Zasada ostatnich lat: JKH z Pucharem Polski

Nikt w Polsce nie gra tak w pucharach jak jastrzębskie JKH. Od trzech lat zawsze zgarniają to trofeum. W bieżącym sezonie mają również na koncie Superpuchar, a zatem są na najlepszej drodze do sięgnięcia po potrójną koronę. Brakuje ostatniego elementu, czyli mistrzostwa kraju.

Jastrzębianie wciąż wstydzą się mówić o tym głośno, są trochę asekuracyjni w wypowiedziach, lecz oczywiście trudno dziwić się takiej postawie. „Naszym celem jest dotrzeć do finału. Dopiero kiedy tam będziemy, zaczniemy zastanawiać się nad mistrzostwem” tonuje nastroje Roman Rác, z którym PHLwPL rozmawiał zaraz po zakończeniu spotkania.

Finał Pucharu Polski rozgrywany na janowskim Jantorze pokazał w czym rzecz. Jastrzębianie to maszyna, która działa w określonym trybie: budowa akcji i atak – po stracie krążka agresywny forczeking i znów budowa akcji i forczeking i tak w kółko aż do celu.

– Każdy system, choćby był najlepszy na świecie, trzeba dostosować pod konkretnego przeciwnika – tłumaczy Róbert Kaláber, trener jastrzębian. – Na przykład dziś była taka sytuacja, że rywale łatwo radzili sobie z nami w środkowej tercji i dopiero musieliśmy porozmawiać o tym w szatni, zmodyfikować nieco taktykę, no i przyniosło to oczekiwane rezultaty. Generalnie potrzebujemy jeszcze więcej utrzymywać się w posiadaniu krążka. Chodzi o to, żeby zamęczać przeciwników jazdą za nami, kiedy będziemy rozgrywać między sobą gumę. Zbyt często gubimy krążek. Mamy wielu młodych zawodników, a dla nich to trudne , gdy gra idzie o wysoką stawkę, wtedy pojawiają się błędy. To normalne. Wiem, że wraz ze wzrostem doświadczenia taka nerwowość zacznie znikać.

W działaniach Re-Plast Unii trudno było doszukać się powtarzalności, a w zasadzie zespołowości. To zlepek hokeistów o wysokich umiejętnościach indywidualnych, ale bez zgrania całości jako kolektywu. Czasami coś wyjdzie, czasami nie. Potrafi być bardzo dobrze, ale częściej jest przeciętnie, stąd biorą się porażki. Ta finałowa w Pucharze była już trzecią z rzędu w ostatnim czasie.

W meczach o trofea nie chodzi, aby były fajerwerki. Liczą się gole i zmierzanie do upragnionego celu. Wrogiem drugiego z wymienionych składników jest popełnianie błędów. Za nie niestety przychodzi zapłacić. Wysoką cenę przyszło ponieść Małopolanom za pomyłkę Bretta McKenziego i zachowanie Victora Bartleya. Pierwszy z wymienionych, sunąc z krążkiem w okolicach linii środkowej pozwolił sobie odebrać go, co zainicjowało indywidualny rajd Marka Hovorki. Bartley rzucił się w pogoń za Słowakiem, ale wszystko co mógł zrobić, to jedynie sfaulować najskuteczniejszego zawodnika PHL. Nie było wątpliwości, ze należy się rzut karny wykorzystany przez Zacka Phillipsa. W ten sposób obrońcy trofeum wyszli szybko na prowadzenie 1:0.

Bartley jak zwykle nie przebierał w środkach, bo jak wiemy to nie w jego stylu. Waleczny Kanadyjczyk nie unika ostrych starć oraz twardych wejść. Przekonał się o tym Łukasz Nalewajka, który został wmontowany przez byłego defensora Kunlun Red Star w bandę okalającą lodowisko.

