Niezależnie od tego, który klub sięgnie po Puchar Stanleya, w pewnym momencie świętowania triumfu, kamera pokaże nam jednego z zwycięzców. Jego charakterystyka? Weteran powyżej 30, który mimo wyrobionej już w lidze marki, wielu rozegranych bitew, nie miał w trakcie swojej kariery zbyt wielu powodów do zadowolenia. To zawsze jest chwila, którą doceniają nawet najwięksi przeciwnicy i wrogowie danej drużyny. Tym zawodnikom kibicujemy właściwie niezależnie od barw klubowych, za ich oddanie i pasję. Kto może być tą personą w obecnej edycji play-off? Wskazujemy dziesięć takich kandydatur, dzieląc je na dwie grupy. Część z doświadczonych graczy już odpadła, ale wielu z nich wciąż ma szanse na sięgnięcie po trofeum.

Rick Nash, lewoskrzydłowy, Boston Bruins

Kiedy był najbliżej: To było z Rangers gdy dotarł do finałów w 2014 i przegrał z Kings rywalizację 1-4.

Przed tym jak dołączył do nowojorczyków, czyli przed rozgrywkami 2012-13 nawet nie wygrał żadnego meczu w play-off. Stał się jednak skutecznym zawodnikiem w tej części sezonu, jeśli chodzi o zwycięskie serie w fazie pucharowej ma bilans, a w play-offach sezonów 2013-14 i 2014-15 był najczęściej uderzającym w światło bramki zawodnikiem spośród całej 16-zespołowej stawki. Nash co warto przypominać jest drugim spośród aktywnych zawodników NHL najlepszym strzelcem w NHL z dorobkiem 437 bramek. Transfer do Bruins na trade-deadline znów daje mu szansę na wykazanie się, najczęściej występuje w drugiej formacji z Davidem Krejcim i Jake’em DeBruskiem.

Jakie dajemy mu szanse:

Bruins prowadzą w serii z Maple Leafs, a Nash choć nie błyszczy teraz, może odpalić na kolejnych etapach.

Patrick Marleau, lewoskrzydłowy, Toronto Maple Leafs

Kiedy był najbliżej: Razem z Sharks doszedł do finałów Stanley Cup w 2016, przegrał 2-4 z Penguins.

Po spędzeniu 20 sezonów w NHL, wygranie Stanley Cup stało się jednym z bardzo niewielu osiągnięć, jakiego Marleau nie ma na koncie. Nikt z aktywnych zawodników nie ma dłuższego stażu wyrażonego w liczbie meczów – 1575 spotkań to mniej tylko od Mariana Hossy ale jak nieoficjalnie wiadomo Słowa może już po prostu być zawodnikiem tylko na papierze. W play-offach Patrick zagrał 180 razy i jeśli chodzi o rekordy klubowe Sharks ma ich na koncie bardzo wiele.

Zawodnicy w typie Austona Matthewsa zdobywający dużo bramek kreujący efektowne akcji będą zawsze na świeczniku, ale losy Maple Leafs i ich największym wzmocnieniem miał być właśnie Marleau, wspierany przez innego doświadczonego gracza Tomasa Plekanca. Przy okazji choć Czecha nie ma w naszym zestawieniu wspomnijmy, że on także nie zdobył Pucharu Stanleya, choć rozegrał już w sezonie zasadniczym 998 meczów. Ta formacja wspólnie z młodym przebojowym Mitchem Marnerem była wysuwana do gry przeciwko top-line Bruins gdy to Mike Babcock miał do dyspozycji ostatni ruch czyli w meczach domowych Toronto.

Jakie dajemy mu szanse:

Maple Leafs grają już z nożem na gardle, a w przyszłości będziemy oceniać zatrudnienie Marleau właśnie przez pryzmat tego jak pomógł on Toronto w fazie play-off.

Joe Thornton, center, San Jose Sharks

Kiedy był najbliżej: Razem z Sharks doszedł do finałów Stanley Cup w 2016, przegrał 2-4 z Penguins.

