Andrzej Tkacz to bohater jednej z dwóch największych sensacji w historii hokeja. Za takie uznaje się finał olimpijski z 1980 roku oraz triumf Polski nad ZSRR w mistrzostwach świata w 1976. Pan Andrzej bohatersko bronił dostępu do naszej bramki. Spotkaliśmy się z nim, żeby posłuchać co ma do powiedzenia o hokeju z czasów głębokiej komuny, ale także co niepokoi go w dzisiejszych realiach tej dyscypliny. Nie zabrakło rozmowy o NHL, jego kontaktach z hokejem amerykańskim.
ZAMÓW papierowy Skarb Fana NHL na sezon 2024/25! HIT teraz także audiobook!
Wspomnienie, któremu nie wolno dać odejść
Sukces z katowickiego czempionatu grupy A z 1976 roku został omówiony na wszystkie możliwe sposoby. Od lat wspominany jest przy każdej nadarzającej się okazji. Stał się niemalże definicją polskiego hokeja.
– Jestem zmęczony tym ciągłym wracaniem do meczu z ZSRR – jasno stwierdza Tkacz. – Uważam, że mieliśmy nawet lepsze mecze od tego. Nikt nie wspomina jak rok wcześniej walczyliśmy o utrzymanie się w elicie, która wtedy była bardzo wąska, bo liczyła tylko sześć drużyn.
Faktycznie w 1975 roku Polacy musieli zameldować się wśród najlepszych pięciu drużyn globu, żeby nie podzielić losu Republiki Federalnej Niemiec, która była gospodarzem tej imprezy, toczącej się bez jej reprezentacji, która dwa tygodnie wcześniej dopiero wywalczyła awans do grupy A. Biało-czerwoni wygrali dwukrotnie z USA, za każdym razem aplikując Jankesom pięć goli. Te triumfy pozwoliły wypełnić zadanie postawione przed Orłami.
Dopiero za jakiś czas okazało się, iż od mistrzostw w Katowicach zostanie powiększone grono elity, które będzie liczyć teraz osiem drużyn. Turniej rozpoczął się od wydarzenia uznawanego za największą sensację mistrzostw świata ever, przedstawianą w takim tonie po dziś dzień w publikacjach IIHF. Polacy, mający ze Związkiem Radzieckim bilans 0-12, a w bramkach 14:136, pokonali hegemonów 6:4, choć do tej pory tylko dwukrotnie potrafili wbić Sbornej po trzy gole w meczu.
Dwa miesiące wcześniej podopieczni Jerzego Kurka brali udział w Igrzyskach Olimpijskich w Innsbrucku, gdzie zakończyli występy z zerowym dorobkiem punktowym, a mecz z ZSRR przegrali 1:16.
– Po igrzyskach wylała się na nas fala krytyki. Krótko mówiąc na olimpiadzie żeśmy umoczyli – mówi bez owijania w bawełnę Tkacz. – Była w nas duża chęć rehabilitacji. Pamiętajmy, że w tamtych czasach elita była wąskim gronem, więc nie było słabeuszy. Jeśli chcieliśmy się odkuć, to musieliśmy pokonać kogoś bardzo mocnego. Innej możliwości nie było.
Polacy wykorzystywali nadarzające się sytuacje, a do tego świetnie radzili sobie z 14-krotnymi mistrzami świata, broniącymi w Katowicach potrójnego złota, regularnie zdobywanego od 1973 roku.
– Zaskoczyliśmy ich odwagą. Nie czekaliśmy na nich w naszej tercji, tylko w środkowej, a zatem bardzo wysoko –tłumaczy Tkacz. – Tego się nie spodziewali. Ich taktyka w tym spotkaniu polegała na wrzucaniu krążka za niebieską, tymczasem my niszczyliśmy te zamiary w zarodku. Zagrali inaczej niż zwykle, bo znani byli z tego, że dużo rozgrywali krążkiem już od własnej strefy obronnej.
Dla końcowego sukcesu ogromne znaczenie miał dobry początek spotkania w wykonaniu podopiecznych Kurka. Po pierwszej tercji prowadziliśmy 2:0, a po 40 minutach było 5:2.
– Nie ma co ukrywać, że nam tego dnia wychodziło wszystko, a rywale zaskoczeni takim obrotem spraw zaczęli się mocno denerwować, kłócili się ze sobą – wspomina bramkarz Biało-czerwonych. – Zresztą Sborna tak miała, że w początkach turniejów, to oni się dopiero rozkręcali. Harmonogram gier przeważnie był układany w ten sposób, iż skala trudności rywali rosła, a zatem najpierw mieli tych teoretycznie słabszych, mniej wymagających przeciwników.
