Playoffy w NHL : tu już żarty się skończyły, a zwycięzca jest tylko jeden. Kto załapał się do finałowej ósemki swojej konferencji głośno lub po cichu liczy na wielki triumf w Finale i wzniesienie nad głowę Pucharu Stanleya. Po drodze przychodzi stanąć naprzeciw grupie rozjuszonych, gotowych na wszystko mężczyzn, którzy nie cofną się przed niczym, aby odnieść sukces. Zwyciężaj albo giń, pożryj lub bądź pożarty – za moment słabości czy dekoncentracji zazwyczaj przychodzi zapłacić ostateczną cenę. Nie ma dogrywek za jeden punkt, meczów z teoretycznie słabszymi rywalami gdzie można poprawić swoją pozycję i wskoczyć na wyższe miejsce – podczas serii trwającej od czterech do siedmiu spotkań głód wygranej po obydwu stronach jest tak silny, że niektóre z batalii zostały zapamiętane do dziś jako obfitujące w niespotykane emocje, zwroty akcji, potężne uderzenia, bójki i piękne gole. Przykładem takiej serii, gdzie krew płynęła szerokim strumieniem, monstrualne starcia pod pleksami powodowały, że te ostatnie trzeszczały jak łamane przez tornado drzewa, a tafla trzęsła się od padających na nią zawodników był dramat w dwóch aktach rozegrany w trakcie Western Conference Finals 96 i 97, gdzie do boju o wszystko stanęły drużyny Colorado Avalanche i Detroit Red Wings.

Maciaś podbija Florydę i NHL! ZAMÓW replikę koszulki lub bluzy!

Zapowiedź NHL owego dramatu

Czerwone Skrzydła po kapitalnym sezonie zasadniczym 1995/1996, gdzie wyprzedzili pozostałych rywali z ligi o dobrych kilka długości, notując 62 zwycięstwa oraz 131 punktów przystępowali do fazy pucharowej z olbrzymimi nadziejami – Puchar miał wreszcie po 42 latach wrócić do Motor City. Te nadzieje nie były pozbawione podstaw, a osiągane wyniki w trakcie fazy zasadniczej oraz obecne w kadrze nazwiska dodatkowo je podsycały. Gwiazda ligi i kapitan zespołu Steve Yzerman, jego rodacy Kirk Maltby i Darren McCarty, obrońca Nicklas Lidström i słynna Russian Five : ten skład był niemal gwarancją wygranych playoffów. Naprzeciw nich stanął obiecujący zespół, który po relokacji z Quebec do Denver przyjął nazwę Colorado Avalanche i który zajął drugie miejsce w pierwszej ósemce Konferencji Zachodniej z dorobkiem 47 wygranych i 104 punktów, dysponujący rewelacyjnym graczem takim jak Joe Sakić, a dzielnie kroku dotrzymywali mu Peter Forsberg, Adamowie Deadmarsh i Foote oraz Claude Lemieux i Chris Simon, na widok których jeżył się włos na głowie. Skład Avalanche uzupełniał znakomity goaltender Patrick Roy, który przybył z Montrealu i było pewne, że zrobi wszystko żeby Lawiny wygrały. Wynikało to z tego, że w sezonie zasadniczym w barwach Habs mierzył się z Red Wings, którzy wprost zmasakrowali Canadiens 11 : 1, a on sam wpuścił 9 bramek. Do tak wysokiego zwycięstwa przyczynili się gracze Rosyjskiej Piątki i spowodowali, że Roy zagrał po raz ostatni w Montrealu. W związku z tym można było się spodziewać niebotycznie wręcz wysokich pokładów motywacji i agresji po stronie nowego bramkarza Avs, ośmieszonego przez Czerwone Skrzydła.

