Jeszcze w tym tygodniu analizowaliśmy przebieg naboru w 2008 roku, teraz pora na kolejną historię z selekcji nowych zawodników do NHL. Dziesięć lat temu z drobnym okładem pierwszą poważną imprezę związaną z NHL zorganizowało Columbus. Farba na klubowym logo jeszcze nie zdążyła wyschnąć (Blue Jackets istnieli dopiero od siedmiu lat), a już otrzymali taki prezent od NHL. Jak pokazała historia na kolejne duże ligowe wydarzenie musieli czekać aż do All-Star Game w 2016 roku. Dziś sięgamy po historię z 2007 roku – to wtedy drużyna z Ohio zorganizowała NHL Entry Draft.
Równo dekadę temu wprowadzono zmiany w formule naboru, a konkretnie skorygowano zasady draftowej loterii. Powinniście je pamiętać – dopiero rok temu odeszliśmy od tamtego formatu. 25% szans na wybieranie z „jedynką” dla ostatniej drużyny, loteria rozłożona na teamy spoza playoff – tak w skrócie wyglądały wprowadzone wówczas zasady.
Kolejność pierwszej rundy:
Nie było więc nic zdrożnego w fakcie, że jako pierwsi draftowali Chicago Blackhawks. Zobaczcie, jak wiele zmieniło się w tym klubie na przestrzeni zaledwie dziesięciu lat. Wydaje się jakby 2007 rok był wczoraj, tymczasem Jastrzębie przeszły drogę od ligowego outsidera do współczesnego panowania. Mistrzowskie ziarna zostały zasiane właśnie w 2007 roku i wcześniej. Z czystym sumieniem możemy napisać, że Hawks podjęli najlepszą możliwą decyzję wybierając Patricka Kane’a. Co ciekawe, wg agencji Central Scouting Amerykanin wcale nie był najlepszym prospektem – za takiego uchodził Kyle Turris. Z perspektywy czasu wiemy, że Turris w Phoenix zupełnie sobie nie poradził odżywając dopiero w Ottawie, a i tak stał się zawodnikiem o klasę gorszym od Patricka. Pierwsza dziesiątka draftu w ogóle wypada stosunkowo słabo, przynajmniej w kwestii kolejności. Gagner (#6), van Riemsdyk (#2) i wspomniany Turris przed Loganem Couture czy Jakubem Vorackiem? Thomas Hickey oraz Karl Alzner w top-5? Zach Hamill, Keaton Ellerby? Wyjątkowo marne zestawienie czołowych graczy i wyjątkowo dużo pudeł.
Nieudane wybory niczym grypa rozprzestrzeniła się na całą pierwszą rundę. Aż pięciu hokeistów ani razu nie wystąpiło w NHL, kolejnych czterech zaliczyło zaledwie epizody, trzech następnych mimo 100-200 gier na koncie już dawno pożegnało się z Ligą. Takie nazwiska jak Ryan McDonagh, Kevin Shattenkirk, Max Pacioretty czy Mikael Backlund ratują reputację pierwszej rundy, poza nimi szału nie było. Zauważmy też, jak niewielu zawodników – nawet z tych poprawnie wyselekcjonowanych – zrobiło karierę w macierzystych klubach. Van Riemsdyk, przedwcześnie skreślony w Filadelfii przeniósł się do Toronto (nieszczęsna wymiana za Luke’a Schenna…). Mają Flyers farta, że Jakub Voracek pełnię talentu pokazał właśnie u nich. Ryan McDonagh nawet nie zadebiutował w Canadiens, a Kevin Shattenkirk dla Colorado zagrał całe 46 meczów.