W ekipie z Chemików 4 na wyróżnienie zasługuje Teddy Da Costa. Francuz generalnie ma pomysł na grę i robi wiele dobrego na tafli. Zaliczył asysty przy obu trafieniach Unii. W akcji na 1:1 popisał się ładnym penetrującym podaniem tuż przed Patrika Nechvatala, co skrzętnie wykorzystał Daniłł Oriechin.

Postać tygodnia: Słowacka RAC(a)

Gwiazdą finałowej batalii o puchar był Roman Rác. Trzy najważniejsze rzeczy, których dokonał to gol na 2:1, asysta przy zwycięskiej bramce na 3:1 oraz ofiarny rzut pod strzał w ostatnich sekundach meczu. Słowak był widoczny na całej tafli. Atakował, bronił, walczył o krążek. Podręcznikowa postawa dla młodych adeptów hokejowych.

Akcję, po której Kamil Wróbel strzelił na 3:1 z jego podania nazwał kluczowym momentem meczu. „Mentalnie było nam łatwiej, bo zyskaliśmy dwie bramki przewagi. Moim zdaniem od tej chwili zaczęliśmy wierzyć, że możemy to naprawdę wygrać” opowiadał Rác zaraz po zakończeniu spotkania.

Gracz, który zaczynał przygodę z PHL od kilku spotkań końcówki poprzedniego sezonu w Lotosie PKH Gdańsk, w drugiej tercji finału Pucharu Polski odzyskał utracone przez JKH jeszcze w partii otwarcia prowadzenie, strzelając gola na 2:1.

– Jestem bardzo zadowolony, że udało nam się przed rozpoczęciem sezonu pozyskać Romana – oznajmił nam Kaláber – To bardzo dobry zawodnik, facet od czarnej roboty. Bierze na siebie prowadzenie gry, rozgrywanie krążka i wypatruje partnerów, obsługując ich świetnymi podaniami. Dziś nadarzyła mu się okazja, więc ją wykorzystał, stając się strzelcem bardzo ważnej bramki.

Kiedy na zegarze pozostawało kilkanaście sekund do zakończenia trzeciej partii, Unia podjęła się szaleńczego ataku ostatniej szansy. Eliezer Sherbatov chciał oddać strzał, ale Słowak bez chwili zawahania momentalnie wyłożył się przed nim, przyjmując uderzenie na siebie. „Zrobiłem to na takiej euforii. Bardzo chcieliśmy wygrać i trzeba było użyć wszelkich środków, żeby utrzymać prowadzenie” wyznał Rác.

W opinii Kalábera był to przejaw hokejowego zmysłu i inteligencji, którą posiada jego podopieczny. 51-latek prowadzący również reprezentację Polski, stawia Ráca na równi z Hovorką, przewodzącym klasyfikacji najskuteczniejszych w PHL. Duet Słowaków wraz z Phillipsem określa mianem liderów drużyny.

– To bardzo motywujące dla tych wszystkich młodych chłopaków, których mamy w składzie, gdy widzą, że jeden z liderów nie waha się rzucić pod krążek i jest zaangażowany cały sobą w obronę – tłumaczy Kaláber. – Taka postawa buduje zespół. W każdej drużynie potrzebni są tego typu zawodnicy. My mamy to szczęście, że Roman gra u nas.

Wychowanek Dukli Trenczyn stwierdził, że JKH przewyższało rywali przygotowaniem fizycznym. „Miałem wrażenie, że tak od połowy spotkania nie nadążali za nami” stwierdził napastnik jastrzębian, po czym dodał „Nam z pewnością było łatwiej, bo pracujemy w tym składzie cały sezon, a Unia pozyskała kilku nowych zawodników i nie są jeszcze tak zgrani jak my”.

Rác patrzy na hokej nieco inaczej niż większość jego kolegów. Wszystko przez doświadczenia, które stały się jego udziałem w najmniej spodziewanym momencie.

