Kto jest ligowym mistrzem w przekierowywaniu lotu krążka? Fascynująca kwestia, zwłaszcza w obecnych czasach NHL, gdy bramek w sposób klasyczny pada znacznie mniej niż kiedyś. Bramkarze są świetnie przygotowani i chronieni – tradycyjne strzały, zwłaszcza gdy widoczność golkipera nie jest ograniczona, mają coraz niższą szansę na przedostanie się do siatki. Co innego, jeśli gdzieś po drodze dojdzie do kontrolowanego rykoszetu…

Dwoma najgroźniejszymi sposobami nawet na doskonałych bramkarzy pokroju Careya Price’a czy Henrika Lundqvista pozostają kontratak i przekierowanie lotu krążka. Dwa zupełnie różne sposoby, ale mające coś wspólnego – zmuszają bramkarza do poruszania się wszerz lodowiska, co burzy jego percepcję i wystawia na próbę jego refleks.

Dokładanie kija do czyjegoś strzału nie jest łatwe, ale bywa efektywne. Wystarczy spojrzeć na procentową skuteczność uderzeń opisywanych w statystykach jako „tip”. Jest dużo większa niż te z klepy, niesygnalizowane, z nadgarstka czy backhandu. Mówimy o kilkunastoprocentowej różnicy, matematyka w tym przypadku się nie myli. Dokładne wartości na poniższym wykresie:

Praktycznie rzecz biorąc „poprawiając” strzał kolegi przez przekierowanie go, zbicie z góry, lub podbicie wzwyż, masz 1/5 szans na to że strzelisz gola. To nieprawdopodobnie wysoki wynik, a statystyka na bazie siedmiu tysięcy strzałów jest wystarczająca szeroka. Oczywiście kwestią kluczową jest tutaj przekierowanie wykonane z odpowiedniego kąta i w odpowiednim momencie. Jeśli chodzi o samą technikę wykonania takiej sztuki – jest trudna, stąd nie pada ich w meczu zbyt wiele. Tylko 11% goli pada po „tipach”, co jest niską liczbą w stosunku do prowadzących w tym zestawieniu strzałów z nadgarstka (51%). Po prostu łatwiej jest oddać klasyczny strzał, do niego potrzebujesz tylko być przy krążku w strefie ataku.

Podnieść więc należy kolejne pytanie: Kto z obecnych graczy NHL jest najlepiej zmieniającym tor lotu krążka? Do głowy przychodzą od razu bardzo znane nazwiska jak specjalista od power-play Wayne Simmonds czy choćby wielki naszego pokolenia Sidney Crosby. Obaj nieźle opanowali sztuką odnajdywania się w tłoku i sięgania kijem po lecące z niemałą szybkością krążki. Kto jeszcze załapie się do czołówki?

Poniższa lista przedstawia tych, którzy najczęściej maczają palce w golach zdobytych przez przekierowanie (asysta lub strzał przy bramce), a wartość procentowa to część jaką „tips” stanowią z całej zdobyczy danego hokeisty. Dane dotyczą lat 2014-2017:

Jest w powyższym rankingu kilka piekących kwestii. Jak na przykład to, że Chris Kreider – znany z dynamiczności i znakomitego przyśpieszenia na pierwszych metrach – jest liderem swojego klubu w przekierowaniach krążka. To pokazuje tylko, że potrafimy zaszufladkować jakiegoś gracza nie zważając praktycznie na fakty podawane nam przez statystykę.

W czołowej dwudziestce podanej wyżej są aż cztery drużyny NHL, które mają po więcej niż jednym reprezentancie. Prym w ilości hokeistów wiodą Blues, do tej pory dysponowali duetem Jaden Schwartz i Paul Stastny (po 11 bramek), a teraz w ramach wymiany pozyskali jeszcze Braydena Schenna. Penguins, Bruins i Maple Leafs mają w TOP-20 swoje duety; jednych postaci się tutaj spodziewaliśmy (Nazem Kadri i jego styl gry od razu przywodzi mi na myśl wszelkiego rodzaju zbicia i dotknięcia krążka), a innych wcale (James van Riemsdyk zawsze był dla mnie „skill playerem”, który dopieszczał strzały i solowe akcje).

Wyróżniającą się cyfrą i kolorem do niej dopasowanym jest 38% w wykonaniu bezrobotnego obecnie Kevina Hayesa, który ostatnio grał dla Boston Bruins. W talent Hayesa do gry w NHL obecnie zwątpiono i Niedźwiedzie rozwiązały z nim kontrakt w trybie przyśpieszonym. Ta statystyka może być wytłumaczeniem tego, dlaczego ten gracz na dłuższą metę nie poradzi sobie w NHL. Dobrze być specjalistą od jakiejś rzeczy w tej lidze, ale 38% w przekierowywaniu krążka wręcz sugeruje, że nie potrafisz zdobywać bramek w żaden inny sposób.

Według tych danych ze wszystkich innych strzałów poza zmianą toru lotu krążka tylko 6,5% w wykonaniu Hayesa kończyło się golem. To za mało by grać w NHL za zasługi ofensywne, a ten gracz nie słynął wcale z defensywnych możliwości i robienia innych „małych rzeczy” na korzyść zespołu.