W tej kolumnie znajdziecie podsumowania spotkań z minionej nocy. Nie będą to zwykłe „recapy”, nacisk położymy na multimedia i szczegóły których w relacjach głównego nurtu nie znajdziecie. Dodatkowo do każdego meczu dostaniecie „miernik” – graficzne sklasyfikowanie spotkania, dzięki któremu szybko będziecie wiedzieć czy było atrakcyjne i czy warto do niego wrócić.

Anaheim Ducks – Nashville Predators

Nasza ocena: skala4

Szczycąca się brakiem straconego gola we wszystkich pierwszych tercjach tego sezonu obrona Nashville Predators dała się zwieść pozornej słabości Anaheim Ducks. Kaczory strzeliły trzy gole już w pierwszej tercji pojedynku z Nashville Predators i zagrały całkiem niezły mecz patrząc na to w całości. To ich DRUGIE zwycięstwo w tym sezonie, wow kto by pomyślał, że to będzie tego typu bilans na początku listopada.

Na wyróżnienie u Ducks zasłużył Frederik Andersen, który jak na bramkarza tak często przegrywającej drużyny i tak wypadał chyba najlepiej w teamie. Ważne jest to, że gdy Ducks wygrywają on nadal jest mocny (40sv). Chris Stewart zdobył trzy punkty, a Rickard Rakell otworzył wynik już w drugiej minucie i był w sumie na +3. Corey Perry i Ryan Kesler pozostali bez gola w tym roku hokejowym, Ryan Getzlaf też ale on przecież ogląda mecze w TV z powodu kontuzji. Nawet z 3:0 do przodu Ducks nie byli spokojni, mieli w pamięci, że nie tak niedawno prowadzili identycznie z Dallas Stars, ale koniec końców przegrali tamto spotkanie.

Nashville Predators mogą mieć mniejsze zdolności w odwracaniu losów takich meczów niż Gwiazdy,  co też sugeruje fakt iż zazwyczaj to oni otwierali wynik spotkania i nie tracili goli w pierwszej tercji. Teraz gdy Predators notują pierwszą serię porażek w sezonie (przegrali także ostatnio z Kings) zobaczymy ich zdolność do wracania na właściwe tory. Nie powinno być z tym problemów, bo to był niezły mecz Drapieżników. W bramce nie stał Pekka Rinne tylko Carter Hutton. Z wyjątkowo złych występów przegranych można podać za przykład chyba tylko Matthiasa Ekholma świeżo z nowym kontraktem zanotował -3.

Pierwszy mecz w NHL rozegrał fiński napastnik Miikka Salomaki i ja zapamiętam go z tego uniku przed bodiczkiem Bieksy. Doświadczeny obrońca vs napastnik żółtodziób, starcie powinno wyglądać inaczej. Oszukać tak Biekse to jeszcze nic nadzwyczajnego ale to fajny prognostyk na to jaki może być Salomaki, jaką ma wizję i sprawność fizyczną (zwinność).

Montreal Canadiens – Winnipeg Jets

Nasza ocena: skala3

O ile w przypadku Ducks możemy powiedzieć O W KOŃCU to w przypadku Habs można napisać O ZNOWU. Predators przegrali bez Pekka Rinne, który jak można domniemać mógłby zatrzymać choć jeden sv więcej niż Hutton. Canadiens natomiast bez Careya Price’a wyłączonego z gry na najbliższy tydzień nie stracili na jakości. Mike Condon nie miał zbyt dużo pracy i w sumie przetestowało go tylko 19 strzałów z czego 18 „wyjął”. To dobry backup i potwierdził to już czwarty raz w tym sezonie.

Paul Byron to przykład na to jak świetnie można uzupełnić kadrę niskim kosztem i to grając na nosie rywalom z Kanady. Spuszczony przez Calgary Flames na listę odrzuconych wcześniej w tym sezonie został podebrany przez Habs i teraz strzelił już drugi mecz z rzędu i to w osłabieniu. To chyba nowa taktyka Montrealu, złapać karę i wpuścić do gry Byrona, bo jak tak dalej pójdzie to stanie się jednym z największych specjalistów od PK w lidze. Kolejny znakomity przykład jakie jest życie w NHL – na krawędzi, jedną nogą poza ligą a chwilę później grasz dla najlepszej ekipy w stawce i jesteś jej mega ważną częścią.

Tomas Fleischmann ma 10 punktów w 12 meczach, a zaczynał przecież z kontraktem PTO na obozie szkoleniowym Habs. W tym meczu miał trzy punkty i dwa trafienia oraz najlepsze w drużynie pięć strzałów (dużo zrobił jak na 14 minut gry), David Deharnais też miał trzy „oczka” i jego formacja była chyba najlepsza biorą pod uwagę obie strony lodowiska.

Klub z prowincji Quebec był w tym meczu jak PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych – pewny zwycięstwa od początku do końca. Dopiero w trzeciej tercji Jets uratowali jakiś honor, chociaż trudno mówić o przesadnie honorowej walce gdy znowu Dustin Byfuglien atakował na granicy przyzwoitości, łokciem w głowę Brendana Gallaghera i będzie musiał się spowiadać na kolankach ligowej komisji dyscyplinarnej:

Michael Hutchinson wypadł blado wpuszczając cztery krążki na dziewięć uderzeń w światło bramki (zastąpił go Pavelec).