– Moja kariera mocno wyhamowała przez problemy zdrowotne. Prawie rok uciekł mi z powodu ciężkiej choroby serca – opowiada Słowak. – Najważniejsze, że mogłem powrócić do uprawiania sportu. Później ciężko było osiągnąć poprzedni poziom, ale tym bardziej się cieszę, że dałem radę i dziś jestem chwalony za grę dla JKH. To bardzo miłe, tym bardziej, iż w polskiej lidze pojawiło się wielu klasowych zawodników, a poziom rozgrywek jest naprawdę solidny”.

W sezonie 2014/15 pierwszy raz zagrał w czeskiej ekstraklasie, co było następstwem awansu jaki wywalczył z HC Ołomuniec. Rozegrał 43 spotkania, zdobywając 30 punktów, w tym 10 bramek. Był drugi  w klubowych rankingach: skuteczności i snajperskim. Jego postawę dostrzegł selekcjoner reprezentacji Słowacji, który powołał go do kadry, zabierając między innymi na turniej Deutschland Cup, gdzie strzelił gola w starciu z Kanadą.

Wydawało się, że kariera Ráca dopiero się rozpędza. Miał 25 lat i wszelkie zadatki na hokeistę solidnego europejskiego formatu.

– To był mój sezon życia. Wszystko układało się świetnie, spełniły się moje marzenia o kadrze narodowej – opowiada zawodnik, który większość kariery spędził w Czechach. – Niestety w lutym okazało się, że doznałem zaniku mięśnia sercowego. To brzmiało jak wyrok. 11 miesięcy nie grałem w hokeja. Ciężko znosiłem ten czas, a potem mozolnie pracowałem nad powrotem do dawnej dyspozycji. Wierzę, że najlepsze jeszcze przede mną.

W tym sezonie Rác odnajduje pewne podobieństwo do wspomnianej kampanii 2014/15. Znów gra w najwyższej klasie rozgrywkowej i odgrywa kluczową rolę w zespole. W JKH wystąpił w 34 bojach ligowych, zdobywających w nich 31 „oczek”, w tym 12 goli. To zdecydowanie najlepszy sezon Słowaka po powrocie do sportu.

Zmiana tygodnia: mamy nowego lidera

Gdy jastrzębianie walczyli o Puchar, inny GKS właśnie odbierał im przodownictwo w tabeli PHL. Tyszanie u siebie wymęczyli wygraną nad KH Energą Toruń 4:3 i na dwie kolejki przed końcem fazy zasadniczej mają jedno „oczko” przewagi nad JKH.

Było ciężko, bowiem goście prowadzili 2:1 i 3:2. Nikt się nie spodziewał takiego obrotu sprawy, ponieważ mistrzowie Polski wygrywali 1:0 już po 128 minutach gry. Konsta Mesikämmen miał nadzieję na pierwszego gola w PHL, lecz krążek po strzale fińskiego obrońcy przeszedł obok bramki, ale jego spotkanie z bandą okazało się idealną asystą dla Mateusza Gościńskiego.

Start filmu: gol Gościńskiego na 1:0

Tercja otwarcia padła jednak łupem Stalowych Pierników. Do remisu doprowadził Jegor Fieofanow, prezentując bardzo ciekawą, własną interpretację Kalinki, słynnego przeboju z jego rodzimych stron.

Start filmu: gol Fieofanowa na 1:1

Przy trafieniu na 2:1 torunianie ujawnili słabą stronę tyszan. „Rozklepali” liderów PHL, dając przykład jak należy wykorzystywać grę w przewadze.

Start filmu: gol Sierguszkina na 2:1

Od kiedy do PHL zawitał Paul Szczechura swój żywot zakończył super atak: Alexander Szczechura – Michael Cichy – Christian Mroczkowski. Kanadyjscy bracia występują wspólnie z „Cichym Zabójcą”, natomiast „Mroczek” sparowany został z Patrykiem Wronką i trwają poszukiwania trzeciego elementu tej układanki.

Alex promienieje, ciesząc się grą z bratem, co zrozumiałe. Punktował w sześciu z ostatnich siedmiu spotkań, Zdobył w tym czasie 10 punktów, a tylko jeden dzięki strzelonej bramce. To trafienie na 2:2 z meczu z Energą. Mroczkowski w tym spotkaniu cieszył się z trafienia zwycięskiego.

