Od poprzedniego artykułu z serii „Rookies watch” minęło zaledwie cztery dni, jednak w lidze działo się wystarczająco wiele, aby obdzielić nie tylko dzisiejszy raport, ale i kolejny. Przyjrzyjmy się zatem jak radzili sobie pierwszoroczniacy w tych kilku dniach.

Kolejne rozczarowania gwiazdy

Standardowo zaczniemy od tych, którzy są największymi faworytami do zdobycia Calder Trophy. Chociaż w świetle ostatnich dni, może lepiej byłoby powiedzieć, że faworytami byli? Mowa oczywiście o Connorze McDavidzie i Jacku Eichelu. Okrzyknięci największymi talentami swojego pokolenia chyba nie do końca radzą sobie z presją, którą nałożyli na nich fani Edmonton Oilers i Buffalo Sabres. McDavid strzelił co prawda swoją pierwszą bramkę, jednak poza tym nie prezentuje sobą nic szczególnego. Ba, powiedziałbym nawet, że gra bardzo źle. Na lodzie jest niewidoczny, a kiedy się już pokazuje, wynika to raczej ze strat i niedobrych podań niż błysków geniuszu do jakich przyzwyczaił nas grając w juniorach. Najlepszym dowodem zapaści młodego Kanadyjczyka jest statystyka plus/minus, w której Connor notuje fatalne -5, które plasuje go na przedostatniej pozycji wśród tegorocznych debiutantów. Gorszy jest jedynie grający dla Blue Jackets William Karlsson.

Zabójczy duet młodych Kojotów

W pierwszym rookies watchu, pominąłem postawę Maxa Domiego i Anthony’ego Duclaira. Młodzi napastnicy Arizona Coyotes są niekwestionowaną rewelacją nie tylko wśród pierwszorocznych, ale zawstydzają także ligowych weteranów. Imponujący szybkością, inteligencją na lodzie i instynktem strzeleckim, zdobywając po sześć punktów plasują się w ścisłej czołówce ligowych strzelców. Duclair ze swoimi czterema bramkami zajmuje ex aequo drugą lokatę, natomiast Domi, trzykrotnie pokonując bramkarza rywali jest oczko niżej. Ciemnoskóry skrzydłowy zaimponował szczególnie w meczu przeciwko Anaheim Ducks, kiedy ustrzelił pierwszego w karierze hattricka.

Coyotes mogą mieć z tej dwójki niemałą pociechę na najbliższych kilka, może kilkanaście lat. Więcej o Domim można przeczytać w artykule autorstwa Michała Kolasińskiego: http://kopia.nhlw.pl/2015/10/kojoty-nakrecone-na-maxa/

Debiut idealny

Czy można wyobrazić sobie lepszy debiut niż ten, który dziś w nocy zanotował Brock McGinn? 21-letni napastnik Carolina Hurricanes już w swoim pierwszym NHLowym shifcie zdobył bramkę, wyprowadzając Huragany na prowadzenie w 55. minucie meczu z Detroit Red Wings. Jakby tego było mało, na początku drugiej tercji dorzucił jeszcze asystę przy bramce Erica Staala.

McGinn był draftowany w drugiej rundzie draftu 2012. Sezon 2014/2015 spędził w AHL, gdzie nie okazywał potencjału ofensywnego. W 73. meczach zdobył zaledwie 27 punktów i nic nie zwiastowało jego debiutu w NHL. Szansę dostał w wyniku kontuzji jakiej w pierwszym meczu we własnej hali doznał Joakim Nordstrom. Można powiedzieć, że wykorzystał ją w 300%. Jeżeli utrzyma fantastyczną formę z debiutu, prawdopodobnie na dłużej zagości w Big Clubie Carolina Hurricanes.

Pierwsze trafienia Spronga i Ehlersa

Niezłą formę na początku swojej przygody z dorosłym hokejem bramkami udokumentowali Daniel Sprong i Nikolaj Ehlers. 18-letni hokeista Pittsburgh Penguins, który dorobił się już miana „Latającego Holendra” był jednym z wyróżniających się zawodników podczas wygranego 2:0 spotkania przeciwko Senatorom z Ottawy. Skrzydłowy, który w wyniku kontuzji Beau Bennetta przesunięty został do trzeciej formacji ofensywnej, w trzeciej minucie drugiej tercji ustalił wynik spotkania. Mimo, że pierwszy punkt Spronga przyszedł dopiero w czwartym meczu, w poprzednich meczach Penguins był on jednym z niewielu, których gra zasługiwała na pochwały.

