Zapraszamy na długo wyczekiwaną kontynuacje jednego z najlepiej ocenianych tekstów w historii portalu NHL w PL. Rok temu Mateusz Kinic po kolejnym rozczarowaniu w wykonaniu Washington Capitals w play-offach napisał naszpikowany emocjami tekst pod tytułem Cierpienia już wcale nie tak młodego kibica Capitals. Możecie przeczytać artykuł poniżej całkowicie za darmo:

Cierpienia już wcale nie tak młodego kibica Capitals

Dziś nasz redaktor oddaje wam do lektury drugą i ostatnią część tego cyklu. Polecamy:


 

Gdyby rok temu (zaraz po serii z Penguins) ktoś powiedział mi, że Washington Capitals już przy najbliższej okazji sięgną po Puchar Stanleya, byłbym mniej zszokowany niż wtedy, kiedy usłyszałbym od kogoś, że napisanie podsumowującego tekstu po wielkim triumfie będzie znacznie trudniejsze, niż redagowanie go po zeszłorocznej klęsce. Przecież pisanie o zwycięzcach nie może być wymagającym zadaniem, a porażki można wnikliwie analizować i oceniać z różnych perspektyw. Teraz, kiedy kurtyna zapadła, a w centrum zainteresowania znalazły się draft oraz rynek wolnych agentów, czyli – na dobrą sprawę – przeszło dwa tygodnie po G6, wciąż nie mam żadnego pomysłu na formę tego przekazu.

Niemożliwe

Ależ sztampowy nagłówek i słowo samo w sobie też sztampowe. Spróbujcie jednak znaleźć inne, równie pasujące. Drużyna rozbita na kawałeczki po sezonie 2016/17. Odchodzi kilka istotnych ogniw. Niezrównany lider zespołu ma już tylko siwe włosy na głowie i przynajmniej kilka kilogramów nadwagi. Pozostali gracze stanowiący kręgosłup zrezygnowani i przybici. Postaci drugiego planu swoje świetne występy zakończyły po sezonie zasadniczym i tyle można o nich powiedzieć. Ci najmłodsi już zdążyli zaszczepić  w sobie syndrom przegrywa i przesiąknąć gęstą, grobową atmosferą wielkiej porażki. Bramkarz na miarę Vezina Trophy z postrzeloną pewnością siebie (a to najgorsza rzecz jaka może się przytrafić klasowemu bramkarzowi). Trener zawsze reagujący zbyt późno i niechciany przez fanów.

Mało? Źle zaczyna się dziać już na samym początku kampanii 2017/18.

Chodzą słuchy, że Owieczkin i Backstrom nie są już przyjaciółmi. Co więcej – nie chcą grać ze sobą w jednej linii.  Bradena Holtby’ego w bramce ponownie zastąpił jego zły brat bliźniak – Braden Holeby, który w 54 meczach nie notuje żadnego czystego konta. T.J. Oshie znacznie obniża loty, wspominany wyżej Backstrom podobnie. Andre Burakovsky wręcz cofa się w rozwoju. Świeża krew – Djoos i Bowey, nie odmieniają nagle oblicza obrony Caps. W trakcie sezonu drużyna wielokrotnie przegrywa w żenującym stylu, w pewnej chwili posada Trotza wisi na włosku. Podczas trade deadline żadnych głośnych wzmocnień. Dzięki może nie całkowicie nowo narodzonemu, ale znacznie lepiej przygotowanemu fizycznie Owieczkinowi oraz czarującej postawie Kuźniecowa udało się awansować do playoffów z przewagą własnego lodu (jak się okazuje, mającą w tym wszystkim najmniejsze znaczenie). Na spore słowa uznania zasłużyli także Grubauer w bramce i John Carlson ze swoim życiowym sezonem (jak lubię Subbana, tak nie mam pojęcia co takiego zrobił od strony sportowej, żeby znaleźć się przed Carlsonem w finałowej trójce nominowanych do Norrisa).  A, jeszcze Tom Wilson, który przez cały rok regularnie sprawiał, że jego hejterom pękały żyłki w różnych miejscach, plus wreszcie pokazał potencjał w ofensywie.

W poprzednich latach sprzyjały nam znacznie lepsze okoliczności, a brawurowy szturm i tak kończył się odbiciem od drugiej rundy. Wszystko zmierzało do spełnienia się scenariusza który w zasadzie niespecjalnie dziwił ludzi zainteresowanych hokejem – przy czym tym razem sezon golfowy miał się zacząć już po pierwszej rundzie, kiedy Blue Jackets objęli  prowadzenie 2-0, po dwóch zwycięstwach w Capital One Arena.

Całość brzmi jak oklepany scenariusz amerykańskiego kina familijnego ze sportem drużynowym w roli głównej . Wiecie, mamy osłabioną drużynę, z fatalną przeszłością i z zamkniętym oknem na sukces. Do tego podstarzałego supergwiazdora, co rok powtarzającego, że tym razem nie będzie tak jak zwykle. I w tymże filmie takiej drużynie wiedzie się raz lepiej, raz gorzej (z naciskiem na gorzej), aż wreszcie znajdują się na ostrzu nożna, jedną nogą już praktycznie poza rozgrywkami. Trener spuszcza głowę, nastolatki na trybunach smucą się w objęciach swoich chłopaków, którzy mają zaciśnięte z nerwów zęby. Samotny starszy pan, najwierniejszy kibic zespołu od dziesiątek lat, patrzy na lód z przeszklonymi oczyma i łzą spływającą po policzku. Najmłodsi fani hokeja zadzierają wzrok do góry patrząc na swoich ojców, w milczeniu kontemplujących nad nieuchronną klęską, i już wiedzą, że po powrocie do domu nie będzie frytek. Wtedy przychodzi nagły zwrot wydarzeń, którego nikt się nie spodziewał. Nikt w założeniu, bo w rzeczywistości spodziewali się wszyscy widzowie przed telewizorami. Ktoś wybija piłkę (czy w co się tam gra w tych filmach) z linii bramkowej albo zdobywa kontaktowe trafienie. Kapitan krzyczy, że to jest TEN moment. Trener zaczyna wymachiwać rękoma, zawodnicy patrzą na siebie z dziarskimi minami, a

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj

3 KOMENTARZE

  1. A ja jako fan Penguins jeszcze raz gratuluję i mimo wszystko w pewien sposób zazdroszczę ,bo taki sukces ,pierwszy w historii ,po tylu latach klęsk i niepowodzeń smakuje napewno wyjątkowo.Cieszcie się tym bo zasłużyliście w tym roku mocno 🙂

  2. Sztos. Przypomniał mi się „mój” pierwszy Puchar z Devils w 2000 roku. Inna okoliczności, inna sytuacja w drużynie…ale radość i wzruszenie te same.

Comments are closed.