O ile do legend NHL trzeba mieć szacunek i słusznie kłaniać się tym ,którzy zapisali się w Galerii Sław tejże ligi, o tyle nie sposób czasami nie odnieść wrażenia, że niektórzy zapominają brać wszystkich przepisanych im tabletek. Guy Lafleur – legenda Montreal Canadiens – ma poważne zastrzeżenia do istotnego problemu NHL – brody Burnsa i Thorntona.
NHL ma w zanadrzu kilka problemów – spada oglądalność, zawodnicy zarabiają coraz mniej a chcą coraz więcej – przepisy czynią z hokeja sport spod znaku misia i ptysia a nie twardego męskiego sportu – no ale nic to. Najważniejsze są brody hokeistów, których istnienie zaćmiło znaczenie wszystkiego innego. To trochę tak, jakby na wojnie w okopach podczas krwawej bitwy pomiędzy dwoma nienawidzącymi się frakcjami, jeden z żołnierzy apelował do dowództwa o fabrycznie nowy zestaw do golenia okolic bikini.
Argumenty Kanadyjczyka są jasne i oczywiste. Pierwszy mowi, że „To hańba dla hokeja”. Broda najwyraźniej jest dla hokeja haniebna… co prawda Brendan Shanahan, Scott Stevens, Martin Lapointe czy Grant Fuhr nosili brody – ale najwyraźniej ludzie kochali ich przez pomyłkę i nie zauważyli tych ohydnych zarośli w okolicach jamy ustnej.
Do tematu brody i jej dobrego lub złego wpływu na grę podeszli nawet dziennikarze ESPN redagujący program Sport Science. W nim udowodniono że zarost nijak ma się do słabszej postawy danego gracza w meczu.
Drugi argument również trafia do mnie równie skutecznie, jak reklama hamburgerów mówiąca o „świeżym mięsie i warzywach”. Otóż mówi on, że to „nie jest dobre dla wizerunku ligi”. Pragnę zaznaczyć, że San Jose Sharks są medialnie na topie – nawet mimo porażki w finałach z „baby face Crosbym”. Owszem – Wayne Gretzky nie miał brody, ale mam teorię spiskową że to wynika z faktu, że nawet gdyby chciał – to po prostu mu nie rosła.
Jestem przekonany że po tych słowach Lafleura, Thornton i Burns pobiegli prosto do drużynowej łazienki i postanowili ogolić brody – ale każdy sobie żeby nie wyszło niemęsko. Potem od razu pobiegną dać na mszę i przeprosić za to, że zhańbili hokej. Otóż można dojść do finału, punktować, strzelać bramki no ale… zapuszczać brodę? Czy oni wszyscy tam powariowali ?
Myślę, że to dobry pomysł by liga kolejny raz mogła wchrzanić się w życie zawodników. Może stworzymy jednostkę długości „Lafleur” – czyli długość owłosienia twarzy? Miarka będzie prosta
0 – 5 cm brody (jak np. Marty McSorley skazany za napad) – duma hokeja
6-10 cm brody (jak np. Ron Hextall) – jeszcze duma hokeja
Aaaale.
11-16 cm brody to już lekka hańba
Powyżej (Burns, Thornton) – to już oficjalna hańba dla hokeja, ekskomunika i zakaz uczęszczania do publicznych miejsc bez ostrzeżenia lokalnej społeczności. Jest też drugie wyjście – można na stare lata znaleźć sobie coś do roboty, bo póki co Pan Lafleur przypomina trochę „Polaka Katolika” ze wsi poniżej 8 tysięcy ludzi z poduszkami na parapecie wyczekującemu na dokonanie ewidencji ludzi idących do kościoła i zdecydowania kto w tym tygodniu „ma kasę bo kradnie”.