1 . Kto będzie wobec braku Connora McDavida najlepszym zawodnikiem Edmonton Oilers w najbliższych tygodniach?
[wpdevart_poll id=”31″ theme=”1″]
Milczarski: Myślę, że będzie to Taylor Hall. Jeden z najlepszych lewoskrzydłowych na świecie, również w tym sezonie spisuje się znakomicie. Ma pozytywne wyniki Corsi%, a na tle kolegów jest najlepszym pod tym względem napastnikiem swojego zespołu. Dobra gra owocuje bardzo mocnymi liczbami. W 15 meczach to 6G-10A, +5. Przez nieobecność McDavida może mieć trudniejsze zadanie z zestawieniami linii przeciwnika, którzy zapewne wszystkie siły będą teraz koncentrować właśnie na linii Halla, ale 23-latek udowodnił już, że potrafi utrzymywać produkcję rzędu point-per-game, nawet gdy skład jego drużyny był jeszcze gorszy.
Szewczyk: Edmonton nie wystarczy jeden dobry zawodnik. Myślę, że w najbliższych tygodniach ważną rolę powinien odegrać Eberle, który wrócił do gry po kontuzji i z pewnością chce sporo udowodnić. Jordan w ostatnich sezonach to kluczowa postać Olejarzy, zawodnik, który jest w stanie strzelić 30. bramek w sezonie. Jeśli Eberle będzie grał na poziomie, a do tego reszta postaci takich jak właśnie Nugent-Hopkins czy Draisaitl również będzie spisywała się przynajmniej dobrze to Oilers powinni przetrwać ten okres „bez McDavida”.
Burzyński: Zaryzykowałbym stwierdzeniem, że dużą rolę odegra Draisaitl. Młody center Oilers pokazał w pierwszych meczach tego sezonu, że może być czołową postacią swojego zespołu. Siedem punktów w trzech meczach 20-latka robi ogromne wrażenie. Jeżeli Leon utrzyma dobrą formę, Oilers mogą praktycznie nie odczuć nieobecności wyrastającego na lidera zespołu McDavida.
Kowal: Oilers muszą liczyć na kolektywny wysiłek całego zespołu. W kontekście przewodzenia zespołowi aż tak nie demonizowałbym nieobecności McDavida, gdyż jeszcze nie zdążył przejąć kluczyków oraz kierownicy w Edmonton. Wciąż bardzo dużo zależy od Halla, Nugent-Hopkinsa i Eberle, a odpowiednie wparcie muszą dać Pouliot, Draisaitl czy Purcell.
2 . Na którym z Rosjan oparłbyś klub, gdybyś był GMem fikcyjnej drużyny? Bure, Fiodorow czy Owieczkin?
[wpdevart_poll id=”30″ theme=”1″]
Milczarski: W tej kwestii muszę się słuchać rozumu a nie serca. Mimo tego, że uwielbiam Aleksa Owieczkina i jego grę, nie mogę przejść obojętnie obok jednego z najlepszych „two-way” centrów ostatnich lat czyli Siergieja Fiodorowa. Wybrany w tym roku do Hokejowej Galerii Sław Rosjanin, zdobywca MVP ligi sezonu 93/94 zdołał tego samego roku sięgnąć po Selke Trophy dla najlepiej broniącego napastnika ligi. Potrafił wtedy uzbierać 120 punktów mając +/- równe +48. W trudnych sytuacjach kadrowych gdy drużyny, dla których grał miały kontuzjowanych obrońców, był on pierwszym wyborem trenerów na błyskawiczną zmianę pozycji w środku sezonu, co wydaję się nie do pomyślenia. W dzisiejszych czasach jest szczególne zapotrzebowanie na centrów pracujących na całym lodowisku. Dokładając do tego niezwykłe umiejętności w ataku, Siergiej Fiodorow może być jednym z najlepszych fundamentów do budowy dowolnej drużyny w historii.
Szewczyk: Pomimo braku ogólnej sympatii postawiłby chyba jednak na Owieczkina, który to raz po raz bije rekordy w Capitals – swoje prywatne, te drużynowe jak i ligowe. Owieczkin już wpisał się w historię ligi złotymi zgłoskami, a jest dopiero w połowie swojej kariery. Strach pomyśleć jak będą wyglądały jego liczby przy zakończeniu przygody z NHL. Jego strzeleckiego rekordu nie pobije chyba żaden Rosjanin przez wiele lat.