NHL Patrick Roy
NHL Patrick Roy

 

Zanim doszło do konfrontacji pomiędzy nimi musieli pokonać swoich drabinkowych rywali i przyszło im to wcale nie bez trudu – Avalanche męczyli się w sześciu meczach z Vancouver Canucks, a pokonanie Chicago Blackhawks udało im się dopiero po siedmiu próbach, gdzie w międzyczasie trzeba było aż cztery razy przedłużyć mecz o kolejne minuty, na co złożyły się aż trzy dogrywki w trakcie meczu numer 4, dwie w meczu numer 6 i po jednej w spotkaniach numer 1 oraz 3. Wings także musieli włożyć mnóstwo wysiłku żeby zameldować się w Finale Zachodu – wygrali 4 do 2 z Winnipeg Jets, a z Saint Louis Blues byli o krok od katastrofy, ale dzięki dwóm zwycięstwom z rzędu w pojedynkach numer 6 oraz 7 zostali drugim finalistą pojedynku o mistrzostwo Zachodu oraz gospodarzem pierwszego spotkania.

Zimny prysznic

Przed pierwszym „puckdrop” w Detroit wszyscy zgromadzeni w hali Wings życzyli sobie emocjonującej serii z dobrym zakończeniem. Wszyscy wiedzieli, o jaką stawkę toczy się gra, a zawodnicy obydwu teamów czuli, że wygrana w serii to autostrada do Pucharu Stanleya. Colorado i Detroit byli wyraźnie ponad całą ligę i zarazem jedyną przeszkodą do osiągnięcia celu, dla siebie nawzajem :

„Stanęły naprzeciw siebie dwie galaktyczne drużyny. Albo my ich, albo oni nas – kto wygra, ten zdobędzie Puchar” – Dave Strader

„Avalanche byli zespołem bardzo do nas podobnym, mającym w swoich szeregach wiele gwiazd” – Scotty Bowman

Kości zostały rzucone, gra się rozpoczęła. Od początku było oczywiste, że ta seria będzie inna niż pozostałe w historii NHL, zawodnicy wyjechali naładowani agresją jak pitbulle, rzucili się na siebie z mordem w oczach, a na pierwszą karę dwóch minut został odesłany Łotysz Sandis Ozoliņš będący najwybitniejszym graczem pośród wszystkich urodzonych w byłej Łotewskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej oraz na niepodległej Łotwie. Sędziowie odgwizdali jeszcze 14 minor penalties w trakcie całego meczu, przy czym zawodnicy raz po raz uwalniali skumulowaną energię wykonując bezpardonowy hit na swoim rywalu. Zawodnikiem, który wyróżnił się w przekroju całego meczu był Paul Coffey, ponieważ uzyskał premierowe trafienie podczas gry w przewadze, wydatnie pomógł zawodnikowi Avs, którym był Stephane Yelle w wyrównaniu stanu meczu oraz zrehabilitował się za to zdarzenie strzelając gola w osłabieniu, w trakcie trzeciej tercji. Wynik 3 : 3 pozostał niezmieniony do końcowej syreny i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, gdzie lepsi okazali się Colorado, a bohaterem został Mike Keane. Dla fanów Detroit wstrząsająca byłą kontuzja, której w trakcie drugiej tercji nabawił się kapitan Steve Yzerman i można było się zastanawiać, jak jego nieobecność podziałała na Czerwone Skrzydła i spierać się o końcowy rezultat gdyby popularny Stevie Y był zdolny do gry. Niemniej jednak wygrana Colorado stała się faktem, a Detroit musieli radzić sobie bez swojego kapitana w drugim meczu.