Strzały w dziesiątkę:
Patrick Kane, Jakub Voracek, Logan Couture, Ryan McDonagh, Kevin Shattenkirk, Max Pacioretty
Solidne wybory:
James van Riemsdyk, Kyle Turris, Karl Alzner, Mikael Backlund, David Perron, Brendan Smith, Ian Cole
Mogło być lepiej:
Thomas Hickey, Sam Gagner, Brandon Sutter, Lars Eller, Riley Nash
Pudła:
Zach Hamill, Keaton Ellerby, Alex Plante, Colton Gillies, Logan MacMillan, Angelo Esposito, Patrick White, Jonathon Blum, Nick Petrecki, Jim O’Brien, Nick Ross
Dalsze rundy:
Przygotowując zestawienie z 2008 roku miałem nie lada problem. Teraz, kiedy przekopuję nabór 2007 nagle zaczynam doceniać klasę młodszego rocznika. Tylko 45,5% wybranych posmakowało NHL, wpływowych graczy możemy policzyć na palcach – niech będzie – dwóch rąk. Nawet w drugiej rundzie ciężko o wygrzebanie udanych picków, ale kiedy już się trafiły to… zobaczcie sami:
P.K. Subban – 2. runda, #43 Montreal Canadiens
Wayne Simmonds – 2. runda, #61 Los Angeles Kings
Alex Killorn – 3. runda, #77 Tampa Bay Lightning
Alec Martinez – 4. runda, #95 Los Angeles Kings
Jamie Benn – 5. runda, #129 Dallas Stars
Jake Muzzin – 5. runda, #141 Pittsburgh Penguins
Patrick Maroon – 6. runda, #161 Philadelphia Flyers
Carl Hagelin – 6. runda, #168 New York Rangers
Nick Bonino – 6. runda, #173 San Jose Sharks
Paul Byron – 6. runda, #179 Buffalo Sabres
Carl Gunnarsson – 7. runda, #194 Toronto Maple Leafs
Justin Braun – 7. runda, #201 San Jose Sharks
Bardzo mocna końcówka, prawda? Tylu etatowych NHL-owców w ostatniej pięćdziesiątce to świetny wynik. Przede wszystkim wypada jednak podkreślić Jamiego Benna w piątej rundzie oraz P.K. Subbana w połowie drugiej kolejki. Fe-no-me-nal-ne wybory. W tej wszechogarniającej biedzie zgarnięcie dwóch franchise playerów to istny majstersztyk.
Najlepsze wybory: Montreal Canadiens
Miałeś, chamie, złote kety, ostał ci się… Pacioretty. Wybaczcie tę żenującą parafrazę, nie jest ona jednak tak zawstydzająca jak to, co zrobili Canadiens z tym wybitnym draftem. Boże drogi, jak oni pięknie wybrali. McDonagh-Subban, czujecie taką parę obrońców? Przecież to byłby najlepszy duet od czasów Lidstroma i Rafalskiego, Niedermayera i Stevensa, Webera i Sutera… Gdyby z tego draftu wyjęli tylko Pacioretty’ego i tak byłoby znakomicie, a tu była jeszcze realna szansa na stworzenie najlepszej pary w erze salary cap.
Wybrać to jedno, właściwie poprowadzić to drugie. Ta sztuka kompletnie się Montrealowi nie udała. McDonagh już dwa lata później został spakowany w wymianie za Scotta Gomeza. Tego Gomeza, którego dosłownie rok później fani Habs najchętniej wywieźliby na taczce. Tego Gomeza, którego kontrakt stał się ligowym pośmiewiskiem jeszcze przed transferem do Canadiens. I pomyśleć, że na całym biznesie stracili jeszcze McDonagha…
Subban pograł w Quebecu znacznie dłużej. O jego karierze w Canadiens można napisać książkę. Przez długi okres było aż zbyt pięknie – nagroda Norris Trophy dla najlepszego obrońcy Ligi w 2013 roku, szeroko zakrojona działalność charytatywna, medialna furora. Wszystko pękło jak bańka mydlana, bo ktoś mądry inaczej uznał, że Subban swoim charakterem w jakiś tajemniczy sposób psuje drużynę. Max Pacioretty, obecny kapitan, został więc sam ze złotego rocznika Habs. I też powoli wchodzą mu na głowę…
Najwięksi wygrani: Dallas Stars
Bez zbędnych wstępów – Gwiazdy wybierając Jamiego Benna w piątej rundzie wygrały los na loterii. Reszta picków nie kładzie na łopatki, choć Sceviour to dziś regularnie grający w NHL zawodnik, a i Gazdic miał swoje chwile jako enforcer. Z całym szacunkiem dla obu nie ma to jednak większego znaczenia. Liczy się tylko Benn. Znalezienie gościa, który stał się twarzą organizacji z tak dalekim numerem? Bomba. Stars minimalnie dystansują Los Angeles Kings. To był specyficzny nabór dla Królów – spudłowali z Thomasem Hickey (#4!) i Oscarem Mollerem w drugiej rundzie, ale następnie sięgnęli po Wayne’a Simmondsa, Aleca Martineza czy Dwighta Kinga. Dodajmy do nich sprowadzonego później Jake’a Muzzina (#141), przypomnijmy sobie wymianę Simmondsa na Mike’a Richardsa (z perspektywy czasu… fatalna dla LA) – łatwo policzyć, że aż czterech istotnych graczy mistrzowskiej kadry było pokłosiem tylko tego jednego draftu.
