Tampa Bay Lightning (2ATL) vs Detroit Red Wings (3ATL)
Przetrzebieni kontuzjami finaliści Pucharu Stanleya sprzed roku kontra weterani zaciekle walczący o podtrzymanie trwającej ćwierć wieku serii występów w fazie playoff – tak najkrócej można przedstawić rywalizację Tampa Bay Lightning z Detroit Red Wings. Jednak my nie chcemy przybliżać wam serii Błyskawicy z Czerwonymi Skrzydłami w telegraficznym skrócie – oto, co musicie wiedzieć przed pierwszym gwizdkiem.
Tak dotarli do playoff
Lightning przed długi okres znajdowali się poza czołową ósemką Wschodu, będąc jednym z większych rozczarowań kampanii. Dopiero w połowie stycznia zespół z Florydy wrócił na właściwe tory, szybko wspinając się po szczeblach tabeli. Mocna druga połowa sezonu sprawiła, że Bolts zakończyli kampanię na drugim miejscu w dywizji Atlantic tuż za plecami rewelacyjnych Florida Panthers. Stabilniejszą formę prezentowali Red Wings, którzy niemal przez cały sezon utrzymywali miejsce w czołowej trójce Atlantic. Dopiero w ostatnich tygodniach rozgrywek ich miejsce stało się zagrożone – wszystko za sprawą genialnego finiszu Philadelphia Flyers. Postawa Lotników sprawiła, że obie dzikie karty przypadły zespołom z Metropolitan, a Detroit i Boston Bruins uwikłali się w bitwę o trzecie miejsce w swojej dywizji.
Jak poradzą sobie Lightning z plagą kontuzji?
Najważniejszą kwestią dla ekipy Jona Coopera przed początkiem playoff jest zdrowie. W ostatnich dniach spadła na nich prawdziwa lawina problemów. Najpierw nogę złamał Anton Stralman, chwilę później u Stevena Stamkosa wykryto zakrzepy w obojczyku, a w ostatnim tygodniu rozgrywek mniej lub bardziej poważnych kontuzji doznali Victor Hedman, Ryan Callahan, Nikita Kuczerow i Tyler Johnson… Trener Cooper ma ogromny ból głowy, choć zdrowie ostatniej czwórki pozostaje swego rodzaju tajemnicą – na dziś wiemy tylko, że długoterminowo pauzują Stralman i Stamkos. Z drugiej strony już brak tej dwójki to ogromne osłabienie, w całej playoffowej stawce trudno znaleźć bardziej osłabioną ekipę.
Na co stać Skrzydła w ostatnim sezonie Dacjuka?
„Łamiącą wiadomością” weekendu jest potwierdzenie informacji o odejściu Pawła Dacjuka z NHL już po tym sezonie. Genialny Rosjanin, mimo obowiązującego jeszcze przez rok kontraktu, zamierza wrócić do Rosji zaraz po końcu przygody Czerwonych Skrzydeł z fazą playoff. „Dats” w długiej rozmowie z Detroit Free Press powiedział, że chce zająć się dorastającą córką, która mieszka z jego pierwszą żoną w ojczyźnie. Czy 38-latek jest w stanie pociągnąć ekipę z Michigan do długiego, głębokiego runu? Na podstawie sezonu zasadniczego wydaje się to być nieprawdopodobne, lecz decyzja Pawła z pewnością podziała jako niezwykle istotny czynnik i mocny bodziec dla całej organizacji.
Na którego golkipera postawi Jeff Blashill?
To był dziwny sezon dla bramkarzy w Detroit. Zza pleców Jimmy’ego Howarda śmiało wyglądał Petr Mrazek – młody Czech w pewnym momencie grał tak dobrze, iż jego nazwisko padało wśród kandydatów do trójki nominowanej do Vezina Trophy. Doskonała forma Mrazka w połączeniu z przeciętnymi rezultatami Howarda spowodowała, iż w środowisku zaczęto spekulować o rychłym transferze amerykańskiego golkipera. W układzie, w którym Howard był rezerwowym, jego kontrakt w dłuższej perspektywie faktycznie mógł bardzo ciążyć finansowej strukturze Red Wings, lecz im bliżej końca sezonu tym Blashill coraz chętniej stawiał na bardziej doświadczonego golkipera.
