Wyobraź sobie ręcznik rzucany na ziemię w ferworze, kiedy jesteś spóźniony do pracy. Właśnie tak wyglądało nasze spotkanie z najlepszym defensorem na świecie w jednym studiu fotograficznym na przedmieściach Los Angeles. Erik Karlsson ułożył się na brudnej, białej sofie, zmęczony po długiej podróży samolotem, cierpiący na dolegliwości związanymi ze zmianą stref czasowych i bardzo głodny. Miał zrobić wszystko, żeby wyjaśnić, jak w jego głowie działa hokej i jak na lodzie dokonuje decyzji w ułamku sekundy, na podstawie instynktu.
Jego gra opiera się na projekcjach, wyjaśnia. Przewiduje, co stanie się w kolejnych trzech albo pięciu sekundach. Gdzie jego przeciwnik pojedzie. Gdzie będzie krążek. I na podstawie tego – gdzie on musi się ustawić. W końcu, jeśli twój GPS powiadomi cię o skręcie w lewo, łatwiej będzie ci obrać odpowiednią drogę, zauważył Karlsson. Ok, ale skąd wie, podczas meczu, że akurat za chwilę będzie skręt w lewo. „Ta”, mówi z uśmiechem na twarzy, to jest to, co trudno wyjaśnić. „Nigdy nie wiesz, liczysz na prawdopodobieństwo”. Ale nie mowa tu o prawdopodobieństwie rzucania kością, dla Karlssona jest to raczej gra w liczenie kart.
Każda drużyna ma pewien system gry, systemy jednak nie różnią się od siebie nadmiernie. Kiedy krążek ląduje na łopatce jego kija, Karlsson próbuje znaleźć drogę wyjścia ze strefy obronnej. Wie, gdzie powinni być wszyscy dookoła niego, ale także to, że mogą być tam, gdzie nie powinni. Zmysł słuchu nie przydaje się na wiele w hali wypełnionej dwudziestoma tysiącami krzyczących ludzi. Zdaje się na wzrok, widzi, gdzie znajdują się wszyscy, którzy są akurat na lodzie.
Dla Karlssona nie istnieje nieskończona ilość możliwości ruchu zawodników i krążka, nawet w hokeju, bardzo szybkiej i płynnej grze, można przewidzieć pewne wzory zachowań. Przy każdej decyzji podejmowanej przez niego na tafli, jego mózg wraca do bazy wspomnień, wszystkich rezultatów z siedmiu sezonów gry za oceanem oraz lat gry przed NHL, kategoryzuje je według tego, co już widział i co może stać się za chwilę. Im większe ma doświadczenie, tym większa jest jego baza wspomnień, co sprawia, że Karlsson jest coraz lepszy w przewidywaniu przyszłości.
W ustach dwukrotnego zwycięzcy trofeum Norrisa mecz hokeja na lodzie brzmi, jak gra na planszy. Z zawodnikami i bramkarzami przesuwanymi specjalnymi metalowymi gałkami w tą i z powrotem. „Przyzwyczajasz się do pewnych sytuacji, nawet jeśli dana sytuacja jest zupełnie inna, będzie w niej coś, co już kiedyś widziałeś”, mówi Karlsson. „Możesz przygotować się na to, że krążek poleci w lewo lub w prawo, reakcje przychodzą ci łatwiej”.
Wszystko to „bierze w łeb”, kiedy spojrzymy na wyniki z ostatniej nocy. Ottawa Senators, drużyna Karlssona przegrała 1:7 z Capitals w Waszyngtonie, Aleksandr Owieczkin zabawił się z Karlssonem, kiedy zdobywał ostatniego gola. Po przegranej „Senatorzy” od razu polecieli na zachodnie wybrzeże, samolot dotknął ziemi o 6.30 rano. Zaledwie kilka godzin później Karlsson pojawił się w studiu, od razu zapytał, czy jest jakaś kawa i znalazł przystawki. Momentalnie wchłonął rogalika.
Kapitan Sens mówi, że nie lubi zdjęć, na sesje zgadza się tylko, kiedy musi. Ale przed aparatem jest całkowicie nieskrępowany, niemal jak Zoolander. Poprawia włosy, ubrania, ustawia się według wytycznych fotografa. Za każdym razem, gdy ten zatrzymuje się na chwilę, żeby zobaczyć zdjęcia na laptopie, Karlsson podchodzi, żeby spojrzeć. „Dalej mam tą pieprzoną plamkę na oku”, mówi pokazując to na zdjęciu. „Mi się podoba”, odpowiada fotograf. „Ta?”, pyta Karlsson. „Dzięki temu wyglądam na twardziela, chociaż tak naprawdę rywal mnie zniszczył”. W pewnym momencie fotograf prosi Karlssona o pozę z kijem, ale nie jest fanem i nie może przypomnieć sobie terminologii. „Hokejowy kijek?”, podpowiada hokeista.
