Chris Clark, Jeff Halpern, Alex Semin, D.J. King, Viktor Kozlov, Mike Knuble, Troy Brouwer, Tom Wilson, Marcuss Johansson, Jay Beagle – pytanie za sto punktów – czy komuś mówi coś ta lista?

Jeżeli nie, już spieszę z wyjaśnieniem. Otóż jest to lista zawodników, którzy na przestrzeni ostatnich lat w mniejszym bądź większym wymiarze czasowym grali w top line na pozycji RW, czyli w towarzystwie Alexa Ovechkina i z reguły Nicklasa Backstroma. No może za wyjątkiem sezonu skróconego przez lockout, kiedy pod wodzą Oatesa Alex występował na prawym skrzydle (rolę LW pełnił wspominany Johansson).

Patrząc od strony obsady gwiazdorskiej wśród wymienionych graczy, na myśl przychodzi tylko Semin.. Ale czy aby na pewno kluczem do sukcesu gry pierwszej linii, która w założeniu ma „produkować” najwięcej punktów, jest ustawienie w niej dwóch światowej klasy skrzydłowych? Historia, nawet ta najbardziej aktualna (Sheary w 1 linii u boku Crosby’ego), pokazuje, że nie do końca.

Najważniejsze jest odpowiednie dopasowanie. Ovechkin z Seminem stanowili zabójczą broń w strefie ofensywnej, ale kiedy przychodziło do zabrania tyłka pod własną bramkę to.. bywało komicznie i myślę, że to wystarczy jako komentarz. Od czasu, kiedy Mike Knuble, najlepiej dopasowany do 1 linii zawodnik w erze Ovechkina, zakończył swoją przygodę z Capitals (i w pewnym sensie z hokejem również, bo ostatnie miesiące kariery pewnie chciałby wymazać), prawdopodobnie najlepszy strzelec w historii NHL nie miał odpowiedniego człowieka na przeciwnym skrzydle. Moment ten datujemy na końcówkę sezonu 11/12 (w którym wspominany Knuble zaliczył już spory decline w porównaniu do dwóch poprzednich – kapitalnych).

Czyli jakby nie patrzeć, wychodzi kilka dobrych lat z jedną wielką dziurą na pozycji top line RW, nieumiejętnie łataną przez zawodników którzy się do tego zadania zwyczajnie nie nadawali. Gratulacje, George McPhee – idealna taktyka, kiedy celem jest Puchar Stanleya. Wraz ze zmianą menadżera przyszła ta najbardziej pożądana zmiana – T.J. Oshie. Amerykanin jest jednym z jedynych, do których nie można mieć absolutnie żadnych pretensji za przebieg tego sezonu. Dał drużynie wszystko, czego powinno się wymagać od gracza TOP 6, a na sam koniec nawet więcej. Idealnie wpasował się w system Barry’ego Trotza.

W samych liczbach:

Najwięcej bramek w całej karierze – 26

Najwięcej bramek w przewadze w całej karierze – 11 (poprzedni najlepszy wynik to 6 z jego pierwszego sezonu w NHL)

Najwięcej punktów w playoffach w całej karierze – 10 w 12 spotkaniach, w tym 6 bramek (najwięcej w zespole), podczas gdy do tego czasu uzbierał 9 punktów w 30 spotkaniach (łącznie 5 występów w playoffs)

 

 

Ciężko też zliczyć jego zasługi, których liczby nie uwzględniają. Oshie regularnie wygrywał pojedynki 1 na 1, kapitalnie sprawdzał się w forecheckingu i dał się poznać jako ktoś, kto za żadne skarby świata nie odpuści choćby jednego pojedynku o krążek. Tym paradoksalnie zachwycił mnie najbardziej. Dawno nie było w Stolicy zawodnika, który z taką dawką energii przystępowałby do każdej zmiany. Troy Brouwer przez 3 lata nie poczęstował rywali taką ilością mocnych hitów, jak Oshie w tym jednym sezonie. Tam gdzie zamieszanie było tak wielkie, że większość zawodników dla bezpieczeństwa wolała zachować dystans, tam T.J. pakował się bez chwili zawahania. Potrafił także stanąć w obronie kolegów i zrzucić rękawice. W drużynę wkupił się od pierwszych chwil pobytu w Waszyngtonie.

Osobny akapit należy się fantastycznej postawie w playoffach. Amerykanin zamknął wreszcie usta wszystkim krytykom, którzy zarzucali mu znikanie w tym najbardziej decydującym momencie sezonu. W przeciwieństwie do poprzednich sezonów w barwach Nutek, T.J. zagrał.. jak z nut J Nie dość, że w jednym postseasonie uzyskał więcej punktów niż w 5 poprzednich razem wziętych, to jeszcze dorzucił hat-tricka przeciwko Penguins, a trzy bramki jednego zawodnika przeciwko takiemu rywalowi w PO, kibicom Capitals zawsze smakują podwójnie dobrze.

Finalnie, współpraca z samym The Great 8 i Backstromem układała się nad wyraz dobrze. Można już znaleźć w Internecie kilka koronkowych akcji zakończonych bramką z udziałem tych trzech panów. Oshie idealnie odnalazł się w powerplay Capitals i był jednym z niezastąpionych ogniw w tym elemencie gry.

Nie doszukiwałbym się przyczyny takiego stanu rzeczy w jakichś skomplikowanych teoriach. T.J. wraz ze zmianą otoczenia dostał szansę na zapisanie czystej karty. Bagaż oczekiwań był znacznie mniejszy od tego w St.Louis, gdzie kreowano go na najlepszego strzelca i zawodnika od którego miało zależeć jeśli nie najwięcej, to na pewno bardzo wiele. Tym samym presja na nim ciążąca nie dawała się tak mocno we znaki. Efekt był chyba nawet nieco lepszy od zamierzonego.

Odpowiedzialny w defensywie i bardzo skuteczny w ataku skrzydłowy, stworzony do gry kombinacyjnej, obdarzony świetną techniką, potrafiący strzelać piękne, ale także te „brzydkie” gole, z ogromnym sercem do tej dyscypliny sportu. Szkoda, że w Stolicy jest to standardem dopiero od kilku miesięcy. PS: Przy okazji, jak można nie lubić kogoś, kto oprócz faktu bycia świetnym sportowcem, jest także tak ciepłym i rodzinnym facetem? 🙂

oshie-maternity-photos