Pomimo, iż na ostatnią tercję Polacy wyjeżdżali z trzybramkową zaliczką, nie można powiedzieć, że byli pewni swego. ZSRR to prawdziwi mocarze hokeja w tamtym czasie. Dość powiedzieć, że w poprzednich 12 edycjach mistrzostw nie triumfowali tylko raz.
– W możliwość wygranej uwierzyłem dopiero pięć minut przed końcem meczu – wyznaje Tkacz. – Na Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych, rozgrywanej bodajże rok wcześniej, prowadziliśmy 3:1 z CSKA Moskwa, stanowiącym 90 procent ich reprezentacji. Skończyło się naszą porażką 3:4.
Gwiazdy hokeja z piwemi fajkami
Walerij Charłamow, Boris Michajłow, Helmuts Balderis, Wiktor Szalimow to tylko niektórzy z gwiazdorów tamtej reprezentacji Związku Radzieckiego. Najwięksi hokeiści lat 70-tych poprzedniego stulecia, członkowie Galerii Gwiazd IIHF. Czy dla naszych graczy to byli bogowie o niedoścignionych umiejętnościach i zawodnicy z odległej galaktyki? Okazuje się, że wcale tak nie było.
– Z zawodnikami tworzącymi Sborną mieliśmy bardzo częste kontakty – tłumaczy Tkacz. – Do Łodzi na obozy przyjeżdżały moskiewskie kluby, Lokomotiw i Spartak. To byli nasi koledzy. Nieraz wyskoczyło się wspólnie na jakieś piwo, a do naszej toalety przychodzili palić papierosy, bo bali się swoich trenerów, więc chowali się u nas.
W tym gwiazdozbiorze jedną z najważniejszych ról odgrywał Charłamow, o którym śnili prezydenci klubów NHL. Do końca kariery pozostał wierny moskiewskiemu CSKA, a w uznaniu zasług został wpisany do Hokejowej Galerii Sław w Toronto. Jego imieniem nazwano coroczną nagrodę dla najlepszego rosyjskiego zawodnika w NHL.
– Po zakończeniu turnieju olimpijskiego w Sapporo moi radzieccy koledzy nie chcieli mi odpuścić wspólnego wyjścia na miasto – wspomina Tkacz. – Charłamow osobiście mnie zapraszał. To było coś w stylu „Andrzej, idziesz z nami, bez dyskusji”. Ja się śmiałem, że gdybym uległ tym namowom, to przypadkiem mógłbym nie zdążyć na samolot.
Najwięksi hokeiści tamtych czasów byli bardzo dobrze znani polskim zawodnikom, jednakże kiedy przyszło walczyć o medale, udowadniali swoją wyższość przede wszystkim prezentując żelazne przygotowanie psychiczne i wyćwiczoną do perfekcji mentalność zwycięzców.
– My nawet często graliśmy w jednej drużynie. Na treningach wystawiane były mieszane składy – opowiada Tkacz. – Znaliśmy ich doskonale i wiedzieliśmy, że nie ma między nami jakiejś przepaści poziomów. Jednakże podczas meczów oficjalnych, oni potrafili się tak spiąć, że szybko strzelali nam dwie, trzy bramki, zwieszaliśmy głowy i już było po zawodach. To samo przeżywaliśmy w rywalizacji z Czechosłowakami.
Jedynym, który pozostawał poza „zasięgiem” koleżeńskich układów był Władisław Trietjak, bramkarz-legenda światowego hokeja, a obecnie prezydent rosyjskiej federacji. Był jak kot chadzający własnymi drogami. Jednakże nawet jego dopadło brzemię porażki z Polską, bowiem zaliczył występ w tym spotkaniu, choć zaczynał je na ławce rezerwowych.
– Trietjak to nie kolegował się nawet ze swoimi. On chadzał własnymi ścieżkami – mówi Tkacz. – Śmiali się z niego, że rozmyśla tylko o tym, jak dostać się do Dumy (jedna z izb parlamentu – przyp.red.). Zawsze angażował się w politykę.
Mecz idealny, a potem blamaż
__________________________________
Aby czytać dalej
Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie.
Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów.
Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.
Istnieje możliwość zapłaty zwykłym przelewem bankowym. W tym celu proszę wykonać przelew na konto:
NHL W PL
ING: 55 1050 1562 1000 0097 7781 8684
W tytule należy podać wybrany abonament i adres e-mail. Jak tylko otrzymamy pieniądze, uaktywnimy konto. Można to przyspieszyć przesyłając nam potwierdzenie przelewu na re******@nh**.pl
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 30 dni | 22 zł |
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 90 dni | 60 zł |
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 180 dni | 108 zł |
„Tkacz przyszedł na świat w 1946 roku w Trzciance. Łatwy rachunek mówi, iż obecnie ma 74 lata”… hmmm…