Christian Ehrhoff, niemiecki obrońca Los Angeles Kings, kilka dni temu przeszedł nietknięty przez tzw. „listę odrzutków” i został oddelegowany do afiliacji Kings w AHL, Manchester Monarchs. Ligowe środowisko przyjęło taki obrót sytuacji z nieukrywanym zaskoczeniem zakładając, że tak uznany obrońca przydałby się niejednemu zespołowi. Dlaczego żadna organizacja nie zdecydowała się na przechwycenie kontraktu Ehrhoffa?

Na wstępie zacznijmy może od tego, czym w ogóle jest „lista odrzutków”? Waivers to rodzaj wewnętrznego systemu NHL, który – mówiąc najprościej – polega na udostępnieniu praw do wskazanego zawodnika przez jego klub. Posługując się przykładem Ehrhoffa: zarząd Kings oficjalnie poinformował Ligę oraz pozostałe kluby o umieszczeniu gracza na waivers. Przez 24 godziny kontrakt Niemca był kompletnie niestrzeżony – każdy zainteresowany mógł się po niego zgłosić i przejąć go zupełnie za darmo.

Ku ogólnemu zdziwieniu w oficjalnym komunikacie NHL poinformowano, iż zawodnik „przeszedł” przez system nietknięty, a dzięki zastosowaniu tej procedury Królowie mogli zgodnie z prawem odesłać swojego zawodnika do AHL. Skąd zdziwienie? Owszem, Ehrhoff już nie jest tak efektywnym graczem jak jeszcze kilka lat temu, jednak przeglądając reakcje kibiców wszystkich drużyn można było dojść do wniosku, iż kolejka po Niemca będzie dłuższa od kolejki po nowe Playstation.

Nic z tych rzeczy. W dobie niezwykle ciasnej sytuacji płacowej w całej NHL oraz limitu 50 podpisanych kontraktów zaledwie kilka organizacji może pozwolić sobie na przejęcie jakiejkolwiek umowy bez jednoczesnego pozbycia się innego finansowego zobowiązania. Sygnalizowanie innym klubom chęci pozbycia się danego zawodnika nie jest dobrą metodą negocjacyjną – jak słusznie zauważył bodaj Elliotte Friedman ze Sportsnetu żaden z zainteresowanych nie zdecydował się na Ehrhoffa tak od razu, gdyż dużo korzystniejsze może być ściągnięcie go w wymianie za inny ciążący kontrakt. Bilans finansowy musi wyjść na zero, podobnie jak bilans kontraktowy.

Przez waivers tylko w tym sezonie przecisnęli się tacy gracze jak Mark Fayne, Bryan Bickell, Karri Ramo, Anton Chudobin, Chris Higgins, Jakub Kindl, Bradon Prust czy Yannick Weber. Sporo uznanych nazwisk, wielu etatowych ligowców, ale i cała paleta trudnych do przełknięcia umów. Jeszcze całkiem niedawno waivers postrzegano jako witrynę wyprzedaży, z której co jakiś czas można wyrwać prawdziwą okazję, tymczasem w dzisiejszych realiach trzeba liczyć się z każdym wydawanym dolarem. Oczywiście dla drużyny pozbywającej się niechcianego hokeisty lista odrzutków ma same plusy, lecz jak widzimy w praktyce uwolnienie się od uciążliwego problemu wcale nie jest takie roste.

Na marginesie: historia Christiana Ehrhoffa to również bardzo ciekawa sprawa. Człowiek, który latem 2011 podpisał 10-letni kontrakt za 40 mln dolarów z Buffalo Sabres (za sam pierwszy rok skasował 10 mln!), zaledwie 5 lat później ląduje na zapleczu poważnego grania w Ameryce Północnej. Najpierw przyszło wykupienie kontraktu w Buffalo, później nieudana roczna przygoda z Pittsburgh Penguins, a dziś totalna niełaska w Los Angeles i banicja w Manchesterze…