Kiedy ktoś pyta nas, kto jest najlepszym strzelcem w NHL, od razu przychodzą nam na myśl uznane nazwiska, które albo dysponują potężnym strzałem, albo mają w dorobku największą liczbę trafień na taflach najlepszej ligi świata. Aleksander Owieczkin jest pewnie największym łowcą goli w całej historii. Auston Matthews to ostatni laureat Rocket Richard Trophy. Na myśl przychodzą jeszcze David Pastrnak, Steven Stamkos i pewnie jeszcze kilku innych obdarzonych potężnym kalibrem strzału. W tegorocznym sezonie do tego grona ma szansę dołączyć ktoś nowy, zabójczo skuteczny Andrew Mangiapane.

Po piątkowej serii spotkań na czele klasyfikacji najlepszych strzelców Owieczkin (8), a za nim Connor McDavid (7), Elias Lindholm (7) i Mangiapane (7). Duet graczy z Calgary na równi z tymi największymi dziwi, bo przecież w zeszłym sezonie ekipa z Alberty miała ogromne problemy ze znajdywanem dorgi do siatki rywali. Ponadto zdecydowali się zatrudnić Darryla Suttera, no i to nie są te nazwiska, które przyszłyby nam od razu na myśl – Johnny Gaudreau lub Sean Monahan lub Matthew Tkachuk.

Skąd obecność Mangiapane w tym elitaranym towarzystwie? Oczywiście możemy powiedzieć, że to dopiero pierwsze tygodnie nowego sezonu, ale kanadyjski napastnik już od jakiegoś czasu udowadnia, że swoje strzeleckie okazje potrafi zamieniać na bramki z iście zabójczą precyzją, zupełnie jak ci najlepsi łowcy bramek w ligowej skali.

Mangiapane to 25-letni napastnik, który rozgrywa swój czwarty pełny sezon na taflach NHL. W swojej pierwszej kampanii (2018/19) wyjechał na lód 44 razy, notując średnio poniżej 11 minut na lodzie na mecz. W kolejnych rozgrywkach jego rola w zespole wzrosła do oszołamiających 13:42 na mecz, następnie było już 16:39, no i początek tegorocznej kampanii na poziomie niespełna 15 minut. Trener Sutter wciąż korzysta z jego usług bardzo oszczędnie, choć proces jego dorastania na dobre zakończył się w czerwcu zeszłego roku przy okazji MŚ elity na Łotwie, na których został wybrany MVP zawodów, walnie przyczyniając się do końcowego triumfu ekipy „Klonowego Liścia”. Biorąc pod uwagę cztery ostatnie występy z poprzedniego sezonu NHL i pierwsze pięć z nowej kampanii, 25-letni napastnik ma 10 goli w 9 kolejnych meczach najlepszej ligi świata. Dodajmy do tego 7 goli dla Kanady w 7 meczach na światowym czempionacie i poza królem polowania w fazie play-off, Braydenem Pointem, Mangiapane jest najgorętszym strzeleckim nazwiskiem w całym światowym hokeju w tym okresie.

Nie zmienia to faktu, że w swojej dotychczasowej karierze w NHL chłopak nie zdołał jeszcze zaliczyć sezonu z 20 golami na koncie, co zwykło znamionować przyzwoitego strzelca, jednego z kilku w danym zespole. Może dlatego nie myślimy o nim, jako o wielkim specjaliście w tej dziedzinie, skoro dwa lata temu miał tych trafień łącznie 17. Przed rokiem było ich z kolei 18, ale już tylko w 56 meczach skróconego sezonu. To wcale niezłe tempo, które dawało miano drugiego strzelca w swoim zespole i miejsce…gdzieś pod koniec pierwszej 50 najlpeszych ligowych snajperów.

Ta liczba będzie jednak bardziej imponująca, jeśli skupimy się tylko na grze przy równym układzie sił na lodzie, gdzie o kreowanie ofensywy oczywiście trudniej. Spoglądając na ten poprzedni pandemiczny sezon i początek tego nowego, to napastnik Flames jest w top 10 ligi, jeśli chodzi o zamienianie swojego czasu na lodzie na zdobyte bramki (goals per 60 minutes of play). Na tej liście towarzyszy mu zresztą kilka naprawdę nie byle jakich nazwisk.