Sytuacja podobna co u Marleau, ale to nie jedyni weterani w ekipie z San Jose, którzy długo już walczą o Stanley Cup. Są przecież w tym składzie także Joe Pavelski, a także doświadczeni obrońcy Brent Burns i Paul Martin. To jednak właśnie Thornton toczy z nich wszystkich najdłuższą walkę.

Przez prawie 20 lat Thornton wyrobił sobie miano drugiego najwięcej grającego aktywnego hokeisty NHL z 1733 występami w rundzie regularnej i czwarte miejsce z 160 meczami rangi play-off. 1427 punktów zdobytych przez niego to aż o 293 „oczek” więcej niż drugi już wspominany w tekście Marian Hossa. Thornton to jedyny wciąż obecny w NHL, który zagrał niegdyś sezon na 120 punktów, a dokładniej 125 „oczek” w 2005-06, za co wtedy został uznany MVP rozgrywek. Sezon później dołączył do wąskiego grona złożonego z Wayne’a Gretzky’ego i Mario Lemieux – tylko tej trójce udało się zagrać dwa sezony z rzędu z uzyskanymi 90 asystami rok w rok.

Niestety obecnie nie oglądamy Dużego Joe na lodowisku. Od czasu kontuzji kolana i operacji na więzadłach (23 stycznia). Podjęto już decyzję że Jumbo Joe nie zagra w pierwszym meczu drugiej rundy przeciwko Golden Knights, ale bardzo możliwe że zostanie dołączony do kadry Rekinów już niedługo.

Jakie dajemy mu szanse:

Wiara w sukces Sharks nie była specjalnie duża, ale styl w jakim odprawili Ducks sprawił, że wiele osób znów mówi o nich jak o Czarnym Koniu tego postseason. Powrót do gry Thorntona może się okazać jednym z czynników na plus i pozwolić awansować do dalszych rund.

Mike Fisher, center, Nashville Predators

Kiedy był najbliżej: Był kapitanem Predators w poprzednim sezonie, gdy w finałach przegrali z Penguins 2-4.

31 stycznia Fisherowi znudziło się przebywanie na sportowej emeryturze, a jego usługi i wpływ na szatnie chętnie przyjęli z powrotem Predators. W swoim 18 sezonie i kolejnej wyprawie po Puchar Stanleya mąż słynnej piosenkarki możepochwalić się 1104 meczami w rundzie regularnej i 137 meczami w fazie play-off.

Finał z poprzedniego sezonu nie był jedynym, jaki doświadczony środkowy brał udział. W sezonie 2006-07 grał w barwach Senatorów w ostatecznej batalii, ale jego ekipa poległa 1-4 z Ducks. W wieku 37 lat rola Fishera i jego zadania na lodowisku są już mocno ogranizone, ale wspólnie z Miikką Salomakim i Ryanem Hartmanem mają swoje obowiązki, z których póki co wywiązują się nieźle

Jakie dajemy mu szanse:

Drapieżnicy są faworytem i nawet trudna przeprawa jaką zgotowały im Lawiny nie zmieniają takiego postrzegania ich potencjału.

Scott Hartnell, lewoskrzydłowy, Nashville Predators

Kiedy był najbliżej: Wtedy gdy Flyers doszli do samego końca drogi w 2010 i przegrali 2-4 z Blackhawks

Trochę wiąże nam się to ze sprawą powyżej opisanego Fishera i jego powrotu. Po tym jak Mike dołączył do ekipy prowadzonej przez Petera Laviolette’a, to Hartnell zaczął dosyć często być odsuwany od kadry meczowej (nie zagrał w sześciu meczach z ostatnich 20 w sezonie zasadniczym), jego średnia czasu na lodzie spadła do 9:56 na mecz, a w fazie play-off dostał póki co tylko jedną szansę.

Hartnell skończył niedawno 36 lat, jest szósty wśród aktywnych graczy z 1249 meczami w sezonie zasadniczym i wysoko jeśli chodzi o klasyfikacje kanadyjską z 707 punktami. Ciekawostką jest fakt, że jest też drugi jeśli chodzi o wciąż grających, jeśli chodzi o 1809 minut karnych. Więcej na ławce kar przesiedział tylko Zdeno Chara (1839).

