6 kwietnia minie rok od tragicznego w skutkach wypadku, w którym uczestniczyła drużyna Humboldt Broncos podróżująca na piąty półfinałowy mecz ligi juniorskiej prowincji Saskatchewan. Śmiertelne żniwo zabrało wtedy ze sobą 16 dusz, a 13 innych członków drużyny przypłaciło wyjazd poważnymi uszkodzeniami ciała. W wypadku wzięło udział 28 pasażerów i dwóch kierowców. Dziewięć miesięcy później demony próbowały znów doprowadzić do kolejnej tragedii z udziałem młodych hokeistów.
Ekipa French River Rapids wracała akurat z meczu ligi NOJHL, który rozgrywała w Kirkland Lake w prowincji Ontario. Autokar z drużyną na pokładzie zjechał z drogi, po czym spadł w dół około 2,5 metra, a wszystko to działo się przy prędkości 80 kilometrów na godzinę. Na szczęście obyło się bez poważniejszych obrażeń.
Paul Frustaglio, właściciel i dyrektor generalny zespołu z Noelville twierdzi, że to cud, iż nie doszło do tragedii wzorem tej z udziałem hokeistów Humboldt Broncos, a zasługa – jak powiedział – leży po stronie jego nieżyjącego syna, który z zaświatów trzyma pieczę nad życiem swoich bliskich.
Ekipa French River Rapids wracała do domu po przegranej 2:7 z Kirkland Lake Gold Miners. Obie drużyny uczestniczą w rozgrywkach Juniorskiej Ligi Północnego Ontario (NOJL). Autokar wypadł z drogi, ponieważ jego kierowca został oślepiony długimi światłami auta nadjeżdżającego z przeciwka, który przeciął autostradę i nie zauważył zakrętu. Dobrze, że nasyp drogowy nie był zbyt wysoki, a autokar zatrzymał się w polu.
Podobnie jak w przypadku tragedii sprzed prawie roku wszystko wydarzyło się niemalże na końcu trasy. Do wypadku doszło na drodze numer 64 na łączniku pomiędzy autostradami Trans-Canada i 64, biegnącej z Sudbury do Toronto. W przypadku hokeistów z Humboldt od celu, którym była miejscowości Nipawin dzieliło ich raptem 30 kilometrów. Tyle brakowało, by szczęśliwie dojechali na mecz z miejscowymi Hawks. Kierowca ciężarówki z naczepą nie dostosował się do migających oznaczeń informujących o zbliżaniu się do drogi głównej. Pech chciał, że drogą 35 przejeżdżała dokładnie w tym momencie drużyna Broncos, a 29-letni Jaskirat Singh Sidhu centralnie wpakował się w bok autokaru wiozącego młodych hokeistów.
Drużynie Rapids zabrakło jakieś pół godziny, aby zameldować się szczęśliwie pod swoją halą w Noelville. Ich kolejny mecz miał się odbyć właśnie tam w sobotę z Timmins Rock. Wydarzenia z godziny 1:15 wymusiły zmianę planów. Frustaglio przekazał, że on sam oraz kilku graczy źle się czują i towarzyszy im ból głowy, ale to w zasadzie najpoważniejsze z konsekwencji tego zdarzenia. To duże szczęście, bowiem mogło być znacznie gorzej. Każdy kto miał okazję poruszać się po północnym Ontario wie, że drogi tam buduje się często w miejscach, które początkowo nie nadawały się do tego. Dopiero poprzez wysadzenie skał powstaje miejsce, gdzie można położyć asfalt i poprowadzić ruch kołowy. Oznacza to tyle, iż obok jezdni bardzo często znajdują się ściany skalne w odległości niemalże pozwalającej dotknąć je ręką.
Frustaglio wciąż jest oszołomiony, kiedy wspomina to wydarzenie i jest pewny, że za całą sprawą stoją jakieś nadprzyrodzone moce, dzięki którym wszystko potoczyło się tak szczęśliwie. Autokar pomimo 2,5-metrowego nasypu nie przewrócił się, a dodatkowo miał miejsce, by komfortowo zatrzymać się na równej i rozległej przestrzeni. Zdaniem Frustaglio on i jego zawodnicy otrzymali po prostu drugie życie.
