Potwór z Loch Ness. Święty Graal. Zwycięstwo Montreal Canadiens. Jedna z tych mistycznych zagadek została odnaleziona zeszłej nocy po meczu na Florydzie przeciwko Tampa Bay Lightning. Drużyna z Quebec desperacko potrzebowała tego zwycięstwa z dwóch powodów. By odzyskać prowadzenie w Atlantic Division i by przystępować do noworocznego Winter Classic z odwiecznym rywalem z Bostonu z lekko podniesionymi głowami.
Po drodze jeszcze mecz z Panterami by zakończyć wycieczkę po Florydzie, ale ewentualne zwycięstwo nad Jaromirem Jagrem, pozwoli przystępować do meczu w Foxborough na winning streaku. Same plusy. Co ciekawe mecz z Florydą będzie na wagę prowadzenia w Atlantic Division, kto by się spodziewał.
Patrząc na wykres okazji do strzelenia bramek, widzimy że Tampa panowała nad sytuacją na lodowisku, szczególnie od początku drugiej tercji.
Gwiazdą tego spotkania był niewątpliwie Mike Condon. Gdyby nie jego solidna postawa w bramce, Lightning odskoczyliby na parę trafień a niemrawa ofensywa Canadiens nie byłaby w stanie strzelić więcej niż trzy bramki, co i tak w ostatnich meczach jest dobrym osiągnięciem dla Habs.
Oto jak padały poszczególne bramki w tym spotkaniu.
Po ładnym, kontrolowanym wejściu Andrighetto, swoją magię pokazał P.K. Subban. Świetnym zwodem toe-drag objechał defensora Tampy i wyłożył krążek Plekancowi. Strzelec bramki w świetny sposób zdobył lepszą pozycję od Tylera Johnsona i bez problemu pokonał bezradnego w tej sytuacji Bena Bishopa. 1-0 Montreal.
W trakcie gdy Andrei Markov odsiadywał swoją karę, Tampa Bay strzela wyrównującego gola niemal z linii bramkowej w powerplay. Tutaj niestety nie popisał się bramkarz Habs, który próbując zasłonić możliwość podania wszerz lodowiska, odbija krążek między swoje parkany i do swojej siatki. Nieszczęśliwy gol, ale Tampa z pewnością nie będzie kręcić nosem.
Chyba najładniejsza bramka tego spotkania to trafienie Galchenyuka na 2-1. Po serii zwodów, która spowodowała że aż trzech graczy Lightning podeszło do obrony młodego gracza Montrealu, po ładnym zagraniu po trójkącie, akcję wykańcza były zawodnik Sarnia Sting. Na szczególne laury zasługuje w tej sytuacji Andrei Markov, który niesygnalizowanym podaniem, pięknie znalazł otwartego i gotowego na strzał centra Montrealu.
Trzecia tercja to zmasowana ofensywa Lightning, próbujących wyrównać wynik spotkania. Jak widać udało im się to z nawiązką, pokonując Condona dwa razy w przeciągu 20 sekund. Oba trafienia odsłoniły pewne braki w technice bramkarskiej u debiutanta Canadiens. Zarówno bramka Jasona Garrisona jak i dobitka Ryana Callahana nastąpiły po szybkiej zmianie kąta ataku i Mike Condon dwa razy za wolno, bądź nieskutecznie przemieszczał się między słupkami swojej bramki. Montreal próbował jeszcze sprawdzać czy nie było kontaktu z bramkarzem przy bramce Callahana, lecz sędziowie uznali bramkę to trafienie. Nie był to zresztą ostatni challenge tego wieczoru.
Pół minuty po bramce na 3-2 dla Tampy wydawało się że szybkim strzałem spod bramki wyrównał Dale Weise. Niestety bramka nie została zauważona i mecz toczył się dalej do następnej przerwy w grze. Po sprawdzeniu w situation room w Toronto bramka zostaje zaliczona, lecz to nie koniec tej już dostatecznie wydłużonej sytuacji. Po chwili zastanowienia Jon Cooper postanawia poprosić o coaches challenge i sprawdzić czy Ben Bishop nie został uderzony w głowę gdy Weise przygotowywał się do sytuacji strzeleckiej. Cała ta sytuacja z podwójnym sprawdzaniem jednej konkretnej bramki wyglądała nieco komicznie, lecz ostatecznie sędziowie przyznali bramkę dla Canadiens, tłumacząc że kontakt napastnika Habs z bramkarzem Tampy został spowodowany pchnięciem i próbą przeszkadzania Antona Stralmana. O to było całe zamieszanie
Z utrzymującym się wynikiem 3-3 przez całą dogrywkę, przyszedł czas na rzuty karne i ewentualne zwycięstwo Montrealu. Wygraną w trzeciej serii zapewnia kapitan Max Pacioretty.
Po ciężko wywalczonej wygranej, widać było przez ekran TV jaki ogromny kamień spadł z zawodników Canadiens. Cieszyli się niemal jak po zwycięstwie w dogrywce w meczu playoffów. Być może taki confidence boost będzie tym czego ta drużyna potrzebowała. Może styl w jakim odnieśli sukces nie był powalający, ale drużyna w takim korkociągu weźmie każde dwa punkty jakie uda się zdobyć i nikt nie powinien narzekać na stylistykę.