W tej kolumnie znajdziecie podsumowania spotkań z minionej nocy. Nie będą to zwykłe „recapy”, nacisk położymy na multimedia i szczegóły których w relacjach głównego nurtu nie znajdziecie. Dodatkowo do każdego meczu dostaniecie „miernik” – graficzne sklasyfikowanie spotkania, dzięki któremu szybko będziecie wiedzieć czy było atrakcyjne i czy warto do niego wrócić.

Chicago Blackhawks – Anaheim Ducks

Nasza ocena: skala3

Dzień Świstaka w Chicago wcale nie kojarzy się źle. Podejrzewam, że większość kibiców nie miałaby nic przeciwko tak powtarzanemu scenariuszowi – skromne zwycięstwo po dogrywce i golu autorstwa kapitana. Tak było w dwóch poprzednich meczach, a trzeba popatrzeć na klasę rywali. W United Center „padli” ubiegłoroczni finaliści Tampa Bay Lightning i finaliści Konferencji Zachodniej, czyli Anaheim Ducks.

W przypadku Kaczorów brak strzelonego gola to już przykra norma i na nic to, że była to już lepsza gra niż ostatnio (Perry strzelał aż ośmiokrotnie). Rozliczając efekty nie sposób wspomnieć o tym, że równie przykre doświadczenia strzeleckie jakakolwiek drużyna w NHL doświadczała ostatnio jeszcze przed II wojną światową.

Pięć meczów na zero z przodu w ośmiu występach to skandal. 189:27 tyle czasu bez gola są już hokeiści z Anaheim. A mogło być gorzej, bo Chicago powinno prowadzić już w czasie regulaminowym – po tej sytuacji Artiemija Panarina bramka ruszona przez Frederika Andersena uchroniła Ducks przed stratą gola:

Andersen oczywiście nie mówi o celowości tego zagrania, kto wie może serio nie było to zaplanowane. Wielu bramkarzy używa odbijanie się od słupków jako punkt zaczepny balansu i nadanie odpowiedniej siły do „slajdu”. Wielu bramkarzy potrafi też i wie dokładnie jak specjalnie odsunąć bramkę w odpowiednim momencie (chyba mistrzem w tego typu cwaniackich zachowaniach jest Jonathan Quick). Andersen to jeden z niewielu jasnych punktów kalifornijskiego klubu w tym sezonie, więc nie ważne czy chcący czy nie chcący, ale pewnie uratował tym zagraniem punkt. Co do postawy reszty zawodników (zwłaszcza tych z zadaniami ultra offens) – brak słów:

 

Toronto Maple Leafs – Arizona Coyotes

Nasza ocena: skala5

To był najlepszy do oglądania mecz tej nocy, w którym obie strony pokazały swoje lepsze oblicze. Zaczęło się bardzo wesoło, bo Max Domi emocjonalnie związany z Toronto, został w przedmeczowym trybie „wkręcony” przez kolegów z drużyny. Śmiechawa z Domiego i jego gry przed publicznością w TOR oraz jego ojciem na trybunach (Tie Domi przez 17 lat reprezentował barwy Maple Leafs) trwała od rana. Ale najlepsze zostawili sobie na koniec, gdy na przedmeczowej rozgrzewce niby szli za Domim w tunelu, ale w końcu dali mu się wyszumieć samemu na lodzie:

Ta luzacka atmosfera pozytywnie wpłynęła na nastolatka, który zdobył gola na 1:0 i prowadzi w klasyfikacji kanadyjskiej rookies z 10 punktami na koncie. Kojoty wygrały 4:3 chociaż miały problemy i z 4:1 zjechali do końcowego rezultatu. Ojciec może być dumny, chociaż z pewnością trochę mieszały mu się uczucia gdy syn strzelał jego ukochanej drużynie gola:

Air Canada Centre to szczęśliwa hala dla rodziny Domich. Max grał tu ostatnio prawie rok temu na turnieju MŚ Juniorów i świętował z Kanadą złoty medal. Teraz pojawił się i strzelił bramkę. Kyle Chipchura miał gola i asystę, a Shane Doan strzelił 114 PPG w karierze. Co można powiedzieć o Toronto i Mike’u Babcocku? W grze 5 on 5 nie było źle, ale penalty kill wyszedł im słabo. Jeśli tak gra się w osłabieniu to starasz się nie faulować, tymczasem uzbierało się więcej minut karnych niż u rywala. Na pewno do pochwalenia jest Nazem Kadri, który był aktywny i w obronie i w ataku, efektem dwie asysty nastrzelony słupek i ogólne dobre wrażenia z zaangażowania.

New York Islanders – Calgary Flames

Nasza ocena: skala4

Po tym spotkaniu w Barclays Center bilans Calgary Flames zmienił się na 2-7 i chyba po prostu musi tak być na tą chwilę. Nie można powiedzieć żeby menadżer Brad Treliving przespał lato bo pewne oczywiste dziury załatał, na tą chwilę po prostu drużyna nie działa jak zgodna całość. To nie tak że to był zły i słaby mecz Płomieni, bo była i odpowiednia agresja i całkiem dobra szybkość. Pojedynczy zawodnicy jak Gaudreau, czy też odpowiadający w większym stopniu za fizyczną stronę gry (Smid, Colborne) wypadli nieźle.

Za mało było dobrych pozycji w ataku wypracowanych przez kreatywnych graczy. Ten złożony z 29. obron shutout Jaroslava Halaka był dla niego za łatwy. Poza tym swoje zrobiła fenomenalna póki co formacja do osłabień Wyspiarzy. Zabiła już 21 karę z rzędu i jest to najlepszy unit do penalty kill w lidze (91.2 procent). W przewadze nowojorczycy także trafili (bo wystawianie Deryka Engellanda przeciwko tak zdolnych napasnikom jak Michaił Grabowski musiało się tak skończyć przynajmniej raz).

Ciekawe kiedy „spali” się pozycja Boba Hartleya, bo zdobywcy nagrody dla najlepszych trenerów nie mają się w ostatnich latach najlepiej. MacLean zwolniony z Sens, gorący stołek Roya w Avalanche – klątwa? A może po prostu wszystko po dużym odchyleniu od normy musi wrócić na swoje miejsce.