Właściciel French River Rapids nie uczestniczy we wszystkich wyjazdach swojej drużyny, ale tego dnia był obecny w autokarze, bowiem pełnił rolę trenera, gdyż szkoleniowiec zespołu przebywał akurat na urlopie. Nie uważa siebie za człowieka religijnego, lecz co do tego konkretnego zdarzenia nie ma wątpliwości, że do akcji włączyły się siły boskie. Życie doświadczyło go w najgorszy sposób z możliwych. Dziewięć lat temu, jego syn Evan będący dobrze zapowiadającym się młodym hokeistą z Toronto zachorował podczas turnieju rozgrywanego w London, a kilka dni później zmarł na rękach swojego ojca w wyniku powikłań związanych z wirusem grypy H1N1, który rozlał się niczym fala w całym Ontario. Wraz z Frustaglio w autokarze wracającym z meczu w Kirkland Lake znajdował się jego drugi syn. Will ma 19 lat i jest w tym sezonie wiceliderem klubowej klasyfikacji punktowej. Frustaglio jest przekonany, że swoje życie oraz życie młodszego syna zawdzięcza Evanowi, który patrząc z zaświatów nie pozwolił, aby doszło do kolejnej tragedii w ich rodzinie. Gdy on żegnał się z życiem, Will miał 10 lat.
Szef French River Rapids mówi, że Evan okazał się aniołem, który wybawił ich od tragedii. Autokar po tym jak wypadł z drogi, zamiast przewrócić się, wygodnie osiadł w śnieżnym puchu o wysokości około 60 centymetrów. Kiedy maszyna już się zatrzymała, to co było widać dookoła, to nic innego jak roztaczające się we wszystkich kierunkach połacie śniegu. Frustaglio wspomina, że w czasie tego wypadku wyleciał ze swojego miejsca na podłogę, posypały się na niego bagaże, a kilku zawodników poobijało sobie głowy. Wszystko z czym musieli się później zmagać to zawroty i bóle, które jednak dość szybko minęły. Dyrektor generalny Rapids wciąż się dziwi jak to możliwe, że nic gorszego się nie stało.
Zdarzenie z pierwszych dni bieżącego roku pokazuje skalę niebezpieczeństw, na które narażeni są młodzi kanadyjscy hokeiści goniący za spełnieniem swoich marzeń. Tak niewiele trzeba, by zostały raz na zawsze przerwane. Sytuacja dotycząca drużyny z Noelville miała miejsce zaledwie dziewięć miesięcy po tym, jak z tego świata odeszło dziesięciu młodych zawodników Broncos i sześciu ludzi związanych z ich drużyną. Członkowie French River Rapids kiedy już wydostali się z autokaru i zaczęli gorączkowo próbować połączyć się telefonicznie ze swoimi rodzinami oraz przyjaciółmi, wciąż powtarzali między sobą, że przecież to mogło skończyć się jak w przypadku Humboldt Broncos.
Warunki pogodowe w Kanadzie nie rozpieszczają zimą. Bywają naprawdę bardzo trudne, a to wiąże się ze wzrostem ryzyka. Autokar, którym podróżowali French River Rapids to były pojazd Sudbury Wolves, którzy grają w OHL. „Wilki” niedawno otrzymały do dyspozycji nowy autobus. Korzystają z pierwszeństwa przemieszczania się nim, aczkolwiek gdy nie mają w kalendarzu spotkania wyjazdowego, to korzysta z niego ekipa z Noelville. W tym dniu akurat drużyna z Sudbury używała swojego nowego autokaru, stąd też chłopcy Frustaglio pojechali rezerwowym.
Środek lokomocji, którym poruszali się nie jest własnością klubu. To pojazd wynajmowany od firmy zajmującej się transportem osobowym Sookram Bus Lines. Właściciel klubu hokejowego nie był pewien, czy w autokarze były pasy bezpieczeństwa, choć skłaniał się ku odpowiedzi, że takowych nie było. Rzecznik prasowy przewoźnika zapytany o to przez dziennikarzy zaraz po zdarzeniu również nie miał dostatecznej wiedzy w tym temacie, ale przekazał, że właścicielom firmy jest bardzo przykro z powodu wypadku, do którego doszło.
Władze ligi NOJHL bardzo poważnie podeszły do całego zajścia. Poszkodowanym został przydzielony psycholog z Sudbury, a ponadto doszło do odwołania najbliższego spotkania u siebie z Timmins Rock oraz następnego meczu wyjazdowego z Powassan Voodoos. Można powiedzieć, że przecież nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi. Na ciele tak, ale w psychice zostało zasiane ziarno zwątpienia i braku poczucia bezpieczeństwa. Było tak blisko tragedii. Poprzednim razem śmierć zabrała 16 osób, a prawie drugie tyle o skutkach zdarzenia pamiętać będzie każdego dnia, zmagając się z dysfunkcjami będącymi następstwem wypadku. Dobrze, że tym razem los oszczędził tych młodych ludzi.