Burzyński: Z tych trzech gentlemanów postawiłbym na Sergieja Fiodorowa. Każdy z nich wniósłby niesamowitą jakość, każdy też ma swoje zalety. W wyborze więc kieruję się nieco sentymentem, bowiem Fiodorow był jednym z pierwszych zawodników z którymi zetknąłem się w swojej przygodzie z NHL. Grający wtedy dla Detroit Red Wings był moim ulubionym zawodnikiem i chyba właśnie dlatego na nim zbudowałbym swoją drużynę.
Kowal: Zaliczam się do grona wielkich zwolenników „Rosyjskiej Rakiety”, czyli Pawła Bure, lecz w tym tercecie postawiłbym na Owieczkina. Ledwie ukończył 30 lat, a już jest najlepszym rosyjskim strzelcem w historii ligi. Jasne, gole to nie wszystko, jednak Aleks w tym elemencie jest po prostu wybitny – czułbym się fatalnie, nie korzystając z takiej opcji.
3. Kto powinien Twoim zdaniem dołączyć do Hall of Fame w 2016? Lindros, Roenick czy Recchi? (Wybierz jednego i uzasadnij)
[wpdevart_poll id=”29″ theme=”1″]
Milczarski: Fakt, że jak dotychczas nie znalazł uznania w oczach komitetu Hockey Hall of Fame Eric Lindros, jest co najmniej zastanawiające. Kiedy był w pełni sił, był jednym z najbardziej dominujących zawodników w dziejach NHL. Miał niesamowite warunki fizyczne, do tego świetnie poruszał się po lodowisku. Nie bał się również grać fizycznie. Jego największą bolączką były wstrząśnienia mózgu, przez które rozegrał tylko 760 meczów w NHL. Porównajmy jego osiągnięcia z niedawno wybranym do HHoF Pawłem Bure (nie chce by to zabrzmiało jak krytyka Burego, to również świetny zawodnik, jedynie porównanie):
P. Bure: 702GP-437G+342A=779P (1,11 P/GP)
E. Lindros: 760GP-372G+493A=865P (1,14 P/GP) + MVP sezonu 94/95
Nie wiem skąd bierze się niechęć umieszczenia Erica Lindrosa wśród najlepszych. Z wyżej wymienionych zawodników, to właśnie on powinien trafić do nich jako pierwszy, już parę lat temu. Z punktu czysto sportowego, Hokejowa Galeria Sław to swoiste muzeum reprezentujące najlepsze części składowe całej układanki jakim jest zawodowy hokej, w tym również założyciele czy trenerzy. Postać Erica Lindrosa zdecydowanie do tego opisu pasuje i powinno się ją na zawsze utrwalić.
Szewczyk: Powyższe statystyki, które przytoczył Paweł mówią chyba wszystko i również uważam, że za rok do tego zacnego grona powinien dołączyć Lindros. Jeśli nie za rok, to za dwa. Wcześniej czy później Eric na pewno znajdzie się w tym gronie.
Burzyński: Paweł Milczarski powiedział chyba wszystko co trzeba tu było powiedzieć. Jedno z głośniejszych nazwisk w historii NHL, w moim odczuciu niekwestionowana kandydatura do znalezienia się w Hall of Fame.
Kowal: Wypada tylko przyklasnąć wypowiedzi Pawła Milczarskiego powyżej. Lindros to dla mnie jeden z symboli NHL przełomu wieków, jego miejsce jest w Galerii Sław.
4. Cała masa kontuzji nie wpłynęła negatywnie na wyniki St. Louis Blues, czym to tłumaczyć?
[wpdevart_poll id=”28″ theme=”1″]
Milczarski: Głębia składu – w tym mądre, tanie kontrakty takie jak Upshall czy Gomez oraz przede wszystkim świetny system gry proponowany przez Kena Hitchcocka. Trener Nutek znany jest z „magicznego” sposobu tworzenia niesamowicie skutecznych bramkarzy (jak Pascal Leclaire i jego 9 czystych kont w jednym sezonie kiedy trenował Columbus, czy obecny tandem Allen, Elliot). Według mnie żaden z nich nie jest wybitnym bramkarzem. Dzięki defensywnym systemom aplikowanym przez Hitchcocka, bramkarze nie są narażani na bardzo duże obciążenie w ciągu całego sezonu. Zespoły, które prowadzi są zazwyczaj w czołówkach klasyfikacji mierzących okazje wysokiego ryzyka dla przeciwników czyli tzw. High Scoring Chances Against. To pozwala na minimalizacje traconych bramek i większe szanse na zwycięstwa nawet w obliczu braków kadrowych. Na przykładzie drużyny Columbus Blue Jackets można dobrze przestawić znaczenie systemu Kena Hitchcocka, ponieważ kadrowo były to niedoskonałe drużyny z roku na rok. Wykres na osi pionowej przedstawia właśnie ilość szans wysokiego ryzyka, które generował przeciwnik (5v5). Okres pełnej kadencji Hitchcocka w CBJ Listopad ’06 – Luty ’10:
Szewczyk: Defensywa jak na razie odgrywa kluczową rolę w St. Louis. Blues tracą mało bramek, nie strzelają ich także nadzwyczaj dużo, ale jak widać wystarcza to jak na razie do wykręcania dobrych rezultatów. Poza tym dobrze spisuje się młodzież w St. Louis, która w stu procentach wykorzystuje szanse jakie otrzymała poprzez owe kontuzje.
