Serze szwajcarski, odsuń się. Najbardziej dziurawą rzeczą na świecie jest aktualnie defensywa Dallas Stars. Ekipa z Teksasu na półmetku rozgrywek stanowi jedno z największych rozczarowań, a przyczyn kiepskiej postawy należy upatrywać właśnie w szeregach obronnych „Gwiazd”.
Nie będzie przesadą, jeśli hokeistów z Dallas nazwiemy rewelacją kampanii 16/17. Zwycięstwo w Dywizji Central, obiecująca postawa w fazie playoff, do tego prezentowali efektowny, ofensywny hokej. Wiedzą powszechną była za to słabość „Gwiazd” pod własną bramką. Bardzo źle bronili obaj bramkarze. Duet Antti Niemi-Kari Lehtonen dorobił się nawet wspólnego przydomka: „dwugłowy potwór”.
To jednak nie był potwór straszny dla przeciwników, a koszmar prosto ze snów trenera Lindy’ego Ruffa oraz menedżera Jima Nilla. Poprawek wymagała również linia obronna. Stars nie potrafili bronić zespołowo (230 goli straconych w fazie zasadniczej, 19. wynik w Lidze), dlatego też latem defensywa organizacji przeszła gruntowną przebudowę. Wymieniono połowę kadry zawodniczej, niestety korekty nie przyniosły oczekiwanego skutku.
W sezonie 15/16 przez obronę Dallas przewinęło się aż 11 nazwisk. Alex Goligoski, Jason Demers, Jyrki Jokipakka, Kris Russell – żaden z nich nie rozpoczął nowych rozgrywek w Teksasie. Z „żelaznego składu” zostali tylko John Klingberg oraz Johnny Oduya. Latem uzupełniono drużynę o doświadczonego Dana Hamhuisa, a resztę pozycji mieli obsadzić mający po kilkadziesiąt (lub mniej) spotkań w NHL: Esa Lindell, Jamie Oleksiak, Jordie Benn, Patrik Nemeth, Julius Honka lub Stephen Johns. Po 42. spotkaniach kampanii 16/17 nie dość, że nie wykreowała się jedna zgrana szóstka, to jeszcze kryzys spotkał lidera Johna Klingberga. Jak wielki wpływ na postawę młodego Szweda ma odejście Goligoskiego?
„Kling” i „Gogo” znacznie lepiej kontrolowali przebieg gry. Stwarzali więcej szans bramkowych, Stars dużo więcej strzelali niż tracili z tym duetem na lodzie. Kiedy Lindell zastąpił Goligoskiego (to dziś najczęstsza para) wszystkie dane mocno się pogorszyły. Jeszcze słabiej wygląda „zestawienie relatywne”:
W uproszczeniu: gdy na lodzie byli Klingberg z Goligoskim Stars dzielili i rządzili. Szwed z Finem wspólnie prowadzą „Gwiazdy” co najwyżej do przeciętności. Standardowe dane też nie kłamią: Klingberg nie jest już tak groźną bronią co choćby przed rokiem. W 40 meczach ma tylko 5 goli i 17 asyst. Lindy Ruff dwukrotnie odsuwał go od gry – raz z powodów dyscyplinarnych (spóźnił się na zebranie), raz z powodów czysto sportowych.
Pierwszy raz od ponad dekady healthy scratch spotkał Hamhuisa, kontuzję leczył Oduya, poniżej oczekiwań spisuje się cała reszta. Nikt z obrońców nie zagrał we wszystkich meczach! Ruff musi wiecznie rotować składem, dumać nad alternatywnymi rozwiązaniami, niestety prawda jest dużo bardziej prozaiczna. Obrona Stars personalnie jest po prostu za słaba. To nie przypadek, że są czwartą najgorszą formacją w lidze (127 straconych goli!). Gorzej grają tylko sabotujący sezon Colorado i Arizona oraz równie beznadziejni personalnie Philadelphia Flyers.
Owszem, obarczanie siedmiu czy ośmiu obrońców całą odpowiedzialnością to za duży skrót. Swoje za uszami mają Lehtonen i Niemi. Wśród golkiperów mających na koncie minimum 20 meczów gorszą średnią obron od Lehtonena (89,7%) ma tylko Brian Elliott i Petr Mrazek. Nieco lepiej wypada Niemi (91%). Tylko co z tego…
Niemi has some tough losses lately. In his last 9 appearances (6 starts/3 relief), he has a 2.27 GAA & .927 sv%. His record is just 3-4-1.
— Josh Bogorad (@JoshBogorad) 11 stycznia 2017
To już są bardzo, bardzo dobre cyferki, niestety Stars nie potrafią tego wykorzystać. Nie ma nic gorszego dla drużyny niż bramkarze, którzy nie dają pewności swojej obronie. A jeśli obrońcy jednocześnie nie potrafią dać jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa to mamy do czynienia z małą katastrofą – patrz Dallas Stars 16/17…
Nie trzeba daleko szukać, by doskonale zapoznać się z „konfliktem” na linii bramkarze-obrońcy. Najpierw skrót meczu z 7. stycznia. Lehtonen wpuszcza trzy gole, zjeżdża na ławkę przed upływem 30 minut:
Czy Fin tak obiektywnie coś zawalił? Być może mógł zareagować bardziej stanowczo przy pierwszym trafieniu, tzn. wyjść z bramki i zagrać krążek, z drugiej strony guma odbiła się od bandy tak dziwnie i dynamicznie… Na pewno nie zdążyli obrońcy. Gol Tarasenki z tzw. slot, czyli przestrzeni na wprost bramki – zostawienie Rosjanina w tym miejscu bez krycia to samobójstwo, równie dobrze można od razu wznawiać mecz od środka. Gol Steena – mocne uderzenie w powerplay z zasłoniętym Lehtonenem. Mimo to Lindy Ruff miał dość i kolejny raz postanowił pozmieniać bramkarzy.