Poza tą ostatnią bramką w Waszyngtonie, Karlsson nie ma za co przepraszać w ostatnim czasie. Przed przerwą związaną z Weekendem Gwiazd był czwartym, po Patricku Kane’ie, Jamiem Bennie i Tylerze Seguinie, strzelcem w lidze. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że 25-latek wygra nagrodę dla najlepszego defensora po raz trzeci w swojej karierze. „Senatorzy” rozgrywają przeciętny sezon, będą musieli walczyć do końca, żeby zdobyć „dziką kartę”. Karlsson jest odpowiedzialny za większość dobrych rzeczy, które im się w tej kampanii przytrafiły. Karlsson jest zdecydowanym liderem punktowym drużyny, właśnie po raz trzeci uczestniczył w Meczu Gwiazd. Odkąd Karlsson trafił do północnoamerykańskiej ligi w 2009 roku, sytuuje się na 38 pozycji, jeśli chodzi o ilość zdobytych punktów. Pozostałych defensorów w tym zestawieniu wyprzeda o milę.
Główną zaletą Karlssona jest oczywiście jego szybkość, jednak to, co zwraca uwagę to jego wirtuozja. Jest tak zwanym kieszonkowcem. Zazwyczaj skłania się ku ładnemu, skomplikowanemu i kreatywnemu zagraniu, i jak uważają jego krytycy, o wiele bardziej ryzykownemu, aniżeli sprawdzonym wariantom. Raczej objedzie slalomem trzech rywali i poda do samego siebie, który będzie w tamtym miejscu w ułamku sekundy, aniżeli po prostu wrzuci krążek w strefę obronną przeciwników. I w czterech na pięciu przypadkach mu się to udaje. Sposób w jaki gra przywodzi na myśl artystyczną wizję hokeja, nie tylko robi to, co się od niego wymaga, ale robi to z finezją. „Czasami trudne zagranie jest tak naprawdę łatwym zagraniem, musisz tylko być w stanie to zrobić”, mówi Karlsson. „Bardziej satysfakcjonuje mnie to, co nazywacie trudną grą, dla mnie to właściwie to samo. Zawsze mam plan awaryjny, jeśli nie uda mi się to, co sobie założyłem. Planem B zazwyczaj jest właśnie to łatwe zagranie”.
Jego sposób gry przyrównuje się do improwizowanego jazzu, jednak Karlsson nie jest obsesyjnym studentem. Dorastając w małym miasteczku Landsbro w Szwecji nie miał dostępu do hokeja w telewizji. Teraz od czasu do czasu ogląda finał Pucharu Stanleya lub mecze swoich znajomych, ale to mniej więcej wszystko. Zwraca uwagę na Szwedów, Olivera Ekmana-Larssona, Victora Hedmana i John Klingberga, którzy, według niego, grają podobnie – kreatywnie, z głową. Kiedy pytamy go, jakie to uczucie być tak dobrym w tym sporcie, nie przyjmuje komplementu. „Ja tego tak nie widzę. Wiem, co potrafię, nie jestem lepszy od nikogo innego”, mówi.
W składzie ekipy z Ottawy ma kilku bardzo dobrych znajomych, Szweda Mikę Zibanejada, partnera Marca Methota i Milana Michalka, który dołączył do drużyny w debiutanckim sezonie Karlssona (przyp. tłum. Michalek został wytransferowany do Toronto Maple Leafs kilka tygodni temu). Najlepiej dogaduje się ze Szwedami. Twierdzi, że rodacy po prostu się rozumieją, wszyscy pochodzą z tego samego małego kraju i dorastali w podobny sposób.
Jego najbliższym rodakiem jest Daniel Alfredsson, były kapitan Senatorów, który przeszedł na emeryturę, ale wciąż pełni ważną rolę w klubie. „Zaczęło się od tego, że opiekował się mną i pomagał zaadaptować w nowym miejscu, przerodziło się to w przyjaźń. Jesteśmy bardzo blisko, niemal jak bracia”, mówi Karlsson. Kiedy latem 2014 roku Jason Spezza opuszczał Ottawę i pewnikiem było to, że Karlsson zostanie nowym kapitanem, szwedzki defensor zwrócił się do Alfredssona pytając o radę. „C” na koszuli nie było jednak czymś, o co Karlsson się prosił. Swój sposób liderowania porównuje do tego, co robił Alfredsson – nie krzyczy głośno, ale daje dobry przykład.