Brak Yzermana był aż nadto widoczny – podczas Game Two Wings mimo usilnych starań nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na rozpędzoną Lawinę i polegli gładko w stosunku 0 : 3. Mecz został wyjaśniony jeszcze przed upływem 30 minut, a łupem bramkowym podzielili się Sakić, Warren Rychel oraz Ozoliņš. Zawodnicy brali się za łby, w czym przodował Enfant terrible Colorado Claude Lemieux, ciskając po lodzie jak zabawką bramkarzem Detroit w osobie Chrisa Osgooda oraz wrzucając do boksu zawodników Lawin gracza słusznych rozmiarów jakim był Stu Grimson. Lemieux miał się później stać najbardziej znienawidzonym zawodnikiem w całej NHL. Pozostając przy chronologii narracji – seria przeniosła się do Denver, gdzie w hali McNichols Sports Arena miały się odbyć odsłony numer 3 oraz 4. Znamiennym i jednocześnie zbawiennym był powrót Yzermana – pod jego wodzą Wings unieśli się w górę, wygrywając 6 : 4, a na listę strzelców wpisał się dwukrotnie Nicklas Lidström, natomiast po razie Dino Ciccarelli, Darren McCarty, Igor Łarionow i Władimir Konstantinow. Gospodarze odpowiedzieli bramkami Adamów Deadmarsha oraz Foote, dobrze usposobionego Ozoliņša i Lemieuxa lecz tym razem to nie wystarczyło. Mimo obfitej ilości goli w pamięci kibiców zapadło zupełnie co innego, a w oku cyklonu znalazł się Sława Kozłow. Doprowadzony do ostateczności przez złośliwe zagrania swoich przeciwników postanowił wymierzyć sprawiedliwość, pacyfikując Adama Foote. Głowa tego ostatniego była bliska rozpadu, po tym jak Kozłow uderzył nią ze straszliwą siłą o okalający taflę pleksiglas. Foote miał założonych osiemnaście szwów, a krew z jego czaszki płynęła szerokim strumieniem. Od tego momentu Kozłow musiał mieć się na baczności, ponieważ rywale wzięli go na celownik, a gdyby nie sędziowie mógłby nie przeżyć meczu numer 3 – na pewno postarałby się o to Lemieux, który był szczególnie cięty i bezkompromisowy wobec swoich rywali. Niemal natychmiast pomścił swojego kolegę z zespołu i w związku z tym został zawieszony na kolejne spotkanie :

„Kiedy Footie wstał i zobaczyłem jego twarz powiedziałem mu, że go dopadniemy”

Od jego uderzenia w tył głowy Kozłow był bliski utraty przytomności, a dalszej rzezi zapobiegli arbitrzy, odciągając agresora i ofiarę na bezpieczną odległość. Mimo to Czerwone Skrzydła pokazały charakter, wygrywając w dobrym stylu i mimo, że stan serii był na korzyść adwersarzy z Colorado udowodniły, że nie można dzielić skóry na niedźwiedziu, ripostując wobec zadanych dwóch ciosów przez Avalanche.

Bez Lemieuxa, ale udało się wygrać – drugi mecz w Denver rozstrzygnął się na korzyść gospodarzy, lecz trzeba przyznać, że Detroit grali w tym spotkaniu jak Święci Mikołaje. Zgodzić się należy, że chcieli wygrać, jednak widoczne było w ich szeregach usztywnienie, przez co popełniali błędy w obronie, które zostały perfekcyjnie wykorzystane przez Avs dla których strzelali Deadmarsh, Sakić, Forsberg i niemiecka wieża Uwe Krupp. Ten ostatni po kilku latach zawitał do Motor City. Detroit znaleźli się pod ścianą, a trafienia zawodników o personaliach Doug Brown oraz Dino Ciccarelli nie mogły rozchmurzyć zasępionych twarzy w skrzydlatej organizacji. Następne starcie było z gatunku „win or go home”, a Colorado mogli sobie pozwolić na porażkę, aczkolwiek chcieli zakończyć serię już w Joe Louis Arena. Musieli to odłożyć na później, ponieważ Wings się spięli i w wypełnionej do ostatniego miejsca domowej arenie odnieśli dające nadzieje zwycięstwo 5 : 2. Koncert na miarę Czajkowskiego zagrali Fiodorow, Łarionow i Kozłow, którym wtórowali Doug Brown i Greg Johnson. Bliski idealnego występu był goaltender Skrzydeł Chris Osgood, a jego rywale nie mogli znaleźć na niego sposobu, z wyjątkiem Mike`a Ricci, który uczynił to dwukrotnie. Pozostali kręcili z niedowierzaniem głową na to, co Osgood wyprawiał między słupkami. Detroit triumfowało, a ich wygrana nie była zagrożona nawet przez moment.

 

Pepe Lemieux

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów.

Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Istnieje możliwość zapłaty zwykłym przelewem bankowym. W tym celu proszę wykonać przelew na konto:

NHL W PL
ING: 55 1050 1562 1000 0097 7781 8684

W tytule należy podać wybrany abonament i adres e-mail. Jak tylko otrzymamy pieniądze, uaktywnimy konto. Można to przyspieszyć przesyłając nam potwierdzenie przelewu na re******@**lw.pl

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni60 zł
Anuluj
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni108 zł
Anuluj