Burzyński: Dużą rolę w zwycięstwach Blues w tym sezonie odgrywali przede wszystkim bramkarze i zawodnicy defensywni. Tutaj drużyna Hitchcocka nie odniosła większych strat. Kontuzjowanego Kevina Shattenkirka doskonale zastąpili Colton Parayko i Joel Edmundson. Dorzucając do tego doskonałą postawę Allena i Elliotta, otrzymujemy przepis na sukces, którego nie mogły zmącić ubytki w sile ofensywnej.
Kowal: Role liderów potrafili wziąć na siebie młodzi. Ta sztuka nie udawała się poprzedniej generacji talentów w Blues – Berglundowi czy Oshie. Mam wrażenie, że zastrzyk świeżej krwi w osobach Edmundsona, Parayko czy Fabbriego korzystnie wpłynął na cały zespół.
5. Jakie szansę ma w Twoich oczach Florida Panthers na zagranie w play-off?
[wpdevart_poll id=”27″ theme=”1″]
Milczarski: W tym roku Atlantic Division jest bardzo nieprzewidywalna, jednak nie sądzę by Panterom udało się wślizgnąć do postseason. Po bardzo obiecującym końcu ubiegłorocznych rozgrywek, wszystko wskazywało na postęp drużyny z Florydy. W tym roku jednak ich gra nie jest na tak wysokim poziomie. Do tego dochodzi bardzo dobra gra bramkarzy (trzeci wynik w lidze), jednak nawet to nie umożliwia drużynie zdobywanie punktów w tabeli. Obawiam się, że taka dyspozycja bramkarzy może się nie utrzymać. Wtedy zespół będzie w jeszcze większych tarapatach. Niedawna kontuzja Aleksandra Barkova nie ułatwia sprawy.
Szewczyk: W obliczu mocnej sąsiedniej Metropolitan Division można przewidywać, że z Atlantic Division do play-offów wejdą tylko trzy zespoły. Ustalmy, że dwa miejsca mamy zajęte przez Montreal i Tampa Bay. O trzecie miejsce bić będą się Detroit i Ottawa. Niestety nie widzę w tej rywalizacji miejsca dla Panter. Być może jeszcze Bruins z dobrym skutkiem powalczą o rozgrywki posezonowe. Gra Panter w chwili obecnej opiera się na grze Jagra i Barkowa. Ten pierwszy ma 43-lata, a ten drugi jest już kontuzjowany. Wszystko to jest budowane na kruchym lodzie.
Burzyński: W przypadku Panter trzeba zadać sobie pytanie jak długo potrwa kontuzja Barkova, czy Jaro Jagr zdoła utrzymać doskonałą formę przez cały sezon i czy ich bramkarze dalej będą bronić na tak dobrym poziomie. Jeżeli dorzucimy do tego świetnego Jussi’ego Jokinena, który także w końcu przygaśnie, możemy zakładać, że drużyna z Florydy mocno zwolni. Jedyną szansą jest dla nich niespecjalna forma reszty dywizji. Uważam jednak, że Canadiens i Lightning będą poza konkurencją. Ponad to myślę, że wkrótce na dobre odpalą także Bruins. Jeżeli w ogóle Panthers będą chcieli awansować, to będą musieli stoczyć ciężką walkę o którąś z dwóch wild card. A kandydatów nie brakuje.
Kowal: Trzymam kciuki za taki obrót spraw. Pod nieobecność Barkova Koty złapały sporą zadyszkę, lecz już na starcie sezonu zasygnalizowały, że mogą liczyć się w walce o awans. Może w tym pomóc słabość dywizji Atlantic, gdzie poza Montrealem i Tampa Bay nie widać klasowych ekip. Trzecia lokata za plecami tych drużyn jest sprawą otwartą – być może do samego końca.