Karlsson słyszał już plotki na temat tego, że wygra kolejnego Norrisa, a może nawet trofeum Harta. Oczywiście, to niesamowite wyróżnienie, ale nie coś, co jest dla niego priorytetem. Chciałby, aby jego drużyna awansowała do play-offów. „Dwukrotnie w mojej karierze mój zespół nie znalazł się w play-offach”, mówi. „Nigdy już nie chcę, żeby to się powtórzyło”. Masz świadomość, że twoja drużyna nie jest najlepsza i prawdopodobnie nie zagra o mistrzostwo, wtedy znajdujesz inne cele, codziennie pracujesz ciężko, żeby je spełniać. W 2011 i 2014 Sens nie zagrali w fazie mistrzowskiej, a „powinni”. „To nie jest fajne, zupełnie nie. Czujesz się jakbyś coś zmarnował”.
Karlsson mówi, że sportowcy nie lubią rozmawiać na temat presji i oczekiwań, zazwyczaj starają się udawać, że takie rzeczy nie istnieją. Ale czy wierzą w to, kiedy o tym mówią? „Nie”, twierdzi Karlsson. „Wszyscy wiedzą, że istnieje presja. Ale to taki typ pracy”. Media i fani zawsze będą czegoś wymagali. „Staramy się o tym nie rozmawiać, pomijamy ten temat”, mówi obrońca. „Nie chcesz tego rozdmuchiwać. Wszyscy wiedzą, że to istnieje, to oczywisty problem” (w org. Idiom „elephant in the room”).
Niedługo później rozmawiamy na temat frazesu „Wszyscy dają z siebie sto procent”. Czy hokeiści wiedzą, że to prawdziwe cliché? „Tak”, mówi Karlsson z nutką ironii. „To taka fraza dzięki, której kupujemy sobie czas na zastanowienie się, co powiemy za chwilę. Przychodzi naturalnie”. Ciągle pytani są o te same rzeczy i ciągle odpowiadają tak samo. „Starasz się chronić siebie i swoich kolegów z zespołu, nie chcesz, żeby ludzie wiedzieli za dużo na temat tego, co dzieje się w szatni. To normalne. Czasami trudno jest nam wyjaśnić coś komuś, kto nie będzie w stanie czegoś zrozumieć”.
Najtrudniejszym momentem w karierze szwedzkiego defensora był uraz ścięgna Achillesa w 2013 roku. Matt Cooke rozciął nogę Karlssona łyżwą. Nie chodziło tylko o brak możliwości pracy, ale o to, że w końcu grał na najwyższym poziomie, tak jak chciał od początku, jego drużyna była jedną z najlepszych w lidze. I wszystko to zniknęło w jednej sekundzie. Nie opuszczał domu przez dwa miesiące po kontuzji, niemal nie nabawił się depresji. „Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu widzę w jak złym stanie byłem”, wspomina.
To kolejny sezon, w którym ekipa Karlssona nie jest tam, gdzie sobie wymarzyła. Może w kwietniu ponownie poczuje, że zmarnował kolejny rok, o ile Senators nie awansują do play-offów. Ale indywidualne osiągi obrońcy zachwycają.
Jako miasto Ottawa wydaje się być dziwnym wyborem dla Karlssona, ale on uwielbia tam mieszkać. Nie kupił domu blisko lodowiska, po zachodniej stronie miasta, gdzie wydają się mieszkać niemal wszyscy inni zawodnicy. W zeszłym roku sprzedał posiadłość w Szwecji, pomimo że uwielbia wracać do swojego domu rodzinnego, jego wizyty się skracają. To Ottawa jest teraz jego domu. „Może wyglądam, jak chłopak z wielkiego miasta, ale myślę, że nie chciałbym w przyszłości mieszkać w wielkim mieście”.
To, czego Ottawa nie gwarantuje to prywatność. Karlsson zna tą ekspresję na twarzy człowieka, który właśnie go poznał. Wypracował postawę z pochyloną w dół głową, żeby unikać wzroku przechodniów. Czasami lubi być anonimowy, jak tutaj w Los Angeles, gdzie rzadko zdarza się, że ludzie go rozpoznają.
Oryginalny artykuł tutaj. NHL w PL nie rości sobie praw do oryginalnej treści powyższego tekstu i materiałów foto oraz nie pobiera żadnych korzyści z jego opublikowania. Materiał jest przetłumaczony w celu przybliżenia polskim kibicom NHL wiadomości ze świata najlepszej ligi hokejowej. Tłumaczenie jest własnością intelektualną NHL w PL.