Anaheim Ducks (1PAC) vs Nashville Predators (1WC)

Dr. Jekyll i Mr. Hyde – w tej roli Anaheim Ducks z kampanii 15/16. Hokeiści z Disneylandu pokazali dwa zupełnie odmienne oblicza, w związku z czym w pierwszej rundzie zagrają z – zachowując popkulturową terminologię – Robinem. Nashville Predators w dywizji Batmanów, Supermanów i Spidermanów grali co najwyżej drugie skrzypce.

Tak dotarli do playoff

No właśnie – historia awansu obu przeciwników jest całkowicie odmienna. Kaczory kończyły 2015 rok pocierając brzuchem o ligowe dno, jednak cierpliwość szefów organizacji została wynagrodzona. Bruce Boudreau zachował posadę, menedżer Bob Murray wykonał kilka ruchów transferowych i Ducks w spektakularny sposób wystrzeliły w górę tabeli. Od Bożego Narodzenia nie mieli dla siebie żadnej konkurencji, dzięki czemu rzutem na taśmę zdołali wskoczyć na pierwsze miejsce dywizji. Wzloty i upadki mieli Predators. Po przeciętnym wejściu w sezon menedżer David Poile zdecydował się na przeprowadzenie transferowego blockbustera, w wyniku którego do Tennessee zawitał Ryan Johansen. Utalentowany napastnik nie rozwiązał wszystkich problemów zespołu, jednak Drapieżcy zakończyli sezon z imponującym wynikiem punktowym. Gdyby nie chora konkurencja w dywizji Central, Preds z pewnością stać było na jeszcze więcej.

Ile da swojemu zespołowi Pekka Rinne?

Obarczenie fińskiego bramkarza całą odpowiedzialnością za powodzenie w serii z Ducks byłoby niesprawiedliwością, jednak od Rinne zależeć będzie bardzo wiele. Patrząc na reputację moglibyśmy wywnioskować, że Preds na pozycji golkipera mają przewagę, lecz renoma Pekki zdecydowanie przerosła jego tegoroczne osiągnięcia. Bardzo zła postawa doświadczonego Fina w fazie zasadniczej to bezsporny fakt. Jeśli Rinne zamierza bronić ze skutecznością podobną do sezonu regularnego (91% odbitych krążków), cóż, w takim wypadku Drapieżcy mogą pakować się do domu jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

Kto powstrzyma formację Silfverberg-Kesler-Cogliano?

Mówi się, że zatrzymanie jednej scoring line jest możliwe. W teorii wystarczy desygnować najlepszą parę obrońców oraz shutdown line do pilnowania najlepszego ataku rywala, tylko co zrobić, kiedy przeciwnik dysponuje równie skutecznym drugim atakiem? Głębia defensywna Nashville to absolutna ligowa czołówka, jednak zakładając, że Shea Weber z Romanem Josim będą pilnować jak oka w głowie Ryana Getzlafa, pole do popisu może mieć bardzo ze sobą zgrany atak Silfverberg-Kesler-Cogliano. Trio Kaczorów zaliczyło kapitalny finisz sezonu. Bruce Boudreau z pewnością mocno liczy na ich skuteczność również w rywalizacji z Predators.

Jak poradzić sobie ze special teams Anaheim?

Nie dość, że Kaczory bardzo obiecująco radzą sobie w grze 5-na-5, to jeszcze dysponują najskuteczniejszym powerplay w NHL i również najlepiej bronią się w osłabieniu… To niezwykle rzadka sytuacja, by jedna ekipa dominowała w obu aspektach. A pamiętajmy, że w playoffowych realiach special teams jeszcze zyskują na znaczeniu. Regularne zdobywanie goli w grze w pełnych składach jest trudniejsze niż w fazie zasadniczej (a i tam o gole trudno), często o losach meczu decyduje wybroniona kara lub bramka w powerplay.

Czy centrzy Predators podołają w starciu ze środkowymi Ducks?

Świetną obsadą newralgicznej pozycji jaką jest środek ataku mogą pochwalić się Kalifornijczycy. W porównaniu do Getzlafa i Keslera Ryan Johnansen i Mike Ribeiro wypadają może nie blado, ale… muszą wspiąć się na absolutne wyżyny umiejętności by sprostać duetowi Ducks. Mocna obsada 1C i 2C to warunek konieczny do zaistnienia w dywizji Pacific. Preds takiej siły nie mają, a przecież to właśnie niewystarczająco silna ofensywa od lat przeszkadza graczom ze stanu Jacka Danielsa w dojściu do dalszych rund. Młody Johansen będzie musiał wziąć drużynę na swoje barki i liczyć na wsparcie weteranów: wspomnianego Ribeiro oraz Mike’a Fishera.

Typy redakcji:

Kowal: Ducks w sześciu

Ruszel: Predators w siedmiu

Milczarski: Ducks w sześciu

Jonga: Ducks w sześciu

Burzyński: Ducks w pięciu

Szewczyk: Ducks w sześciu

Kolasiński: Ducks w siedmiu

Rutana:  Ducks w sześciu

Los Angeles Kings (2PAC) v San Jose Sharks (3PAC)

Skąd my to znamy… Bitwa o Kalifornię? Zemsta frajerów? Po legendarnej serii sprzed dwóch lat, w której Sharks wypuścili prowadzenie 3:0 i przegrali 3:4 nic już nie było takie samo.

