkolwiek do tej kategorii. Znacznie bardziej popularne są aktualnie tak zwane kontrakty 2 na 3, o których więcej już za moment.

Kategoria #2: dopasowany, nieprzepłacony, zbyt długi (aka „The Hossa”)

Tego typu umowy jeszcze czasem się zdarzają, ale to raczej chichot przeszłości. Jak grzybów po deszczu wyrosło ich po lokaucie w 2013 roku, gdy ktoś zauważył, że spłatę finansowego olbrzyma można rozdzielić na wiele lat. Wtedy pójście w długość oznaczało nawet ponad dziesięć lat.

Jeśli okazywało się niedługo później, że zawodnik nie radzi sobie w nowej ekipie, menedżer lądował na lodzie z katastrofą w CV. Jeśli jednak wszystko było w porządku wychodził menedżerowi… no, taki Hossa.

W 2009 roku Marian Hossa testował rynek po raz drugi z rzędu. Wcześniej poszukując drużyny, z którą mógłby sięgnąć po upragniony Puchar, podpisał roczny kontrakt z Red Wings (co w sumie nie wyszło, tak jak planował). Tym razem jednak stwierdził, że kolejna umowa będzie jego ostatnią w NHL. I dostał to, co chciał od Blackhawks – 12 lat w promocyjnej cenie ponad pięciu milionów dolarów. Hossa idealnie pasował do Chicago. W kolejnych ośmiu sezonach wygrał z nimi trzy mistrzostwa. Na trochę przed tym, gdy ekipie z Wietrznego Miasta miał zaczął ciążyć ten kontrakt, Słowak musiał zrezygnować z gry z powodu alergii skóry.

W 2013 roku liga zmieniła nieco zasady, co do zawierania tego typu umów, więc promocje a’la Hossa są już niemal niewykrywalne. Mimo tego, co roku widzimy kilka przydługawych dealów i fanów przekonujących samych siebie, że było warto, bo ten zawodnik to przecież ostateczna część układanki, która w czerwcu pozwoli im taplać się w fontannie wraz z kapitanem zespołu.

Menedżerowie myślą pewnie trochę inaczej – w końcu bardzo możliwe, że za kilka lat to już nie będzie ich problem, nie?

Kategoria #3: dopasowany, przepłacony, odpowiedniej długości (aka „The Stastny”)

To też rzadkość. Tego typu transakcje niosą za sobą wysoką stawkę, ale przynajmniej nie są

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj

3 KOMENTARZE

  1. Ale macie roboty teraz… 😉

    Czekam na anal..izy kontraktów, wymian, szans zespołów w nowych zestawieniach..

    • Umieramy właśnie w męczarniach.

      Ale do piątku obrobimy każdą umowę powyżej 4 mln/rok w oddzielnym tekście.

      Drobnicę (umowy poniżej 4mln/rok) planujemy zrobić w trzech tekstach zbiorowych.

      Klawiatury w dłoń!

Comments are closed.