Jakie dajemy mu szanse: ,

Jeśli to Predators zostaną mistrzami, Hartnell też wzniesie Puchar ponad głowę i nikt nie będzie wypominał ani pamiętał jego ograniczonej roli w tym sukcesie.

Aleksandr Owieczkin, lewoskrzydłowy, Washington Capitals

Kiedy był najbliżej: Czterokrotnie dochodził z Stołecznymi do drugiej rundy w play-off i odpadał po konfrontacji 3-4. Dwukrotnie odpadał w tych przypadkach z Penguins i dwukrotnie z Rangers.

Nie on jeden grał, walczył i… odpadał rozczarowująco z Capitals w play-offach. Razem z nim na tym pokładzie są Nicklas Backstrom czy Braden Holtby. To jednak od Owieczkina oczekiwano najwięcej i jego uznawano za największego przegrango takiej sytuacji. Jeden z najlepszych strzelców w historii ligi nigdy nie będzie postrzegany jako legenda czy wielki mistrz, jeśli nie będzie nosił choć jednego mistrzowskiego pierścienia. Przed rosyjskim napastnikiem wciąż kilka sezonów na wysokim poziomie, lecz im szybciej spełni się jego marzenie, tym bardziej prawdopodobne będzie w ogóle zaistnienie tego faktu.

Jakie dajemy mu szanse:

Po dwóch porażkach z Blue Jackets sprawa wyglądała kiepsko, ale Capitals od tamtej pory wygrali trzykrotnie i mają drugą rundę na wyciągnięcie ręki. Jedyny problem? Czekają już tam „kaci” Owieczkina czyli ekipa Pingwinów, ale tym będzie się on martwił po odprawieniu Kurtek.

Thomas Vanek, LW, Columbus Blue Jackets

Kiedy był najbliżej: Grając dla Sabres dotarł do finałów konferencji w 2006, gdzie Szable przegrały 3-4 z Hurricanes.

Vanek grał już dla ośmiu drużyn na przestrzeni pięciu sezonów, ale tylko w jednej wymienianej w gronie faworytów do zdobycia Stanley Cup; to byli Canadiens wyeliminowano przez Rangers w finałach Wschodu w 2013-14. Największe szansę miał tuż po przyjściu do NHL w latach 2005-06 i 2006-07, wówczas był głównym żądłem Buffalo i zdobył dla nich 110 i 113 punktów, jednak w play-offach odpadał za każdym razem właśnie w finałach Wschodu.

Wiele osób dziwi się tegorocznej udanej kampanii Vegas Golden Knights, ale to bardzo podobna sytuacja do tej, która zaistniała w 2006-07 w Sabres. Wtedy wielu zawodników z tamtego składu zrobiło „sezony życia”, większość z nich nigdy zresztą nie powtórzyła tamtych wyczynów. Daniel Briere miał w barwach Szabel aż 95 punktów, o 23 więcej niż w jakimkolwiek innym swoim sezonie. Chris Drury strzelił 37 goli, Jason Pominville uzyskał 34 trafienia, nawet ktoś taki jak Jochen Hecht uzbierał 56 „oczek”.

Z tej grupy Vanek i tak bardzo długo pozostał na topie, wtedy miał 43 gole i 84 punkty, oraz przewodził NHL w statystyce plus/minus. Ta ostatnia statystyka to ciekawostka, bo w pozostałej części kariery Austriak nigdy nie był lepszy niż +10 na przestrzeni całych rozgrywek.

Jakie dajemy mu szanse:

Sprawa pierwszej w historii wygranej serii CBJ w play-offach mocno skomplikowała się po ostatniej porażce w stolicy USA, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w tej rywalizacji będzie decydować siódmy mecz.

Mikko Koivu, C, Minnesota Wild

Kiedy był najbliżej: Cztery lata temu z Wild w dobrych nastrojach dotarł do drugiej rundy, gdzie zakończyło się fiaskiem 2-4 z Blackhawks.

