Kilka przemyśleń na temat gry i przyszłości dwóch najbardziej „hype’owanych” zawodników młodej generacji w NHL, tuż po ich ligowych debiutach:
1. Eichel vs McDavid – 1:0
Rachunek jest prosty i wynosi 1:0 dla Eichela. Strzelić bramkę i jej nie strzelić to ogromna różnica, zwłaszcza w debiucie. To może ściągnąć sporą presję z Eichela, podczas gdy na McDavidzie pytanie o pierwsze punkty i gola pozostają i będą narastać. Aż strach pomyśleć, co będzie gdy nie wskóra nic w następnym meczu. Większość z tych, która tak bardzo cieszyła się z jego obecności w Edmonton pewnie zaraz zaczną nazywać go „bustem”.
2. Żaden z nich nie jest nowym Mario Lemieux
Bo po prostu nie każdy wchodzi do NHL i strzela gola w swojej pierwszej zmianie na lodzie. A z „Super Mario” tak właśnie było. Mimo że to było 31 lat temu, w innym hokeju to wciąż pamiętamy jak to się zaczęło i skończyło w przypadku Lemieux. Eichel potrzebował dwie i pół tercji, w sumie 23 zmiany. McDavid będzie potrzebował jeszcze więcej. Ale to nie umniejsza ich talentu i nie skreśla ich na drodze do miana najlepszych zawodników nowej generacji. To po prostu inna generacja i inny hokej.
3. Rozmawiają o nich szatnie rywali
Prawie każdy dziennikarz, który zada pytanie o jakiegokolwiek rywala w dzień meczu dostanie wyklepaną formułkę „Jest dobry, ale nie skupiamy się na nim, skupiamy się na naszej grze”. Guzik prawda. Czasem takie rzeczy wychodzą z czasem, ale w przypadku Eichela i McDavida przeciwnicy naprawdę o nich rozmawiają, a trenerzy uczulają i wskazują na nich. Wygadał się w ten sprawie Craig Anderson bramkarz Ottawa Senators został pierwszą „ofiarą” w karierze Jacka Eichela, chociaż przy jego strzale z tej pozycji nie mógł wiele zrobić.
Świetny strzał, ale stali we dwóch przed moją bramką, a my graliśmy w osłabieniu. Mówił mi o nim Matt O’Connor, mówił jak dobry jest. Trzeba pogratulować pierwszego gola.
Matt O’Connor to rezerwowy goalie Senatorów (w wyniku kontuzji Hammonda), w tamtym roku grał z Eichelem na Uniwersytecie Bostońskim.
4. McDavid pokazał potencjał i tego typu nagłówki
Nie kupujcie tego. Kanadyjskie media zrobią wszystko by hype, który sam nakręcali nie umarł. Nie chodzi o to, że ma powody do „śmierci”, raczej o to że po każdym występie McDavida nawet najgorszym będziecie czytać „ale pokazał potencjał”, „ale wtedy przyśpieszył”, „ale wtedy prawie strzelił” i tak dalej.
W meczu z Blues „hokejowy Jezus” dostał szkołę życia i zobaczył jak ciężko gra się na centrze w NHL, jak trudno wygrać z doświadczeniem Davida Backesa na buliku (przegranych 10 z 13 face-offs). Jak ciężko dotrzeć na pozycję, ile siły trzeba w to włożyć. O tym na witrynach z domen „.ca” będzie się pisać rzadziej, dużo częściej będzie się pisać o prędkości i potencjale. Bo prędkość i potencjał były:
5. Nie wiemy nic po chwilach w wykonaniu ludzi, którzy w NHL spędzą po 15 sezonów
To że jeden błysnął szybciej niż drugi, a ten drugi wcale nie jest jeszcze takim geniuszem jak to naopowiadali nam dziennikarze, nie oznacza nic. To że obaj kiedyś zagrają w NHL wszyscy dookoła nich wiedzieli od dawna. Trudno było nie wiedzieć. Ty byś nie wiedział widząc coś takiego regularnie u swojego dziecka?:
Debiut trzeba było odbyć, dalej powinno być tylko lepiej. Ocenianie tych chłopaków po kilkunastu minutach na lodzie w całkowicie nowej drużynie z całkowicie nowymi dla nich ludźmi do gry jest niesprawiedliwe. Co z tego że McDavid miał niecałe 20 procent na wznowieniach? Sidney Crosby w pierwszym sezonie miał tylko 45%, a 50% przekroczył dopiero w trzecim roku. Kariery graczy określanych mianem nadzwyczajnych trwają zazwyczaj długo, więc z pierwszymi ostrożnymi podsumowaniami najlepiej powstrzymać się co najmniej do 10 meczów.