Cichy zdecydowanie gorzej znosi rozbicie tamtej formacji. Jest nieco pogubiony i szuka dopiero wspólnego języka ze Szczechurami. W starciu z torunianami stracił na środku tafli krążek w niegroźnej sytuacji, co zainicjowało indywidualny rajd Jegora Rożkowa. Ekipa z grodu Kopernika objęła prowadzenie 3:2.

Start filmu: gol Rożkowa na 3:2

Tyszanie zebrali się na tyle, że już po upływie czterech minut byli na prowadzeniu, dowożąc ten wynik przez blisko pół meczu do szczęśliwego końca. Trafienie wyrównujące oraz zwycięskie dzieliło raptem 30 sekund. Szymon Marzec w efektowny sposób zniwelował prowadzenie gości, uderzając w okienko w taki sposób, że bidon Antona Svenssona pofrunął w gorę jak puszka po strzale z procy.

Start filmu: gol Marca na 3:3

Niemoc tygodnia: górale bez ciupag

Trzy dni wcześniej w Toruniu Energa nadrabiała ligowe zaległości ze skutkiem piorunującym. Do kujawsko-pomorskiego wybrali się w daleką drogę nowotarżanie. Przyjechali, statystowali na lodzie i odjechali z wynikiem 0:4. Tauron Podhale ma ewidentny problem ze skutecznością. W ostatnich trzech występach strzelili tylko jednego gola z gry. Ich niemoc snajperska trwa już 127 minut i 26 sekund. Trzy ostatnie wyjazdy zakończyli z kompletem przegranych.

Przy meczu na zero nie sposób pominąć bramkarza zwycięskiej ekipy. Svensson zatrzymał 32 uderzenia gości. Był to jego szósty shutout w PHL. Jego nowy kolega z drużyny, Pawieł Nowożyłow doczekał się debiutanckiego trafienia w naszej lidze. Doczekał się go w szóstym występie.

Ciekawie prezentuje się inny niedawny nabytek Juryja Czucha. Jegor Orłow ma na koncie cztery gry w PHL, a w dwóch ostatnich zaliczył po dwie asysty, będąc bardzo aktywnym w swoich poczynaniach. Rosjanin odebrał na niebieskiej krążek Petrowi Chaloupce, a podając do Dienisa Sierguszkina otworzył mu drogę do bramki Ihara Brykuna, z czego zrodził się zwycięski gol. To wydarzenia z 31. sekundy spotkania.

Start filmu: gol Sierguszkina na 1:0

W tej tercji Białorusin skapitulował jeszcze raz. Nie sprostał idealnie rozegranej akcji dwójkowej duetu Artiom Osipow – Gleb Bondaruk, którzy bez problemów urwali się obrońcom Szarotek. Gola Brykunowi zapakował Bondaruk.

Start filmu: gol Bondaruka na 2:0

Po trzech wpuszczonych bramkach Andriej Gusow podziękował swojemu rodakowi za udział w spotkaniu, wpuszczając między słupki Przemysława Odrobnego. Shemmy zagrał 36 minut i wpuścił tylko jednego gola. Wśród 16 udanych interwencji znalazła się jedna, którą na pewno warto zobaczyć. Nie dał zaskoczyć się szalejącym Finom. Elias Elomaa wjechał odważnie ze skrzydła, idealnie podał do Villego Saloranty tuż przed bramkę Podhala, ale Odrobny w widowiskowy sposób, parkanem zatrzymał krążek.

Start filmu: interwencja Odrobnego

Padło nazwisko Elomy, który dla mnie jest jednym z najlepszych dryblerów w PHL. Okazuje się, że na południu Polski pojawiła się silna konkurencja dla niego w postaci Siemiona Babincewa. Były hokeista klubów z północnoamerykańskiej ECHL śmigał między torunianami, jak między tyczkami. Szkoda, że nie przełożyło się to na akcje bramkowe.