Doceńmy też Joela Farabee, którego zresztą bardzo lubię oglądać. Wracając jednak do Mangiapane, to jego siła polega na tym, że choć nie notuje mnóstwa dogodnych okazji, ani strzałów na bramkę, czyli nie kreuje ofensywy w ten sposób, które lubią podkreślać analitycy od zaawansowanych statystyk, jest wręcz zabójczo skuteczny. Są w tej lidze tacy napastnicy jak choćby Brad Marchand czy Brady Tkachuk, którzy zasypują bramkarzy krążkami, licząc, że ci niektóre z nich koniec końców przepuszczą. Są i tacy, którym okazji nie brakuje, ale konsekwentnie nie potrafią ich zamieniać na gole. Mangiapane jest jednak niesamowicie skuteczny w okolicach atakowanej bramki. Niby ma bardzo skromne gabaryty, ale świetnie zasłania krążek. Jest w nim ta chęć, by regularnie udawać się w te trudne okolice lodu, bardzo dobrze czyta grą i się ustawia, no i ma bardzo szybkie ręce. To pozwala mu być tak skutecznym. Oto jak przedstawia się topowa 10 w skuteczności strzałów przy równym układzie sił na lodzie z trzech ostatnich sezonów wśród tych, którzy grali oczywiście regularnie:

Marchand, Pettersson, Point, odnajdziemy tu kilku pośród najlepszych egzekutorów akcji w tej grze, no i bohatera naszego tekstu w pierwszej trójce. Zawodnicy, którzy mają najlepszą skuteczność raczej nie są tymi, którzy strzelają sporo z dystansu, dlatego nie znajdziecie tu nazwisk Owieczkina czy Matthewsa, a raczej gości, którzy potrafią korzystać z szans pod atakowaną bramką. W końcu nie pytają cię jak, a ile…

Ciekawie wygląda ta sama lista z trzech ostatnich sezonów, ale przy każdym układzie sił na lodzie, a więc także z okresami gier w liczebnych przewagach:

Nadal mamy naszego bohatera w topowej piątce.

Wystarczy popatrzeć na jego styl gry i bramki z tego sezonu, by powiedzieć, dlaczego jest tak skuteczny. Ustawia się na pozycjach wokół atakowanej bramki, a kiedy krążek do niego trafia, zamienia to na gole. Jest to taki napastnik, który raczej pod bramkę przeciwnika się skrada, w myśl zasady: ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Nie jest to ktoś, kto ogra trzech rywali, by wypracować sobie dogodną okazję albo przepcha sobie obrońców. Jest po prostu niesamowicie inteligentny i wyspecjalizował się w znajdywaniu sobie dogodnych okienek strzeleckich. Szkopul w tym, że póki co wycenia się to na 15 minut na spotkanie. Ktoś mógłby powiedzieć, że jeśli nie prowadzisz gry, a tylko zakradasz się pod atakowaną bramkę, to kiedy nie strzelasz, nie robisz nic pożytecznego dla drużyny. W grze Mangiapane widać jednak systematyczne postępy. Przede wszystkim gra on na znacznie większej pewności siebie, która w hokeju znaczy bardzo wiele i potrafi wydobywać z gracza to, co ten ma najlepsze. Znamienne, że nieco nieśmiały z charakteru zawodnik niemal na każdym poziomie, na jakim występował potrzebował trochę czasu, by wspiąć się na szczyt. Tak było i w czasach juniorskich, jak i później na zapleczu najlepszej ligi świata tj. w AHL.

Trudno powiedzieć, czy Andrew Mangiapane zasługuje na znacznie więcej czasu na lodzie na mecz oraz jak sklasyfikować go pośród najbardziej wartościowych graczy obecnych Calgary Flames. Często słyszymy jednak, że najtrudniejsze w hokeju jest regularne znajdywanie drogi do siatki rywali. Można nauczyć się bronienia, pracy w forecheckingu, wygrywania wznowień i całej reszty. Umiejętność finalizowania akcji jest rzadką i szalenie pożądaną cechą, a Flames w osobie Mangiapane mają jednego z najlepszych w tym fachu specjalistów. Ciekawe, z jakim dorobkiem bramkowym uda mu się zakończyć trwający sezon. Ta kariera dopiero na dobre nabiera rozpędu…