Kilkadziesiąt lat temu kobietom nie wolno było nawet brać udziału w ceremonii, gdy ich mąż zostawał przyjęty do Galerii Sław. Na początku lat 90. jednak dzielna bramkarka postanowiła wedrzeć się choć na chwilę do świata najlepszego męskiego sportu i pokazać, że bronią kobiecą nie jest jedynie seksapil. Pomysłodawcą nie była żadna organizacja feministek ani ówczesne „hejtstopy”. Wizja narodziła się w głowie.. Phila Esposito menadżera Tampa Bay Lightning.

Skąd pomysł?

W 1992 roku Esposito został zaproszony do Montrealu na występy drużyny juniorów. Znajomi chcieli zainteresować go ich zawodnikiem. Esposito był zawiedziony postawą gracza drużyny z Trois-Rivières, ale spojrzał w kierunku bramki, mówiąc „podoba mi się, jak gra ten malutki bramkarz”. Forma bramkarza podobała mu się tak, że chciał spotkać się z nim osobiście. Idąc w kierunku szatni, pozwolił sobie na uwagę dotycząca urody dziewczyny, którą zobaczył kilkanaście kroków od siebie.

„Niezła dziewczyna. Kto to?” spytał.
„To ten bramkarz”, otrzymał odpowiedź.

Po niemałym szoku podszedł do Kanadyjki i ochoczo zaprosił ją na obóz treningowy.

To może bramkarz Tampa Bay też była kobietą, co?

… przez chwilę była. Dzielna 21-letnia bramkarka otrzymała numer 33, i w otoczeniu całego wianuszka mediów, założyła swoją maskę i wjechała na lód NHL, jako pierwsza kobieta-zawodnik. Przyznaje, że minę miała kamienną, ale bała się, że serce potłucze jej żebra. Zestresowana, ale zdeterminowana stanęła między słupkami, a Błyskawice podjęły w towarzyskim spotkaniu St.Louis Blues.

Manon Rheaume rozegrała pierwszą tercję spotkania, broniąc siedem strzałów na dziewięć. Pierwszy pokonał ją słynny Brendan Shanahan stosując swoją słynną torpedę z klepki, a krążek świsnął za bramką Kanadyjski. Drugi strzał był już fartowny, gdy po kiepskim uderzeniu Jeffa Browna, zaskoczona pani Rheaume przepuściła krążek pod parkanami spodziewając się dużo mocniejszego strzału niż ten, który zaserwował jej Bluesman.

Rheaume zagrała tylko jedną tercję, natomiast takie było założenie trenera, nie została ściągnięta tym bardziej. Manon otrzymała owację na stojąco i gratulacje kolegów z drużyny. To był jej jeden z dwóch meczy w NHL. Drugi, o którym mało kto wie, miał miejsce rok później, również w Tampa Bay, przeciwko Boston Bruins, również rangi preseason.

Dlaczego kobieta?

Phil Esposito rozwijał dziki rynek hokejowy na Florydzie. Lightning dopiero co powstali, i nikt tam nie miał pojęcia, o co chodzi w tym sporcie. Potrzeba było rozgłosu, o który walczy się kontrowersją, lub przekroczeniem pewnych granic. Media szybko podchwyciły temat zważywszy, że ruchy feministyczne i emancypacyjne były w tamtych czasach bardzo silne. Rheaume nie dała z siebie zrobić małpy w cyrku, tylko wyszła i zagrała dobre spotkanie.

Sama przyznaje, że choć domyślała się, czemu otrzymała zaproszenie na mecz, to nie zastanawiała się długo. Rheaume wspomina, że dla kobiet w Kanadzie hokej kończył się wtedy najczęściej na starszych juniorach – jeśli tam nie zaliczało się spotkań, można było pomarzyć o karierze zawodowej. Dlatego wdarła się łokciami do świata męskiego.

 

Jak strzelisz mi krążkiem, to zrobię ci siarę

Manon z uśmiechem opowiada o chwilach spędzonych w NHL. Niesamowicie chwali przy tym Panów grających wtedy dla Błyskawic. Zawodnicy pozwolili jej przebrać się jako pierwszej, co w praktyce oznaczało, że niewielka, drobna dziewczyna sprawiła, że cała drużyna NHL czekała przed drzwiami na swoją kolej. Kanadyjka z uznaniem wyraża się również o postawie i stosunku do niej. Zawodnicy co chwile jej gratulowali, dostawała „klepanie po parkanach” jak każdy inny bramkarz, i jak każdy inny bramkarz, była chroniona przez obrońców.

Rywale również okazali szacunek. Po pierwsze nie padały z ich ust żadne głupie docinki z cyklu „Pokaż cycki, dam ci obronić”. Po drugie, rzucili się na nią z cała siłą, nie oszczędzali i nie przepuszczali w drzwiach. Manon Rheaume była bramkarzem rywali i kumplem z drużyny. Frankofonka opowiada, że zeszła z lodu szczęśliwa, ale kosmicznie posiniaczona od strzałów po 100 kilometrów na godzinę. Panowie zrobili najlepsze co mogli, czyli potraktowali ją, jak każdego innego.

Tylko w NHL było super

Kiepskiej baletnicy… wiadomo co. Rheaume wspomina, że w lidze IHL, w której również była pierwszą kobietą w historii, nie było tak kolorowo. Kilku zawodników z jej własnej drużyny było wściekłych z powodu jej uczestnictwa w męskim sporcie i okazywali to wyjątkowo podle. Tak zwani mężczyźni podczas treningów celowo cały czas celowali w jej… maskę  trafiając raz za razem i sprawiając dziewczynie ból.

W lidze juniorskiej w Montrealu jednak największa gwiazda jej profesji – Patrick Roy podczas treningu uścisnął jej dłoń i pogratulował wytrwałości. W odróżnieniu od kilku „nołnejmów”, którym własne miesiączki przeszkadzały równie mocno, co kobieta w drużynie.

Ciekawostką również jest to, że w czasach juniorskich, grając w Louiseville, twarda pani bramkarz była rezerwową za plecami Jose Theodore’a (były goalie między innymi Montreal Canadiens). W jednym ze spotkań zastąpiła Jose, któremu wyraźnie nie szło, jednak nie dokończyła meczu, ponieważ ktoś zahaczył ją kijem, zrzucając z twarzy „klatkę” i raniąc oko. Rheaume wstała i chciała dokończyć spotkanie ale po kilku akcjach sędzia wysłał ją do szatni, gdyż dosłownie rzecz ujmując krew zalewała jej oko.

Dziś Manon Rheaume prowadzi fundację, w której wspiera dziewczyny chcące osiągnąć coś w sporcie. Sama przyznaje, że mieszanie płci w sporcie nie jest dobrym pomysłem, ale jej występ w NHL zwrócił uwagę na damski hokej. Sama broniła dwukrotnie podczas Mistrzostw Świata w hokeju kobiet, reprezentując Kanadę. Poniżej dla was pełny film dokumentarny o Manon Rheaume:

2 KOMENTARZE

    • Wielokrotnie pada w tekście, jest w tagu, a także w dołączonym filmiku. Zdecydowałem się jedynie nie dawać go do tytułu aby zachować pewną „tajemnicę” 🙂 Pzdr!

Comments are closed.