Są zawodnicy, którzy sami zgotowali sobie piekło. Są i tacy, którzy przy okazji gotują je innym zawodnikom, choć sami płacą za to cenę. Czasem dobrzy, zagubieni ludzie, którym potrzeba odrobiny wytchnienia, szansy i porządnego kopa w tyłek. Czasem potwory zdające się nie być zdolne do uczenia się na swoich błędach i tylko czekające na kolejną okazję, by zagrozić innej hokejowej karierze.
Kolejna ostatnia szansa
… ale tym razem wydaje się być naprawdę ostatnią. Zack Kassian otrzymał gigantyczny kredyt zaufania od zdesperowanych Edmonton Oilers, którzy pozyskali go w momencie, gdy ten dopiero co powrócił z leczenia uzależnienia od „niedozwolonych substancji”.
Nie czarujmy się – ładne nazwanie problemu i tak nie czyni z wielu sportowców nikogo lepszego niż „bogatego ćpuna”. Jednak dodatkowym motywatorem dla zawodnika Oilers byłaq decyzja ligi o zakręceniu mu kurka – co oznacza, że jeśli Kassian planował wrócić do swoich dawnych nawyków, czekało go widmo długów – bo o grze w NHL chyba nikt już by z nim nie rozmawiał.
Czy zasłużył na kolejną szansę ?
Z punktu widzenia sportu, Kassian zrobił krzywdę tylko sobie. Od razu przychodzi tu na myśl historia Theo Fleuery – legendy Calgary Flames, ligi NHL oraz kanadyjskiego biznesu narkotykowego. Człowiek, który w zasadzie od ilości spożytej chemii powinien świecić w nocy – raz za razem wpadał w kolejne sidła nałogu – co w efekcie zrujnowało jego karierę i dziś Fleuery może jedynie nauczać innych i służyć jako żywy przykład na to, ze nie opłaca się.
Kassian szansę powinien otrzymać. Zawodnik zgłosił się już do drużyny afiliacyjnej w AHL, i tam będzie walczył o powrót do najlepszych. Fabryka zmarnowanych draftów i serii porażek, jaką jest Edmonton Oilers – to idealne miejsce na próbę ponownego wybicia się – drużyna nie ma nic do stracenia – a dobra dyspozycja Kassiana może dać mu na nowo stałe miejsce „na górze”.
Potwór powraca
14 stycznia – od tego dnia ponownie żaden zawodnik nie będzie mógł być pewien, że ze spotkania z San Jose Sharks nie wyjedzie na noszach, a jego kariera nie skończy się lub nie zostanie przerwana z okazji kilku tygodni jedzenia papki przez słomkę.
Charakter czarny jak prawie połowa ludności Niemiec – Raffi Torres – za kilka dni znów będzie mógł wyjechać na lód. Jego ostatnią ofiarą padł zawodnik Ducks – i choć uderzenie nie było aż tak brutalne, to notoryczne „nokałty” w wykonaniu Kanadyjczyka zmusiły ligę do wykluczenia go z połowy sezonu w nadziei, że tym razem Torres choć spróbuje zrozumieć, że nie można tak grać w hokeja.
Bestia, które kilka lat temu potężnym uderzeniem w głowę wysłała Mariana Hossę do baśniowej krainy „Wstrząsomózgolandii”, z pewnością nie zmieni stylu gry – może jakimś cudem przestanie na siłę udowadniać, że mimo niepozornych rozmiarów może „zabijać” – ale twardo grać nie przestanie na pewno. Nikt nie może czuć się bezpieczny.
Czy można wybaczyć bestii?
Ale bestia ma słaby punkt. Jej kolano, od lat roztrzaskane i odzywające się co jakiś czas- może nawet uniemożliwić jej powrót. Torres deklaruje, że uraz jest zaleczony, ale po takim czasie niebytu, zawodnicy racjonalnie wyjaśniliby nawet, że urwana ręka i brak oka to zadrapania, a brak śledziony i prawego płuca to nic, bo odrosną.
https://www.youtube.com/watch?v=VB_QyKHbPvE
Na dzień dzisiejszy uważam, że Torres jeszcze powinien dostać szansę. Jeżeli ma choć cień empatii, nie jest psychopatą, i zrozumiał cokolwiek podczas kilkumiesięcznej przerwy – pohamuje się, i wyciągnie wnioski z treningów w Phoenix Coyotes, gdzie trener Tippet uczył go grać ciałem tak, by nie trzeba było się potem za napastnika tłumaczyć.
Wątpliwości budzi fakt, że Torres nie jest skurzony. Nigdy nie był. Odklepywał regułki przeprosinowe za każdym razem, ale robił to bez mrugnięcia okiem, beznamiętnie jakby przepraszał za wpisanie kodu na nieśmiertelność w grze komputerowej. To świetny napastnik, zdolny do punktowania, dobrej gry ciałem i bardzo dobrej gry w defensywie. Jeśli jednak będzie mu dane wrócić do NHL – to powinna być to jego absolutnie ostatnia szansa na udowodnienie, że jest twardym zawodnikiem, a nie bestią, dzięki której często hokej owiany jest złą sławą.