Pierwsze trafienie w sezonie zaliczył także Nikolaj Ehlers. Urodzony w duńskim Aalborgu skrzydłowy prognozowany był jako jeden z poważniejszych kandydatów do zdobycia nagrody dla najlepszego pierwszoroczniaka. Chociaż w Winnipeg spodziewano się, że Ehlers nieco szybciej zacznie trafiać, jego trzy punkty w pięciu pierwszych spotkaniach są niezłym wynikiem.

Przebudzenie Bennetta

Niespodziewanie długo na pierwszy punkt czekał Sam Bennett. Zawodnik, który w zeszłym sezonie już powąchał NHLowego lodu, typowany był jako jeden z faworytów do zdobycia Calder Trophy. Podobnie jednak jak cały zespół z Calgary, Bennett nie zaliczył dobrego początku sezonu. Odblokował się dopiero w dzisiejszym meczu przeciwko Winnipeg Jets, kiedy to ładnym wraparoundem próbował pokonać Ondreja Pavelca. Czech co prawda popisał się ładną interwencją, jednakże odbity krążek do bramki wpakował Mikael Backlund, dzięki czemu na konto Sama trafiła asysta.

W Calgary duże nadzieje wiąże się właśnie z młodym centrem i po dzisiejszej nocy wszyscy liczą, że od teraz jego talent eksploduje i w NHL rozpoznawalny będzie dzięki swojej dobrej grze, a nie dzięki niechlubnemu wyczynowi jakiego był autorem podczas ubiegłorocznego NHL Scouting Combine kiedy to nie zdołał się ani razu podciągnąć na drążku, wprowadzając wszystkich w nie lada zdziwienie.

Rozpędzony Janmark

Podczas gdy w zagranicznych mediach królują McDavid, Eichel i duet z Arizony, niewiele wspomina się o utrzymującym świetną formę Mattiasie Janmarku, który punktował w każdym z dotychczasowych spotkań Dallas Stars. Młody Szwed zyskuje sobie coraz większą przychylność sztabu szkoleniowego Gwiazd, czego najlepszym dowodem są rosnące minuty, które spędza na lodzie. Zaczynał z nieco ponad 11-stoma minutami w meczu z Penguins, a w ostatnim spotkaniu przeciwko Tampa Bay Lightning, swoje umiejętności prezentował już przez 17 minut.

Wychodzący z cienia gwiazd i ligowych wyjadaczy Janmark może być niespodziewanym kandydatem do Calder Trophy, o ile oczywiście utrzyma dobrą formę z początku sezonu.

Rozpędzony defensor

Ben Hutton - Twitter @LastWordBKerrWiele mówimy o ofensywnych prospektach, warto jednak spojrzeć także na tych usposobionych bardziej defensywnie. Tutaj przed szereg wybija się 22-latek z Vancouver – Ben Hutton. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie wiedział kim jest ten chłopak. Po raz pierwszy pojawił się na campie Canucks i od razu zwrócił na siebie uwagę sztabu szkoleniowego i kolegów. Mimo niezłych występów w preseasonie, mało kto przypuszczał, że przebojem przedrze się do składu na pierwszy mecz sezonu. Ten jednak zadziwił wszystkich, świetnie radząc sobie w parze z Lucą Sbisą i notując asystę w swoim debiucie. Dodatkowy zastrzyk zaufania, Hutton otrzymał od trenerów w postaci miejsca w drugiej formacji power play co zaowocowało kolejnymi punktami.

Sbisa, w jednym z wywiadów porównał Huttona do gąbki, twierdząc, że jest niesamowicie cichym i chłonącym wiedzę chłopakiem. Ciężko pracował podczas campu, wywalczył sobie miejsce w rosterze i nie ma zamiaru szybko go oddać.