Kiedy w rankingu jaki stworzyliśmy wspólnie z Adrianem Kowalem w przerwie międzysezonowej umieściliśmy Jamiego Benna na 10 miejscu miałem spore obawy, że większość NHL-owej hokejowej wspólnoty w PL zje nas za to. Nie chodzi o to, że nie byłem pewny swoich wyborów, chodzi o sposób percepcji i „podawania” przez media informacji, której mają wpływ na odbiór poszczególnych zawodników.

Benn był na naszej liście wyżej niż na przykład: Steven Stamkos, Corey Perry czy jego klubowy kolega Tyler Seguin. Czy istniało ryzyko, że jego świetny sezon i wygrane rzutem na taśmę Art Ross Trophy to tylko przypadek? Szczerze mówiąc NIE. Jeśli obserwujesz karierę Jamiego Benna od początku to wiesz, że ten chłopak jest idealnym przykładem gracza „late bloomer” – dojrzewającego dłużej niż inni i wypuszczającego swoje hokejowe „owoce” w nieco późniejszym czasie niż reszta ludzi z jego rocznika.

Przed startem poprzedniego sezonu Sidney Crosby i Patrick Kane zapytani o najbardziej niedocenianego gracza ligi wskazali właśnie na Benna. To się potwierdziło w stu procentach. W klubie też szybko spostrzeżono, że jego wybór w drafcie 2007 roku w piątej rundzie to niesamowity steal. Pięć lat po selekcji został szóstym kapitanem Dallas Stars, twarzą organizacji która według wielu ma już w tym roku szanse na Puchar Stanleya.

Teraz też jest pierwszy w wyścigu do 10 bramek i najlepszy w punktacji ogólnej. A jeszcze do momentu draftu Benn w ogóle nie brał na poważnie sportowej kariery, a jeśli już to w baseballu.

Komplet wyników NHL z 3 listopada:

Toronto Maple Leafs – Dallas Stars 4:1
Chicago Blackhawks – Los Angeles Kings 4:2
Vancouver Canucks – Philadelphia Flyers 4:1