Czy Jonathan Drouin wreszcie odpali?
Burzliwy związek Bolts z Jonathanem Drouinem aktualnie przeżywa swój renesans. Pod koniec stycznia wydawało się, że dni „trójki” draftu 2013 w Tampie są policzone. Drouin, obrażony na organizację za zbyt mało szans na grę i odesłanie do AHL postanowił wymusić na menedżerze transfer do innego klubu i przestał pojawiać się na treningach oraz meczach Syracuse Crunch. Steve Yzerman zawiesił go w prawach zawodnika i odesłał do domu. Zanosiło się na brzydką rozwodową wojnę, jednak po pewnym czasie zawodnik poszedł po rozum do głowy i wrócił do gry w American Hockey League. Powiedzieć, że wrócił w dobrym stylu to nic nie powiedzieć: w siedmiu meczach zdobył siedem goli, a w związku z kontuzją Stamkosa Lightning powołali młodego Kanadyjczyka do NHL. Na pewno zgadniecie, kto strzelił gola pieczętującego awans Błyskawicy do playoff… To chyba naprawdę ostatnia szansa Jonathana w Tampa Bay. Obie strony bardzo się wzajemnie potrzebują, więc obdarzony zaufaniem Drouin ma doskonałą okazję by wreszcie zaznaczyć swoją obecność w big league.
Typy redakcji:
Szewczyk: Lightning w pięciu
Kolasiński: Lightning w pięciu
Rutana: Red Wings w siedmiu
Ruszel: Red Wings w sześciu
Burzyński: Red Wings w sześciu
Jonga: Red Wings w pięciu
Kowal: Red Wings w siedmiu
Milczarski: Lightning w siedmiu
Florida Panthers (1ATL) vs New York Islanders (2WC)
21 sezonów – tyle trwa najdłuższa w NHL passa bez wygranej serii playoff. 18 sezonów – tyle trwa druga najdłuższa taka seria. Do kogo należą te niechlubne statystyki? Oczywiście do Wyspiarzy i Kotów. Organizacja z Brooklynu ostatnio przebiła się przez pierwszą rundę w 1993 roku, a klub z Florydy dokonał tej sztuki po raz ostatni w roku 1996. Wiemy już, że jedna z drużyn będzie mogła puścić ostatnie dwie dekady w niepamięć , w końcu któraś z nich musi awansować (chyba, że zainteresowanych pogodzi Ruch Chorzów – „pozdro dla kumatych”). W teorii seria, o której wiemy i mówimy najmniej – czy słusznie?
Tak dotarli do playoff
Z awansem Panthers oswoiliśmy się w zasadzie jeszcze głęboką zimą. Cats wobec niemrawo radzącej sobie konkurencji wysforowali się na czoło dywizji Atlantic i tylko przez moment ich pozycja była zagrożona – w momencie, gdy dobrą formę złapali Tampa Bay Lightning. Ostatecznie to jednak mniej utytułowany klub z Florydy zgarnął pierwszą lokatę. Lokatę, o której w żadnym momencie rozgrywek nawet nie marzyli Islanders. Wyspiarze przez całe rozgrywki trzymali się za plecami Washington Capitals oraz New York Rangers, a kapitalna druga połowa sezonu w wykonaniu Pittsburgh Penguins sprawiła, że Isles nerwowo oglądali się za siebie.
Czy Thomas Greiss da radę utrzymać formę z sezonu zasadniczego?
Kontuzja Jarosława Halaka to bez wątpienia najistotniejszy news jeszcze przed rozpoczęciem serii. O urazie Słowaka wiedzieliśmy już wcześniej, lecz według pierwotnych prognoz doświadczony golkiper miał wrócić albo wraz z początkiem playoff lub tuż po jego rozpoczęciu. We wtorek Jack Capuano poinformował media, że jego podstawowy bramkarz raczej nie pomoże drużynie w tej rundzie. W teorii to ogromny cios, jednak w praktyce rezerwowy Thomas Greiss bronił nie gorzej niż bardziej uznany kolega. Mało tego, Niemiec zagrał sezon życia (92,5 procent obronionych strzałów!). Tyle, że faza regularna a gra o Puchar Stanleya to dwie różne sprawy – na dobrą sprawę nie wiemy na co stać Greissa, bowiem w całej karierze w fazie playoff pojawił się na lodzie… jeden raz.
