mason2„Nie rozumiem, czym się tu przejmować” Tak kilka lat temu rozpoczął wywiad Ilja Bryzgałow,  który po podpisaniu kosmicznego kontraktu z Flyers zameldował się w Filadelfii by dać Lotnikom nadzieje na sukces. 2 lata później Bryzgałow obrażał już sam siebie mówiąc że „nie gra, więc drużyna ma szanse na sukces”. Filadelfia to miasto braterskiej miłości.. ale nie ma to zastosowania dla fanów Penguins, przeciwników Rocky’ego i bramkarzy Flyers. Kibice są bezlitośni, presja potworna… ale chyba wszyscy się doczekali.

Kłamał bym pisząc, że zawsze wiedziałem, że Steve Mason ma w sobie potencjał. Nie wiedziałem. Prawdę mówiąc dziwiłem się że tak długo zabawił w NHL. Po swojej przygodzie w Blue Jackets i w trakcie jego przejścia do Flyers byłem przekonany, że presja w tym klubie wywierana na golkiperów zmiażdży Kanadyjczyka jak Joanna Jędrzejczyk każdego kto będzie chciał odebrać jej pas UFC.

Druga niespodzianka to Neuvirth... a głównie fakt, że grzeje on ławkę za Masonem – raczej wszyscy spodziewali się odwrotnej sytuacji. Neuvirth nie tylko przegrał walkę z Holtbym w Capitals, ale dostaje obecnie cięgi od dużo słabszego, ale jednak mocniejszego Masona. Jak to się dzieje, że nie dał rady Ilja Bryzgałow, a radzi sobie całkiem nieźle Steve Mason w bramce Lotników?

Zjawisko w mej głowie…

… które nazywa się presja. Przemysław Odrobny sprzedał mi bardzo ważną bramkarską mądrość życiową  mówiąc, że bramkarz sam wywiera na sobie presję. Czyli Mason nie tylko daje sobie psychiczny luz, ale też nie przejmuje się bandą wściekłych czasami już na wszelki wypadek kibiców, którzy mają ochotę nakopać do tyłka swojemu bramkarzowi już chyba z przyzwyczajenia.

Przemysłowa maszyna bramkarska

mason3„Trudna przeszłość” to czasami bardzo dobry nauczyciel. Tak z pewnością jest w przypadku naszego bohatera. Co prawda nie mówimy tu o zatargach z rosyjską mafią ani strzelaninach na przedmieściach jego rodzinnego Oakville, gdzie zapewne wszyscy znają się tak dobrze, że sprawcy przestępstw są najpierw ochrzaniani z ambony, a dopiero potem aresztowani.

Mason spędził kilka ładnych lat w Columbus, zaliczając głównie średnie powyżej 3 bramek na mecz, co w NHL jest wynikiem katastrofalnym jak wyniki matury z obowiązkowej matmy. O dziwo jednak, We Flyers Mason obronił w ostatnim sezonie o 200 strzałów więcej, niż musiał to robić w Jackets. Przystosowany do braków w defensywie i ciężkich zadań w czasie każdego meczu Mason nabrał bardzo dużej szybkości, pewności siebie i zwinności.

Pogotowie? Mamy tu bramkarza bez kości…

Przez długi czas Steve Mason jawił mi się w głowie cały czas jako ten niepewny z Columbus, który co prawda wychodzi na lód i gra, ale  wydawało się, jakby chciał wszystkich przeprosić za to że istnieje, wrócić do szatni i odmówić trzy zdrowaśki w ramach przeprosin za słaby mecz.

Nie wiem co i jak trenował Mason przez ostatnie lata, ale mam nadzieję, że nie przestanie. Niesamowite wrażenie robi na mnie jego akrobatyczny momentami styl. Bramkarz bardzo poważnie się porozciągał i momentami odmawia swoim stawom i kościom wyginania się tylko do określonego momentu. Leworęczny Kanadyjczyk zdecydowanie poprawił grę w parterze, bardzo szybko i gładko schodzi na kolana by odegrać klasycznego „motyla”. Szybkość to we Flyers bardzo istotna cecha dlatego, że ich defensywa bardzo szybko przepuszcza napastników.

Przyszłość?

Całkiem niezła, o ile Mason wytrzyma. Nie jest to bramkarz na długie długie lata, którego numer zostanie zastrzeżony a on sam dostanie od Flyers 150 dziewic, najnowszy telewizor i klucze do miasta. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo ciężko pracuje nad sobą i być może wywalczy dla nich awans do drugiej rundy Playoff. Takim pracusiom pozostaje tylko kibicować.