New York Islanders – Buffalo Sabres

Nasza ocena: skala2

Nudą wiało w Barclays Center, w meczu w którym nie było żadnych kar, a gole padały rzadko i raczej brzydko. Nie najładniej w każdym razie. Minuty czwartej formacji grał Sam Reinhart i  to mógł być dla niego zły mecz, gdyby nie game-winner uzyskany po przekierowaniu do siatki podania Davida Legwanda. Mieszane uczucia można mieć co do występu, czy ogólnie ostatnich występów Jacka Eichela bo to rzeczywiście nic ciekawego. Dan Bylsma miesza formacjami testuje różne rozwiązania chcąc pobudzić do życia odpowiednich ludzi, ale póki daje to słabe rezultaty przynajmniej na test wzrokowy.

Z takimi Sabres można przegrać grając tylko bez swojego kapitana i najlepszego punktującego (Johna Tavaresa) i nominalnego pierwszego bramkarza (Jaroslav Halak). Wciąż jednak nie powinno się to zdarzyć jeśli limitujesz rywala do 22 strzałów. Brak energii Wyspiarzy tłumaczy tylko to że był to back-to-back game czyli drugi w ciągu 24 godzin. Może też wpływ na taki, a nie inny występ miało Halloween te wszystkie słodycze i bale z wysokoprocentowym ponczem do popijania… NIEE to jednak był po prostu słaby mecz. Nie wiem z czego tak bardzo cieszy się Dan Bylsma, może dostał jakiegoś zabawnego SMSa:

Colorado Avalanche – San Jose Sharks

Nasza ocena: skala3

Najsympatyczniejszy jaskiniowiec świata Brent Burns zdobył dwa gole, a San Jose Sharks wyjechali z Denver z kompletem punktów 4:3 ogrywając Colorado Avalanche. Burns i jego broda mieli w meczu najlepsze osiem strzałów, wspomniane już dwa punkty i trzy zablokowane strzały. Dziwie się że nie zaliczono mu żadnego hits, bo z tego co pamiętam kasował ludzi i to całymi seriami, jak domino (nawet swoich):

Jednym z nielicznych miłych faktów, o których trzeba wspomnieć analizując występ Lawin jest 180. gol w przewadze w karierze Jarome Iginli. Reszta powinna być długim milczeniem, bo nie można wygrać zdobywając pierwszego gola w 5on5 dopiero w ostatniej minucie meczu.

Ok czasami można, ale nie wczoraj, gdy w tym samym meczu tracisz short-handed gola, a Matt Duchene i Nathan MacKinnon są na -3 w tym spotkaniu. Sharks trafili z transferami w międzysezonie bo Joel Ward to ich najlepszy punktator, wczoraj zdobył swoje 11 „oczko”, a Martin Jones zagrał dobrze poza momentami gdzie w power play jego obrona była bardzo skrupulatnie rozpracowywana.

Co dalej chcą robić Avs? Z trenerem który nie potrafi się uczyć i poprawiać swoich błędów (których nie widzi, lub udaje że nie ma) i bez dobrze hitującego obrońcy (poniżej przykład, zatrudniony przez nich nowy numer 2 nie jest mistrzem tej profesji)

Menago drużyny Sakić póki co mówi, że nie zmieniłby nic. OK

Carolina Hurricanes – Tampa Bay Lightning

Nasza ocena: skala6

Zupełnie poza głównym nurtem medialnej narracji zdarzył się mecz bardzo dobry, jeśli nie perfekcyjny. Mieliśmy odpowiednią liczbę bramek w odpowiednim stosunku do liczby strzałów i szans strzeleckich. Były gole w przewadze, bramki po ładnych indywidualnych zagraniach (zabranie się z krążkiem i backhandowy finisher JT Browna z Lightning to absolutny must-see).

Błyskawice przegrywały od trzech spotkań i potrzebowały czegoś co postawi ich na nogi. Między słupki wrócił Andriej Wasilewski, który po wykryciu zakrzepów stracił ponad miesiąc tej kampanii. Ale to nie on był tutaj energy-guyem, raczej pochwaliłbym tu trenera Jona Coopera. Po pierwszej tercji Tampa przegrywała 0:1 a dla rywali trafił Eric Staal. Cooper zamieszał wtedy kotłem i udało się „trafić” z przerzutkami, coś zaskoczyło i od razu były efekty. Steven Stamkos trafił po pięciu grach niemocy, nawet Tyler Johnson wpisał się w protokół strzelecki pierwszy raz w sezonie.

Hurricanes nie byli źli, a czasami ich największym rywalem są oni sami. 15 strat własnych to zdecydowanie za dużo i tylko trochę naprawiają to odbiory w tej samej liczbie. Przegrywali już 1:4 i ocenilibyśmy ich znacznie surowiej gdyby nie super końcówka tego meczu. Ich przyciśnięcie finalistów ubiegłego sezonu pokazuje, że jest w tym teamie potencjał. Niestety wskazując najsłabszych na lodzie mimo bramki na 0,1 przed końcową syreną trzeba pokazać palcem drugiego z braci Staal, Jordana. Trzy straty, brak swojego sposobu na poukładanie gry. Ogólnie liderami Canes są teraz nowi (Versteeg) lub młodzi (Faulk i Victor Rask). Stare twarze na dużych kontraktach to już nie jest serce tej drużyny.

Na koniec tego dnia proponuje wam wszystko popatrzeć jak symboliczny pierwszy krążek na meczu AHL „rzuca” pies. Nie wiem z jakiej to okazji ale „make my day”.

 


 

Dziękuje za przeczytanie