Tak dotarli do playoff

Królowie przez długi czas rządzili w żenująco słabej dywizji. Dywizji, która miała być bardzo silna, tymczasem tradycyjnie rozczarowali Edmonton Oilers, nieporozumieniem była forma Anaheim Ducks, hokej bez wyrazu prezentowali Vancouver Canucks i Calgary Flames, a Rekiny z San Jose przypomniały bardziej małą akwariową rybkę. Kings przewodzili stawce niejako z urzędu, lecz na ostatniej prostej dali się wyprzedzić wracającym do życia Ducks. Umówmy się – ani Ducks ani Kings nie chcieli trafić w pierwszej rundzie na Sharks, stąd randka Kaczorów i Drapieżców jest uważana za niezłą okazję dla trzeciego przedstawiciela Kalifornii. Nieco w cieniu LA i Anaheim pozostawali panowie z San Jose, którzy tylko przez moment poważnie mogli myśleć o triumfie w dywizji, z drugiej strony nie groziło im choćby najmniejsze zagrożenie ze strony pozostałych ekip w Pacific.

Co z psychiką Rekinów?

Sharks to najwięksi „choke artists” w najświeższej historii NHL. Żaden inny klub tak spektakularnie nie przegrywał w playoff jak organizacja z Bay Area. Dwa-trzy sezony temu pożegnaliśmy Sharks jako potęgę sezonu zasadniczego, ba! Przed rokiem sensacyjnie zabrakło ich w postseason. Ostatnim playoffowym wspomnieniem jest właśnie słynna klęska poniesiona z Królami przed dwoma laty. Psychika Sharks to wielka zagadka. Wiemy, że nigdy nie radzili sobie z łatką faworyta, lecz tym razem trudno o takiej mówić. Czy rola underdoga, delikatnego autsajdera może im pomóc? Nikt nie ma w stosunku do nich wielkich oczekiwań. Taka zmiana postrzegania pewnie odciąży zespół, z drugiej strony jak mocno w ich pamięci tkwi porażka z 2014 roku? Z wypowiedzi zawodników możemy wnioskować, że Kings cały czas siedzą w ich głowach.

Kim dzisiaj są LA Kings?

To kolejna drużyna pełna sprzeczności. Mistrz 2014, ale i wielki nieobecny playoff 2015. Zeszłoroczny kryzys wygląda jak przedziwny wypadek przy pracy, coś, co w najbliższej przyszłości nie powinno się powtórzyć. Sezon regularny nakazuje sądzić, że Królowie wrócili do najlepszej formy, choć personalia w stosunku do mistrzowskiego składu mocno się zmieniły. Sława Wojnow, Mike Richards, Jarret Stoll, Willie Mitchell – tych nazwisk już dawno nie ma w klubie. Są za to nowi, wciąż głodni sukcesu Milan Lucic, Vincent Lecavalier, Luke Schenn… To istotne zmiany, które nie zostały przetestowane w prawdziwym playoffowym boju.

Martin Jones jako starter: strzał w dziesiątkę czy duży błąd?

Golkiper Rekinów – a wcześniej zastępca Jonathana Quicka w LAK – przez cały rok prezentował zadowalającą formę. Zawodził jego zmiennik Alex Stalock, stąd transfer Jamesa Reimera przy okazji trade deadline. Były golkiper Leafs miał być polisą ubezpieczeniową drużyny, tymczasem z miejsca stał się poważnym konkurentem Jonesa o miano „jedynki”. Śmiało można stwierdzić, że końcówka sezonu należała do „Optimusa Rime’a” – na podstawie bieżącej formy to jemu należało się miejsce w bramce, jednak Peter DeBoer zdecydował się na Jonesa. Na czym jeszcze polega potencjalny kłopot? Wszyscy w organizacji z Miasta Aniołów znają Martina od podszewki. Wiedzą, jakie ma tendencje, znają jego mocne i słabe strony, potrafią doskonale go „rozczytać”. W końcu grali i trenowali z nim przez dobrych kilka lat.

Shark Tank – twierdza do zdobycia?

Hala Rekinów pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie jest atutem gospodarzy. W sezonie zasadniczym nie wygrali nawet połowy spotkań w domu! Jak wiadomo w playoff wygrywanie w swojej hali to podstawa, jeżeli Sharks stracą choćby jedno spotkanie w Shark Tank będą mogli zapomnieć o sukcesie.

Gdzie ta słynna solidność drużyny Daryla Suttera?

Królowie za rządów doświadczonego szkoleniowca mają opinię drużyny najlepiej grającej w obronie. Do bólu solidni, potrafiący „zabić” mecz ze stoickim spokojem dowożąc prowadzenie do ostatniej syreny. Rysą na wizerunku były wyniki ostatnich z ostatnich dwóch tygodni. Wystarczy przypomnieć, że w meczu o wygranie dywizji wypuścili z rąk prowadzenie 3:0, przegrali z Winnipeg Jets i wylądowali za plecami Ducks. To coś zupełnie niezwykłego i sprzecznego z charakterystyką zespołu.

Typy redakcji:

Kowal: Sharks w siedmiu

Ruszel: Kings w sześciu

Milczarski: Kings w siedmiu

Jonga: Sharks w sześciu

Burzyński: Kings w sześciu

Szewczyk: Kings w pięciu

Kolasiński: Sharks w pięciu

Rutana:  Sharks w siedmiu