Start filmu: indywidualne popisy Babincewa

Hasło tygodnia: „Trwaj chwilo jesteś piękna”

Tytułowy cytat pochodzi z „Fausta” Johanna Wolfganga von Goethego. Dawno napisane, a pasuje jak ulał do tego, co przydarzyło się nad Bałtykiem hokeistom Zagłębia Sosnowiec. W tym sezonie w ich wykonaniu było już prawie wszystko: porażki w stylu 2:7, 1:8, kanonady 8:5 i to zarówno zwycięskie, jak i przegrane, sensacyjne triumfy nad Re-Plast Unią oraz KH Energą, ale brakowało typowego, klasycznego pogromu, lania, które podopieczni Grzegorza Klicha sprawiliby jakiemuś rywalowi. Czara została napełniona. 11:0 ze Stoczniowcem.

„Chwilo trwaj jesteś piękna” nie dotyczy rozmiarów wygranej, ale serii trzech kolejnych triumfów. Czegoś takiego w tych rozgrywkach jeszcze nie uświadczyli w Sosnowcu. Było ciężko, ale chociaż na zakończenie rozgrywek jest trochę słońca i uśmiechu.

Gdańszczanie mają za sobą 15 kolejnych przegranych. To ich najdłuższa seria. Wszystko wskazuje na to, że po zakończeniu rundy zasadniczej znajdą się w tabelce z rekordami, choć nie sami. Zagłębie przegrało 17 kolejnych spotkań, a taki właśnie wynik mogą w najczarniejszym scenariuszu powtórzyć podopieczni Krzysztofa Lehmanna.

Ten blamaż z Sosnowcem mógł mieć nieco inny przebieg, gdyby sędziowie uznali gola Josefa Vitka na 1:0. Arbitrzy doparzyli się zagrania wysokim kijem i za chwilę było 1:0, ale w drugą stronę. Jewgienij Nikiforow wykorzystał akcję sam na sam z Wiktorem Solińskim.

Start filmu: nieuznana bramka Vitka i gol Nikiforowa na 1:0

Nikiforow oraz Rusłan Baszyrow regularnie punktują od pięciu spotkań. Pierwszy z nich zanotował w tym czasie sześć goli i cztery asysty, a drugi zdobył po cztery „oczka” za każdy z elementów składowych. Nikiforow w trzech ostatnich meczach zgarniał zwycięskie trafienie. Warto wspomnieć, że przez 11 meczów nie powiększył dorobku tylko jednokrotnie.

W dobrej formie znajduje się również Imants Lescovs. Łotysz punktował w czterech z ostatnich pięciu występów, przy czym za każdym razem jest to więcej niż jedno „oczko”. Wręcz regularny układ gol + asysta. W Gdańsku 26-latek z Dyneburga podwoił stosowaną zasadę. To jego pierwszy mecz w Polsce z czterema punktami.

Start filmu: gol Lescovsa na 8:0

Po dwóch tercjach Zagłębie prowadziło już 9:0, co dawało jasny sygnał, że ich pierwsza w tym sezonie wyjazdowa wygrana stanie się faktem. Faktem stał się również zaraz po przewie debiut Mikołaja Szczepkowskiego w PHL. 17-latek zastąpił Solińskiego między słupkami gdańskiej bramki.

Dramat tygodnia: dobijanie leżącego

Nie ma sensu pastwić się w kolejnym rozdziale nad Stoczniowcem. Faktem jest, że trzy dni przed blamażem z Zagłębiem, dostali również u siebie baty 2:8 z GKS-em Katowice. Poszukam zatem czegoś optymistycznego w kontekście owego występu gospodarzy.

Szymon Łabinowicz ma 23 lata i w tym sezonie zadebiutował w PHL. Czekał 15 spotkań na swój pierwszy punkt. Zapewniło mu go podanie do Jakuba Stasiewicza, który strzelił gola po blisko trzech miesiącach od poprzedniego trafienia. Przy tym golu „oczko” zaliczył Oskar Lehmann, co wcześniej zdarzyło mu się 27 września.