W trakcie 13 sezonów z Wild fiński napastnik znany też z predyspozycji do gry obronnej awansował do play-offów ośmiokrotnie, ale do drugiej rundy udało się przejść tylko w dwóch przypadkach. Koivu nie postawił nigdy nogi w finałach konferencji i nie postawi ich już także w tym roku, bo Wild już odpadli w batalii z Jets.

35-letni fiński napastnik został doceniony najmocniej indywidualnie w sezonie 2016-17, gdy skończył na trzecim miejscu w głosowaniu na nagrodę Selke Trophy. Jego wizytówką są także buliki, wygrał 53.6 procent wznowień w całej karierze co daje mu 13 miejsce spośród aktywnych graczy. Jeden z ulubionych zawodników hokejowych geeków na jego wysoką wartość wskazują statystyki zaawansowane. Od sezonu 2008-08 zmierzone mu corsi (wpływ na posiadanie krążka) to +4.51, a więc mieszczące się w TOP30 napastników ligi w tym długim przedziale czasowym.

Nie samą obroną żyje i Koivu wiele razy udowadniał że z przodu też potrafi, pytanie tylko czemu wciąż tak wiele musi robić, a młodzi zawodnicy Dzikusów nie przejmują od niego pewnych obowiązków, tak aby drużyny czerpała z tego maksymalne korzyści. Kapitan ekipy z Minnesoty ma rozegranych 925 meczów, 466 asyst i 659 punktów. W historii klubu tylko Marian Gaborik strzelił więcej bramek (219 do 193 uzyskanych przez Koivu).

Jakie dajemy mu szanse: zerowe w tym roku, jest już poza grą

Joe Pavelski, C, San Jose Sharks

Kiedy był najbliżej: Razem z Sharks doszedł do finałów Stanley Cup w 2016, przegrał 2-4 z Penguins.

Jak na tak szanowanego i cenionego w skali całej ligi napastnika gablotka z osiągnięciami Joe Pavelskiego jest zaskakująco pusta. Nigdy nie zwyciężył Stanley Cup, a i indywidualnych wyróżnień na próżno szukać w jego CV. Największym tego typu uznaniem jest dla Małego Joe wybór do drugiej drużyny All-Star na zakończenie rozgrywek 2013-14. Kapitan ekipy z Doliny Krzemowej znany jest jako świetny lider podnoszący wartość swoich kolegów z formacji i pracujący na ich korzyść, sam często pozostaje w cieniu.

Mimo wszystko liczby w karierze Pavelskiego klasyfikują go w czołówce – to 11 sezonów w Sharks i 317 goli w tym trakcie co daje mu pozycje 19 wśród wszystkich aktywnych graczy. Różnica strzałów z nim na lodzie, tych przyjętych do tych oddanych formacji w których Joe występował, to +1736.

Jakie dajemy mu szanse:

Dominic Moore, C, Toronto Maple Leafs

Kiedy był najbliżej: Grał dla Rangers w 2014, losing 4-1 to the Los Angeles Kings.

Moore ma już 37 lat, a przede wszystkim w swoim NHL-owym życiu zwiedził szatnie aż 10 klubów i z siedmioma z nich kwalifikował się do play-off. Czterokrotnie dochodził do finałów konferencji i dwa razy grał w nich w serii aż do siedmiu meczów. Tylko raz udało mu się przeskoczyć ten poziom i zagrać w finale, co skończyło się zresztą zdecydowaną porażką w finale „wielkich miast-rynków” pomiędzy Nowym Jorkiem i Los Angeles.

To może być ostatni dzwonek dla Moore’a, który w marcu zagrał zaledwie trzy spotkania, a w pierwszej serii z Bostonem szef na ławce Klonowych Liści czyli Mike Babcocok widział go w składzie tylko w dwóch z czterech meczach. To też dosyć klasyczny ruch ze strony Babcocka, który przez większość sezonu rotował ustawieniami w bottom-lines.

Jakie dajemy mu szanse:

To nie wina zadaniowców jak Moore, że Toronto przegrywa w tej serii, ale mimo wszystko nadal Maple Leafs są o krok za Bostonem i mogą odpaść już kolejnej nocy.