O dwóch takich, co grali w NHL. Ale już nie grają. I niemal na pewno grać nie będą. Lista ich sportowych osiągnięć nie wprawi Was w zachwyt, jednak zważywszy na kraj, z którego pochodzą, zapisali piękną kartę w historii białoruskiego hokeja i nikt o nich tak łatwo nie zapomni. Minęło już przeszło pięć lat odkąd młodszy z tej dwójki ostatni raz założył łyżwy na lodowiskach NHL. Jaka była przyczyna takiego obrotu spraw, jak radzili sobie na dalszych etapach kariery i wreszcie – co robią teraz? Po dłuższej przerwie, w kolejnym „odcinku” z serii Gdzie oni są – bracia Andriej i Siergiej Kosticyn.
Zapraszamy także do innych tekstów z serii „Gdzie oni są”, między innymi o Nikołaju Żerdiewie czy Aleksandrze Frołowie
Andriej Kosticyn
Ten starszy. Po wyjątkowo udanych MŚ do lat 18, w których Andriej uzyskał 15 punktów w 6 meczach, jego notowania poszły mocno w górę – na tyle mocno, żeby zamknąć pierwszą dziesiątkę draftu z 2003 roku. Część ekspertów wieściła, że któraś drużyna może sięgnąć po niego nawet wcześniej, ale ostatecznie stanęło na #10. Dopiero za nim wybrani zostali tacy gracze jak m.in. Jeff Carter, Dustin Brown, Shea Weber, Dustin Byfuglien, Zach Parise, Patrice Bergeron, Ryan Kesler, Corey Perry czy Joe Pavelski. Nie można więc było mówić o nim jako kimś z pierwszej łapanki.
Montreal i Nashville
Canadiens naprawdę sprawnie wdrożyli go do drużyny. Co najważniejsze – nie forsowali tempa i przez pierwsze trzy lata Siergiej, zwany później AK46 (od numeru na bluzie), występował głównie na zapleczu NHL w barwach Hamilton Bulldogs, z którymi sięgnął po Puchar Caldera. Jego pierwszy sezon wśród najlepszych (07/08) był jednocześnie sezonem najbardziej udanym – 53 punkty, w tym 26 bramek. Występował w jednej linii z Aleksiejem Kowaliowem i Tomasem Plekancem, z którymi stworzył produktywną formację ataku. W trakcie rozgrywek dołączył do niego młodszy brat. Obaj byli ważnymi postaciami fazy play-off, w której punktowali na identycznym poziomie – 8 oczek w 12 potyczkach. Jeden z pamiętnych momentów tamtego okresu to na pewno pierwsza runda przeciwko Bostonowi – w swoim debiucie w post seasonie zarówno Andriej, jak i Siergiej strzelili bramkę, i to w odstępie mniej niż dwóch minut.
Nagrodą był trzyletni kontrakt na kwotę niespełna 10 milionów (trochę ponad trzy bańki za rok). Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy Andriej spełnił pokładane w nim nadzieje. Ze statystycznego punktu widzenia na pewno nie, bo odpowiednio 41, 33 i 45 punktów to liczby, którymi mógłby się pochwalić zawodnik z głębi składu, uzupełniający, a nie numer 10 pierwszej rundy draftu.
W trakcie swojego siódmego łącznie sezonu z Canadiens (dwa „wymieszane” z występami w AHL, jeden pełny debiutancki, okres trzyletniej umowy i spora część 11/12) oddany został do Nashville (w zamian za wybory w 2 i 5 rundzie draftu), gdzie czekał na niego nie kto inny jak młodszy Siergiej.
12 oczek w 18 meczach i kolejnych kilka punktów w play-offach nie przekonały włodarzy Predators do postawienia na Kosticyna w dłuższej perspektywie, i tak zakończyła się jego przygoda za oceanem.
Styl gry
Andriej z powodzeniem grywał na obu skrzydłach. Wyrobił sobie opinię popisowego puck-handlera, potrafiącego dryblować nawet na pełnej szybkości. Żeby było jasne – specjalnie szybki nigdy nie był, ale na pewno powyżej przeciętnej. Umiejętności z krążkiem na łopatce plus świetna budowa ciała (183 cm, ponad 100 kg) sprawiły, że mógł holować gumę wiekami. Najwięcej z jego highlight reel to właśnie finezyjne podania po długiej przebieżce z krążkiem w strefie ofensywnej. Z reguły korzystał z bardzo szybkiego i silniejszego nadgarstka (chyba najlepszy strzał w tamtejszym Montrealu), co nie znaczy, że slapshot był mu obcy. Demonem gry defensywnej z pewnością go nie nazwiemy, ale kiedy przyszło co do czego, nie był w żadnym wypadku kotwicą utrudniającą wyjście ze strefy obronnej. Grzechem byłoby niekorzystanie ze swojej wagi i dobrego balansu na łyżwach, dlatego Andriej ma na koncie kilka nielichych hitów, w tym jeden na Zdeno Charze i jeszcze lepszy, którego odbiorcą był Milan Lucic (padł jak rażony prądem). Po kątach rozsadzał także mniejszych, ale wciąż rosłych rywali.
Co poszło nie tak?
Andriej był jednym z tych „znikających”. Point per game przez okres 10 meczów, a zaraz potem 19 gier, w których zdobywa tylko jednego gola. Niezwykle często zarzucano mu bycie tym słynnym
__________________________________
Aby czytać dalej
Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie. 10 złotych za miesięcznik złożony z 100 stron (średnia ilość artykułów w portalu) to uczciwa cena.
Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów. Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 30 dni | 22 zł |
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 90 dni | 50 zł |
Formularz zamówienia
Nazwa | Przelew |
---|---|
Abonament 180 dni | 90 zł |
Interesujący artykuł. Jak to łatwo (to tylko kilka lat przecież!) można zapomnieć, że ktoś taki występował w NHL 🙂
Kilka błędów językowych:
..Początkiem maja”-> Z początkiem maja
,,Kosticynom nie można zarzucić imania się od gry w reprezentacji”->Hmm…chyba chodziło o ,,miganie się” od gry?
,,Mówi się, że właśnie to miało być głównym factorem”–>Drogi panie Mateuszu, factor to po polsku czynnik. Uprasza się o niewprowadzanie nadmiaru anglizmów (amerykanizmów?) do języka polskiego 😉 W słownictwie hokejowym ewidentnie brakuje krótkich polskich form odpowiadających angielskim słowom (np: taki „tripping”- spowodowanie upadku przeciwnika…), niemniej „factor” do nich nie należy 🙂
Pozdrawiam
Część artykułu pisałem na telefonie przed snem, stąd niewychwycony psikus z imaniem zamiast miganiem (słownik). „Factor” to już lekkie zboczenie z którym ciężko mi walczyć, ale racja – „czynnik” miałby nawet lepszy wydźwięk.
Dzięki za uwagi! 🙂
Pozdrawiam
Nasza korektorka Beata zazwyczaj wychwytuje co większe babole z naszej strony, ale nie mogę od dziewczyny wymagać też całodobowego czuwania. Na pewno poprawi błędy jak tylko się tu pojawi, a my jak zwykle dziękujemy za czujność. Co do factora, powiem tak z mojej perspektywy… czasem można 🙂 Żeby nie powtarzać w kółko tego samego słowa i jak miałbym napisać trzy razy pod rząd czynnik czynnik to bym się skusił. Wiadomo jednak że formy polskie mają pierwszeństwo. Pozdrowienia!
Comments are closed.