Start filmu: gol Stasiewicza na 2:7

Gospodarze oddali niewiele strzałów, bo tylko 19, ale trzeba przyznać, że w większości były to ładne dla oka próby. Widzieliśmy już piękną bramkę Stasiewicza, a teraz pora zobaczyć jak rozwinęła się trójkowa akcja Stoczniowca zakończona trafieniem Krystiana Mocarskiego, czołowego snajpera drużyny. Wszystko zaczęło się od straty krążka przez Mateusza Zielińskiego.

Start filmu: gol Mocarskiego na 1:4

Po dwóch tercjach katowiczanie prowadzili bezpiecznie 6:1. Tomáš Kubalík potrzebował w drugiej partii zaledwie 21 sekund, żeby zanotować swojego debiutanckiego gola w PHL. W trzeciej tercji w jego ślady poszedł obrońca Kiriłł Lamin.

Start filmu: gol Kubalíka na 4:0

Przy bramce Rosjanina podającym był Bartosz Fraszko, autor czterech punktów w starciu ze Stocznią. To jedyny przypadek w tym sezonie w wykonaniu któregoś z hokeistów GieKSy, żeby osiągnąć tak wysoką zdobycz w jednym występie.

W Gdańsku mocno odczuwają brak Michała Kielera, który przeprowadził się do Jastrzębia. Od czasu jego odejścia, czyli raptem od 1 lutego Stoczniowiec stracił już 19 goli. Solińskiemu jeszcze wiele brakuje do klasy kolegi. W meczu z GKS-em skapitulował już w 132. sekundzie, puszczając krążek między parkanami po uderzeniu z dystansu Miiki Franssili.

Start filmu: gol Franssili na 1:0

Znów dobrze zaprezentował się Andriej Stiepanow, co nie dziwi nikogo, gdyż to jeden z najlepiej grających żołnierzy armii Andrieja Parfionowa. Rosjanin z białoruskim paszportem punktuje w PHL regularnie. Do meczu w Gdańsku tylko jeden występ zakończył z zerem. Nad Bałtykiem ustanowił swój rekord w postaci trzech „oczek”.

Seria sezonu: w delegacji lepiej niż u siebie

GKS specjalizuje się w wyjazdowych wygranych. Po wyprawie nad morze, przyszedł czas na wycieczkę na Podkarpacie, a tam ósmy triumf z rzędu w delegacji, co stanowi wyrównanie rekordu JKH z tego sezonu. Ostatni raz polegli w Nowym Targu. Było to dokładnie w połowie listopada. Co ciekawe, od tego czasu katowiczanie zdążyli już przegrać sześć spotkań u siebie.

W Sanoku brak powodów do radości, gdyż końcówka rundy zasadniczej mocno pod górkę dla Ciarko STS. Na koncie tej drużyny widnieje już pięć kolejnych porażek. W meczu z GieKSą wydawało się, że może dojść do niespodzianki. Gospodarzy niewiele dzieliło od dogrywki. W zasadzie zabrakło tylko 17 sekund.

Kubalík próbował zaskoczyć Patrik Spěšnego, ale ten jakoś szczęśliwie odbił krążek, który minął już bramkę, lecz czujność Fraszki popłaciła. Wychowanek toruńskiego klubu szybko zajął się gumą i zmieścił ją w świątyni Czecha.

Start filmu: gol Fraszki na 2:1

Wygrana katowiczan powinna rozstrzygnąć się ciut wcześniej. Idealną sytuację miał Patryk Krężołek, autor trafienia na 1:0. Tym razem jednak najlepszy strzelec drużyny zaliczył okropne pudło.

Start filmu: kiks Krężołka


Podoba Ci się ten artykuł? Wesprzyj nasze dziennikarstwo. Kup dostęp do całego bloga i ciesz się codziennie wartościowymi tekstami, audycjami i wideo na temat hokeja!
Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.
Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni50 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni90 zł
Anuluj