Życie młodego zawodnika, który już został wydraftowany, wcale nie musi być usłane różami z samego powodu usłyszenia swojego nazwiska w trakcie corocznego festiwalu przyszłościowego potencjału. Niezależnie czy zostałeś wybrany wysoko, w pierwszych dwóch rundach, czy twoje akcje spadły i zostałeś przydzielony do zespołu późno w nocy drugiego dnia całego wydarzenia. Z jednej strony czekają na ciebie oczekiwania zarządu czy też wygłodniałych sukcesu kibiców. Z drugiej musisz być gotowy na pięcie się do góry w organizacyjnym drzewku prospektów, by całkowicie nie wypaść z obiegu młodych graczy. Z różnych powodów, niezależnie od pozycji draftowej, wielu zawodników co rok spada w wewnątrz zespołowych rankingach, oddalając swoje marzenia o stałym angażu w najlepszej lidze świata. Oto parę zawodników, którzy jeszcze niedawno była na czele takich klasyfikacji.

 

Jacob De La Rose (2. runda #34 draft 2013) – Montreal Canadiens

De La RoseWybieranie wysoko napastników z małym potencjałem w ofensywie, tylko ze względu na ich dobre warunki fizyczne to wielki błąd sam w sobie, ale to dyskusja na inny dzień. Ale trudno oczekiwać by zawodnik, który nie dominuje na poziomie juniorskim, nagle odkrył tajniki bramkostrzelności w NHL. I tutaj pojawia się problem z Jacobem, który w moim odczuciu jest przewartościowany ze względu na swoją pozycje draftową. Pomimo obiecującego, szybkiego powołania do NHL w zeszłym sezonie, tak naprawdę niczym nie zaimponował w dotychczasowych występach. W 48 meczach sezonu zasadniczego ma jak na razie 7 punktów. Do tego dochodzi 0 punktów w 12 meczach w zeszłorocznych playoffs. Sytuacja wcale nie wygląda lepiej gdy gra na zapleczu w AHL, gdzie punktuje na poziomie ~0,3 punktu na mecz. Zawodnik jest jeszcze bardzo młody, ale nie oczekiwałbym jakiegoś niesamowitego przyspieszenia w jego rozwoju, patrząc na dotychczasowe dokonania. Niestety 34. wybór to zdecydowanie zbyt wysoko i nie można przypisywać oczekiwań względem zawodnika patrząc tylko na tabelkę draftową. Trzeba pamiętać, że menedżerowie również popełniają błędy, oceniając niewłaściwie swoich przyszłych zawodników.

 

Zach Fucale (2. runda #36 draft 2013) – Montreal Canadiens

FucaleKolejny, moim zdaniem, przykład niewłaściwej ewaluacji zawodnika, patrząc na nieodpowiednie metryki. Zach Fucale był znany z tego, że był zwycięzcą na poziomie juniorskim zarówno w rywalizacji klubowej, jak i na arenach międzynarodowych. Problem polega na tym, że w przeciągu wszystkich tych występów grał w zespołach dominujących wszelkie rywalizacje. I tak liczba zwycięstw cały czas szła do góry, a w między czasie odsetek obronionych strzałów nigdy nie przekroczył bariery .920 raczej oscylując w granicach .900 . Na początku tego roku, gdy zaczynał swoją przygodę z zawodowym graniem w AHL, miał być backupem by powoli przyzwyczajać go do nowych, trudniejszych warunków. Jednak ze względu na kontuzję Carey Price’a, wszystko stanęło na głowie i Montreal potrzebował głębi w bramce. I tak Fucale zaczął dostawać więcej szans w AHL, co chyba przerosło jego możliwości. W 36 meczach ma rekord 15-16-4, 3,04 średnia straconych bramek i obrony na poziomie .904 . Ale koniec końców to dopiero 20-to letni bramkarz grający swój pierwszy zawodowy sezon. Z bramkarzami nigdy nie wiadomo. Będzie miał jeszcze wiele szans i sporo czasu na poprawę formy i budowanie swojego nazwiska.

 

Brendan Perlini (1. runda #12 draft 2014) – Arizona Coyotes

PerliniW wypadku młodego skrzydłowego Arizony spadek wydaje się o wiele bardziej niepokojący w porównaniu do poprzednich graczy. Wybrany wysoko w pierwszej rundzie draftu w Filadelfii, Perlini był silnikiem napędowym Niagara IceDogs w swoim roku draftowym. Dobre warunki fizyczne połączone z dużymi umiejętnościami poparte dobrymi statystykami (13/14 – 58 meczy – 34 gole – 71 punktów). Jednak grając w tym roku jako 19 latek w OHL, oczekiwania wobec bardzo dobrego zawodnika ofensywnego są o wiele wyższe nawet od liczb, które gromadził 2 lata temu. Jednak pomimo jeszcze większej dojrzałości fizycznej jako „over ager player”, Perlini zdecydowanie zahamował swój rozwój. Powołany na tegoroczne Mistrzostwa Świata Juniorów przyjechał z nich z zerowym dorobkiem punktowym. Jak do tej pory w OHL w tym roku w 53 meczach ma zaledwie 41 punktów a gra w dobrym zespole z Niagara który niewątpliwie zakwalifikuje się do playoffs. Tak drastyczne spowolnienie w produkcji jednego ze swoich czołowych prospektów, powinno być bardzo niepokojące dla Dona Maloney i całego zespołu Coyotes.

 

Griffin Reinhart (1. runda #4 draft 2012) – Edmonton Oilers

reinhartPozyskany przez Oilers w trakcie zeszłorocznego draftu w desperackiej próbie znalezienia czołowego obrońcy, za wybory #16 w 2015 (Mathew Barzal) i #33 w 2015 (Mitchell Stephens) z New York Islanders. Z wymianami prospektów i picków nigdy nie wiadomo i wszystko zależy od rozwoju danych zawodników, ale na dzień dzisiejszy oglądając Griffina w obronie Edmonton, można przypuszczać że był to wyśmienity transfer ze strony Islanders. Nie mogący wywalczyć sobie miejsca w obronie Nowojorczyków, Reinhart był sfrustrowany i poszukiwał innego pracodawcy, który dałby mu szanse na zaistnienie w NHL. Gdy ktoś woła o obrońcę, można z dużą dozą prawdopodobieństwa uznać że to głos z Edmonton. Jednak jak się okazuje, dominacja na szczeblu juniorskim, szczególnie jeżeli chodzi o wielkich gabarytowo obrońców (z niekoniecznie astronomicznymi wynikami punktowymi), niekoniecznie dobrze się przekłada na sukces w NHL. Jako były TOP 5 pick, Reinhart cały czas miał reputację jako czołowy prospekt, chodź z jego występów wydaje się że to była już tylko historia i złudna percepcja ludzkiej pamięci. Grając w bardzo mizernej formacji obronnej Oilers, nie dostaje zbyt wielu minut, nie bez przyczyny. Jego gra po prostu nie sugeruje innych posunięć. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie to zawodnik, który będzie mógł wskoczyć do TOP 4.