Czy Panthers wykorzystają pomyślne rozstrzygnięcia na Wschodzie?
Doug Cifu, jeden z współwłaścicieli Florida Panthers, jeszcze przed końcem fazy zasadniczej mówił otwarcie o swojej preferencji rywala w pierwszej rundzie. Jasne wskazanie na Islanders było czymś niecodziennym w warunkach NHL, bo zwykle w tego typu sytuacjach spotykamy się z kurtuazją i sztampową odpowiedzią, że „szanujemy każdego i z każdym będzie niezwykle trudno”. Oczywiście Cifu nie mówił o Wyspiarzach w lekceważącym tonie, jednak wyraźne wskazanie na Wyspiarzy kładzie dodatkową presję na Koty. Przecież to właśnie tego rywala sobie życzyli…
Kto lepiej poradzi sobie z drugoplanowymi kontuzjami?
Największe gwiazdy zespołów w dobrym zdrowiu przygotowują się do otwarcia serii, co nie znaczy, że oba teamy są w pełni zdrowe. Wyspiarzom brakuje wspomnianego Halaka, do zdrowia powoli dochodzą Michaił Grabowski oraz Travis Hamonic, a najpoważniejszą kontuzję leczy Anders Lee. Młody skrzydłowy klubu, objawienie poprzedniej kampanii, z powodu złamanej nogi raczej ma sezon z głowy. Z kolei Panthers usilnie walczą o postawienie na nogi swojego najskuteczniejszego strzelca Vincenta Trochecka oraz twardo grającego defensora Erika Gudbransona. Co prawda nie mówimy o urazach Johna Tavaresa albo Aleksandra Barkova, niemniej brak odpowiedniej głębi w składzie może być sporym kłopotem. Zwłaszcza w długiej serii.
Czy czwarta formacja Islanders będzie asem w rękawie Jacka Capuano?
Nie bójmy się tego określenia: Matt Martin-Casey Cizikas-Cal Clatterbuck to najlepszy czwarty atak w całej NHL. Niezwykle skuteczni, dominujący fizycznie – po prostu perfekcja. Wymienione trio może nie zadecyduje o obliczu całej rywalizacji, ale taki atut może okazać się bezcenny. W New Jersey do dziś z rozrzewnieniem wspominają formację Steve Bernier-Stephen Gionta-Ryan Carter. W 2012 roku to właśnie ci panowie odegrali wielką rolę w wyciecze Devils do samego finału NHL. Gole w ważnych momentach? Tak. Praca w defensywie? Jasne. Udane zmiany z generowaniem okazji strzeleckich? Proszę bardzo. Martin, Cizikas i Clatterbuck to prawdziwy wildcard w zespole z pierwszą dziką kartą.
Kto dojrzał do sukcesu?
Nie bez przyczyny przytoczyłem długie passe bez wygranych serii w playoff przez obie organizacje. Panthers i Islanders 2016 oczywiście nie mają wiele wspólnego z drużynami lat dziewięćdziesiątych, lecz wątpliwości co do dojrzałości obu ekip nie są nieuzasadnione. Wyspiarze w swoim obecnym kształcie (Capuano na ławce, Tavares jako kapitan, etc.) robią kolejne podejście do pierwszej rundy, która dotychczas okazywała się dla nich szklanym sufitem. Kwestionowanie doświadczenia zespołu z takimi weteranami jak Jaromir Jagr, Brian Campbell czy Roberto Luongo może brzmieć nieco śmiesznie, jednak czy reszta zespołu jest już w „tym” miejscu? Przed sezonem nikt nie zakładał, że Koty pójdą do góry tak dynamicznie i wejdą aż tak wysoko. Skok z ligowej przeciętności do walki o najwyższe cele to rzadko kwestia sezonu czy dwóch. Nie brakuje głosów, że dobra kampania w części zasadniczej to już sukces tej drużyny, a na wejście do ścisłej czołówki jeszcze przyjdzie czas.
Typy redakcji
Milczarski: Panthers w pięciu
Kowal: Islanders w sześciu
Rutana: Panthers w sześciu
Burzyński: Panthers w siedmiu
Ruszel: Panthers w sześciu
Jonga: Islanders w sześciu
Szewczyk: Islanders w siedmiu
Kolasiński: Islanders w sześciu