„Nazwiska nie grają” – złota zasada ma idealne zastosowanie w hokeju. Jeszcze 10 lat temu regularnie faszerujący się gwiazdami new York Rangers nie byli w stanie wejść do fazy play-off mając w składzie Pawła Bure, Briana Leetch’a i Dariusa Kasparaitisa oraz legndarnego Mike’a Richtera w bramce. Przedstawimy Wam dziś kilka typów zawodników, którzy nie zawsze będą na pierwszych stronach gazet, ale są jak kluczyk do stacyjki odpalającej głowicę atomową – zapomnij o nich… i możesz zapomnieć o sukcesie.
Wszystkorób
To zawodnik, bez którego połowa akcji drużyny po prostu się nie uda. Koleś, który złapie czasem drugą asystę… a może nie – ale jego podanie z tłumu wrogich zawodników uratuje tyłek Twojej drużynie, a Twoja gwiazda będzie mogła pogrążyć oponenta piękną bramką przy blasku fleszy. jednak pod koniec dnia, to ten król bez korony będzie tym, któremu trzeba dziękować za wygrane spotkanie.
W NHL zawodnicy tacy są na miarę złota. Idealnym przykładem był Ray Whitney zwany „Czarodziejem”, dla którego żadna akcja nie była stracona, a każde podanie mogło się udać. Dziś powiedział bym, że takimi zawodnikami są dla siebie nawzajem bracia Sedin – choć oni akurat dorobili się na tym swojej sławy.
Zabijaka
Meczu Ci nie wygra, czasem złapie bezsensowne 2 minuty, a ostatni raz strzelił bramkę, gdy Ronda Rousey była jeszcze mistrzynią UFC- ale niech nie zmyla Cię statystyki – potrzebujesz go. Facet natłucze kolesia polującego na Twoją gwiazdę, da poczucie bezpieczeństwa w drużynie, która dzięki niemu będzie mogła koncentrować się na zdobyciu bramek.
Gdy Ty obmyślasz strategię, on rzuci kilka wyzwisk i poprzepycha się z kilkoma łebkami z przeciwnej drużyny, by nie dać im możliwości koncentracji nad grą i wyprowadzić ich z równowagi. Idealnym przykładem takiego zawodnika jest Chris Neal z Ottawa Senators. Wcale nie dziwi mnie więc, że to jeden z niewielu takich zawodników, którzy spędza całą swą karierę w barwach jednego, ukochanego klubu.
Zawodnik jednego elementu gry…
Jest to interesujące, ale tacy zawodnicy są niezbędni w Twojej drużynie. Oczywiście, cały ich zestaw spowoduje efekt grania w serię gier „Commandos” – jeden odpadnie, i cała drużyna się rozleci. Natomiast jeden, dwóch takich graczy w ekipie potrafi dać sporą przewagę. Najlepiej, by taki specjalista trudnił się wygrywaniem wznowień – na końcowe sekundy meczu to tajna broń na wyrównanie lub rozpoczęcie gry w tercji przeciwnika. Może to być Pan od blokowania strzałów – w osłabieniu takie żywe tarcze psują krew, rozpraszają i rozwalają całą obmyśloną strategię.
Obecnie takim specem od przyjmowania krążków na klatę jest Francois Beauchemin z Colorado Avalanche, który nie jest jakąś wielką gwiazdą, jeśli chodzi o inne aspekty hokeja.