Dwa dni później w Los Angeles, w bramce znowu Lehtonen. Tu na jego konto wędrują już praktycznie… wszystkie gole. To w ogóle był popis, bo niecodzienne bramki wpuszczał też Peter Budaj. Nie o Królach jednak ten artykuł. Dwa przejrzane przez nas mecze to Lehtonen – ale i Stars – w pigułce. Ofensywa o wielkim potencjale, mimo kontuzji mogąca konkurować z każdym atakiem w NHL, chaotyczna defensywa i chimeryczna bramka.
To dobra rozrywka dla postronnych, lecz fani „Gwiazd” muszą przeżywać katusze. Tym bardziej, że ruszanie w kolejną 82-meczową podróż z duetem Niemi-Lehtonen było proszeniem się o kłopoty i to wiedział każdy. Można było liczyć, że odmłodzona defensywa będzie lepsza (sam zaliczam się do tego grona), lecz fiński horror w bramce mieliśmy jak w banku.
Dobra wiadomość dla zwolenników hokeja w Teksasie? Jesteśmy idealnie w połowie drogi. Stars muszą odrobić 3-4 punkty żeby załapać się do najlepszej ósemki. Akurat ich na to na pewno stać. Teoretycznie wraz z upływającym czasem lepiej powinni grać Klingberg, nabierający doświadczenia Lindell, być może w AHL porządnie ogra się utalentowany Julius Honka. Nie wolno też wykluczyć transferów. Jim Nill od początku pracy w Dallas dał się poznać jako aktywny menedżer. Do gry powoli wracają kontuzjowani napastnicy – brak ciągłej rotacji również może podziałać kojąco na nerwowe poczynania zespołu po drugiej stronie krążka. Konkurencja nie zdążyła daleko uciec – gdyby Stars grali w Metropolitan, już mogliby pisać swój własny nekrolog.
To na tyle pozytywnych wieści. Powody do zmartwienia nie są wszak wymysłami. Prawda jest taka, że stanowczo za długo czekamy na pobudkę drużyny. Mieli odblokować się wraz z końcem października, w końcu pierwsze koty za płoty. Mieli ogarnąć się w listopadzie, mieli dopaść liderów w grudniu. Tymczasem dobijamy do połowy stycznia a przełomu jak nie było tak nie ma.
3-4-1
6-5-5
7-6-1
1-2-1
To bilans Ruffa i jego hokeistów w rozbiciu na miesiące. Trudno mówić o jakimkolwiek postępie lub jednym gorszym okresie, który kładzie się cieniem na resztę sezonu. Stars są po prostu do bólu przeciętni od pierwszego rzuconego w kampanii krążka. A zegar tyka.
Jako fan Stars powinienem stanąć w obronie swojego zespołu. Problem jednak w tym, że po prostu brak mi argumentów. Ciężko się patrzy na mecze, zwłaszcza po tak efektownym hokeju jaki Gwiazdy prezentowały w poprzednim sezonie. A teraz jest to powrót do typowej gry, typowej drużyny środka tabeli. Czyli jedno wielkie „meh”.
Skoro wy krzyczycie “Moneyball!”, to ja “Let’s Go Stars” :). Cieszę się, że nie ma już Goligoskiego w Dallas. Nie był on dobrym partnerem w obronie dla Klingberga. Johnny nabierał przy nim złych defensywnych nawyków i teraz to wychodzi. Problem, że nie sprowadzono mu nikogo godnego na zastępstwo. Stars potrzeba obrońcy uwiązanego łańcuchem, do własnej bramki. Najbardziej defensywnego defa “z nazwiskiem” dostępnego na rynku. Wtedy może coś wypali.
Sprawa bramkarzy jest trudna i wygląda, że obaj spędzą kolejny sezon w Texasie i skończą tam kariery. Chyba, że lisek chytrusek Nill komuś ich upchnie. Patrząc na ich kontrakty to Mission Impossible 🙂 Szkoda, bo jestem fanem Kariego Lehtonena. I myślę, że to nieco niedoceniany bramkarz (zwłaszcza w jego czasach w Atlancie), a i tym sezonie przy bardziej stabilnych obronnych dwójkach może jeszcze zaskoczyć (bo przykładów sytuacji z filmiku można mnożyć) .
Moim zdaniem zawodzi też Jamie Benn. Niby numerki się zgadzają, ale stać go na wiele więcej.
Oby hokejowi Bogowie się zlitowali i zesłali na drużynę dar stabilizacji, bo nie widzi mi się kończenie sezonu po “tylko” 82 meczach.
To tyle nieobiektywnych obserwacji “na oko” zaślepionego fana. 🙂
PS. Swoją drogą ciekawe jakby spisał się Klingberg jako napastnik. Jako dzieciak razem z bratem grali w napadzie, ale za namową ojca, John cofnął się do obrony. Głównym argumentem było to, że z tej pozycji ma większy przegląd pola gry. I to widać w jego stylu gry, gdy tańczy z krążkiem jak student po pięciu piwach przed zajętą toaletą. Oj gdyby tylko miał lepsze warunki fizyczne…
PS2. Ciągle czekam na bramkę Lehtonena. Wypadałoby coś strzelić, w końcu to najlepiej punktujący aktywny bramkarz w NHL. Pobożne życzenia… 🙂