Najwięksi przegrani: Boston Bruins
Zach Hamill okazał się bodaj najgorszym wyborem w pierwszej rundzie. Mogę nie cenić Gagnera, Hickeya czy Alznera, jednak nie będę dyskutować z faktami: cała top-10 draftu za wyjątkiem Hamilla zrobiła kariery (tylko Hickey i Ellerby zagrali mniej niż 500 meczów!). Pick Niedźwiadków nie osiągnął nic. Co gorsza, nie udało się zrehabilitować w drugiej kolejce, gdzie wysoko postawili na Tommy’ego Crossa. Całe trzy mecze w NHL chwały mu nie przynoszą. Później o osłodzenie było bardzo trudno, bowiem kolejne wybory przypadły im w rundach 5-7. Draft ewidentnie do zapomnienia.
Największa tragedia: Aleksiej Czeriepanow
Przed draftem nie było gorętszego europejskiego nazwiska od młodego Rosjanina. „Siberian Express” – pseudonim Aleksieja wzorowany na Pawle Bure mówił wszystko, co trzeba było wiedzieć o talencie Czeriepanowa. Statystyki w KHL na poziomie Aleksandra Owieczkina czy Jewgienija Małkina, choć częściej porównywany do np. Aleksandra Radułowa. Zostawmy jednak porównania – niestety nigdy ich nie zweryfikujemy. Czeriepanow, który w drafcie sensacyjnie osunął się aż do 17. miejsca (klasyczny efekt Russian Factor), nigdy nie pojawił się w NHL. 13 października 2008 roku podczas meczu ligi KHL w Czechowie zaledwie 19-letni skrzydłowy Awangardu Omsk nagle stracił przytomność siedząc na ławce rezerwowych. Nieudolna akcja tamtejszych medyków (na wyposażeniu ratowników nie było defibrylatora) sprawiła, że młodziutki hokeista zmarł. Później okazało się, że Czeriepanow miał wcześniej niewykrytą wrodzoną wadę serca, która bezpośrednio przyczyniła się do jego śmierci. Od tragicznych zdarzeń minęło już prawie dziesięć lat. Strasznie trudno mi w to uwierzyć.
Jak wybrałbym dzisiaj?
- Patrick Kane (0)
- Jamie Benn (+127)
- P.K. Subban (+40)
- Ryan McDonagh (+8)
- Max Pacioretty (+17)
- Jakub Voracek (+1)
- Wayne Simmonds (+54)
- Logan Couture (+1)
- James van Riemsdyk (-7)
- Kevin Shattenkirk (+4)
- Kyle Turris (-11)
- Jake Muzzin (+129)
- Mikael Backlund (+11)
- Alec Martinez (+81)
- Sam Gagner (-9)
- Brandon Sutter (-5)
- Nick Bonino (+156)
- David Perron (+8)
- Carl Hagelin (+149)
- Brendan Smith (+7)
- Ian Cole (-3)
- Patrick Maroon (+139)
- Alex Killorn (+54)
- Karl Alzner (-19)
- Justin Braun (+176)
- Lars Eller (-13)
- Jewgienij Dadonow (+44)
- Paul Byron (+151)
- Thomas Hickey (-25)
- Carl Gunnarsson (+164)