Drużyna ze stolicy stanu Tennessee jako pierwsza w tegorocznych play-offach zameldowała się w Finale Konferencji. To pierwszy raz w historii, kiedy Predators udaje się awansować dalej niż do drugiej rundy PO. Ósma drużyna w zachodniej części ligi po sezonie zasadniczym w drodze do Conference Finals pokonała Chicago Blackhawks oraz St. Louis Blues, a więc dwie drużyny, które od pewnego czasu przez wielu uważane są za najmocniejsze w Central Division.

Sukces nie jest przypadkowy, bowiem to drużyna, która w ostatnich latach była systematycznie budowana przez Dave’a Poile’a. W trakcie tego procesu nie brakowało różnego rodzaju zawirowań lub rozwiązań tymczasowych, ale z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że się udało – chociaż apetyty w Nashville rosną, a niebawem dla kibiców Preds słowo „sukces” może oznaczać wygranie Pucharu Stanelya, a nie „tylko” awans do Finału Konferencji.

W 2013 roku zespół z Miasta Muzyki zasilił Filip Forsberg, ale większe zawirowania rozpoczęły się od następnego lata. To, czego brakowało Predators, to środkowy z prawdziwego zdarzenia do pierwszej formacji. Takim mógł zostać Jason Spezza, lecz sam zainteresowany odmówił wtedy grania dla Nashville, co oznaczało, że problem na tej pozycji pozostał nierozwiązany. Brak Spezzy dał możliwość zrobienia wymiany z Pittsburgh Penguins, od których w pakiecie zwrotnym ekipa z hrabstwa Davidson otrzymała skrzydłowego, Jamesa Neala. Ponadto podpisano roczny kontrakt z Mike’m Ribeiro, który z braku laku wydawał się ciekawą opcją tymczasową.

Osobiście uważam, że w 2014 roku Poile zrobił wszystko, a na pewno wiele, by Predators nie odstawali od reszty – warto pamiętać, że był to okres, kiedy wzmacniała się cała dywizja. W tym czasie byłem chyba jednym z większych entuzjastów dokonanych wzmocnień (nie jestem kibicem Nashville), ale, by być uczciwym, sam wtedy pisałem, że awans do czołowej trójki w dywizji będzie mission impossible – bardziej widziałem Preds jako ekipę walczącą o dziką kartę.

Tymczasem zespół z Tennessee od samego początku zadomowił się w czołówce i to inni musieli gonić Nashville. Ostatecznie Predators zakończyli sezon 2014-15 na drugim miejscu w dywizji, co było pozytywną niespodzianką, ale dla Dave’a Poile’a było też jasnym sygnałem, że trzeba pracować nadal.

W następnych latach do gry zaczęli wchodzić zawodnicy wybierani przez Nashville w ligowym naborze, tacy jak Viktor Arvidsson czy Kevin Fiala, a w między czasie Predators doczekali się wreszcie centra do top line, jakim okazał się być Ryan Johansen. Ostatecznie mieliśmy wymianę, w ramach której nowym graczem Preds został P.K. Subban. Tym samym Poile skompletował wyrównaną grupę zawodników, która odpaliła w tegorocznych play-offach.

W meczach przeciwko Chicago świetną robotę zrobiła pierwsza formacja, w której błyszczeli wspomniani już Filip Forsberg, Ryan Johansen oraz Viktor Arvidsson – Pięć bramek oraz 10 asyst w czterech meczach. Na tych graczy zawodnicy Blackhawks nie mogli znaleźć sposobu przez wszystkie spotkania serii. Nie bez znaczenia były również założenia taktyczne.

W tym momencie warto docenić Petera Laviolette’a, który uczynił z Predators drużynę grającą ciekawszy, bardziej ofensywny hokej, jednocześnie nie rezygnując w całości ze stylu, który zaproponował Barry Trotz kiedy pełnił funkcję szkoleniowca Predators. Drapieżniki kiedy trzeba dalej uprzykrzają mocno życie napastnikom przeciwnika, cofając się sporą liczbą graczy do środkowej części lodowiska – może nie tak bezczelny neutral zone defensive trap, jaki proponowali kiedyś zawodnicy Tampa Bay Lightning, ale na swój sposób równie skuteczny.

Mecze z Blues pokazały natomiast ile znaczą w obecnych czasach mobilni obrońcy, którzy potrafią rozegrać krążek oraz sami strzelić bramkę – oczywiście wciąż skutecznie wywiązując się ze swoich obowiązków we własnej tercji, wszak przecież skuteczny Vladimir Tarasenko to ostatnie czego gracze z Nashville potrzebowali. Ryan Ellis czy Roman Josi to obecnie gwarancja, że nawet jeśli Twoi najlepsi strzelcy będą mięć chwilowy kryzys, to jest ktoś, kto ich zastąpi. Nie można zapomnieć także o P.K. Subbanie oraz Mattiasie Ekholmie. Ponadto dobrze prezentują się gracze niższych formacji.

Nashville Pradators przed rozpoczęciem PO uważani byli za drużynę, która może pokusić się o niespodziankę. Teraz w opinii wielu są drużyną, która jako jedyna może zatrzymać którąś z drużyn z Konferencji Wschodniej w wielkim Finale. Do tego droga daleka, ale mając na uwadze dwie pierwsze rundy są powody, aby tak właśnie myśleć.