Za Dallas Stars prawdziwy miodowy miesiąc. Gracze z Teksasu genialnie zaczęli kampanię: grają najefektowniejszy hokej ze wszystkich ekip w NHL, zdobywając mnóstwo goli. Dziś w Dallas nikt nie pamięta o zeszłorocznym rozczarowaniu, jakim był brak awansu do playoff, a kibice z uzasadnionym optymizmem spoglądają na kolejne tygodnie rywalizacji.

Lindy Ruff aż promienieje z zachwytu, tak samo jak menedżer organizacji Jim Nill. Ofensywny duet Tyler Seguin-Jamie Benn bije wszelkie rekordy skuteczności, fantastycznie rozwija się talent Johna Klingberga, odżył Jason Spezza, zadziorni Cody Eakin czy Antoine Roussel zapewniają głębię, a wszystkie letnie wzmocnienia okazały się być strzałami w dziesiątkę: Patrick Sharp bezboleśnie dopasował się do eksportowego duetu Stars, Johnny Oduya wniósł mnóstwo jakości do defensywy, a Antti Niemi broni o klasę lepiej niż Kari Lehtonen. Wydawałoby się, że Teksas to dziś hokejowa kraina mlekiem i miodem płynąca, prawda?

W rzeczywistości nie jest aż tak kolorowo. Do pełni szczęścia brakuje tylko jednego jednego, acz istotnego czynnika. Trudne chwile przeżywa bowiem Walerij Niczuszkin, jeden z najwyższych wyborów w historii organizacji (nr 10 draftu 2013). Młody Rosjanin ma za sobą dwa bardzo różne sezony w Ameryce Północnej: niezwykle obiecujący debiut (14 goli i 20 asyst) oraz kompletnie straconą kampanię 14/15. Niczuszkin przed rokiem zdołał rozegrać zaledwie 8 spotkań zanim z gry wyłączyła go bardzo poważna kontuzja – z powodu operacji uszkodzonego biodra 20-latek pauzował aż 8 miesięcy!

Walerij wrócił do treningów tuż przed okresem przygotowawczym. Mimo sumiennych treningów i ambitnej walki o powrót do pełni formy, w pierwszym miesiącu rozgrywek był cieniem samego siebie. Wystąpił w 11 z 13 meczów Gwiazd, na lodzie spędza średnio niespełna 13 minut, a bilans zaledwie dwóch asyst (ani jednego gola) prezentuje się biednie. Zwłaszcza, że według zamysłu Lindy’ego Ruffa Niczuszkin po kontuzji miał dołączyć do pary Seguin-Benn, czyli duetu, z którym doskonale dogadywał się w swojej debiutanckiej kampanii.

Na razie Niczuszkin nie ma co liczyć na wstępy z najskuteczniejszym duetem NHL. Mało tego, często brakuje dla niego miejsca nawet u boku Spezzy w drugim ataku. Oczywiście jest jeszcze za wcześnie, by bić na alarm. Rosjanin wciąż ma mnóstwo czasu, by wykorzystać swój potencjał, z drugiej strony nie wolno bagatelizować jego kontuzji ani o niej zapominać. Przecież lista obiecujących graczy i wschodzących gwiazd hokeja, których kariery zahamowały kontuzje, jest bardzo obszerna. Byłoby wielką szkodą, gdyby do tego grona dołączył talent na miarę Władimira Tarasienki.