Za nami już pełne cztery dni rywalizacji w pierwszej rundzie playoff. Siedem serii widziało już Game 2, ” do tyłu” są tylko Anaheim Ducks z Nashville Predators. Niespodzianki, rozczarowania, sędziowskie kontrowersje – o tym wszystkim w pierwszym odcinku serii, którą nazwałem „playoffowym notesem”.
1. Ten cholerny challenge
Nic nie wzbudza takich emocji wśród wszystkich zainteresowanych jak powtórki wideo. Już po sezonie zasadniczym wiedzieliśmy, że trenerski challenge i możliwość sprawdzenia sędziowskich decyzji nie działa perfekcyjnie. W playoff, kiedy poszczególne sytuacja ważą jeszcze więcej, wprost proporcjonalnie rosną nerwy. Największymi pechowcami okazali się St. Louis Blues, którzy już zdążyli ucieszyć się z bramki Władimira Tarasienki:
Blackhawks poprosili o sprawdzenie, czy wjeżdżający do ataku Jori Lehtera nie był przypadkiem na spalonym. Po kilku minutach ustalono, że łyżwa Fina nie była w kontakcie z linią niebieską i gola anulowano. Chwilę później mieliśmy drugą kontrowersję, kiedy Andrew Shaw rozpychał się pod bramką Briana Elliotta:
Ken Hitchcock wnioskował o goalie interefrence, jednak niczego nie wskórał.
Bardzo trudny orzech do zgryzienia mieli sędziowie dzień później. Mowa o bramce zdobytej przez Dericka Brassarda dla New York Rangers. O spalonym – a właściwie jego braku – decydowały milimetry.
Nie chcę oceniać wyniku powyższych zdarzeń – spalony to spalony, a jeśli sędziowie uznali, że bramkarz nie był faulowany, to nie ma o czym mówić. Problemem jest bałagan, jaki powoduje cały proces challenge. Podjęcie decyzji trwa skandalicznie długo, wprowadza ogromną nerwowość, a często bywa przełomowym punktem meczu. Dziś challenge to zwyczajnie szukanie haków na rywala. Wprowadzając możliwość sprawdzenia decyzji sędziów jej pomysłodawcy z pewnością nie zakładali, że przyjmie ona tak niefortunny kształt.
2. Runda dziwnych goli
Precyzyjny strzał z nadgarstka, mocne pociągnięcie spod niebieskiej, udana zmiana toru lotu krążka? Te klasyczne metody zdobycia goli odchodzą do lamusa – tak możemy wnioskować po pierwszych spotkaniach. David Backes zwycięskiego gola w dogrywce w Game 1 strzelił za pomocą Trevora van Riemsdyka:
https://www.youtube.com/watch?v=1cNyUD6MLYU
Koszmarną „śliwkę” wpuścił Steve Mason z Philadelphia Flyers. Lotnicy bardzo dobrze wyglądali w Game 2 z Washington Capitals – mimo, że przegrywali 1:0 mocno gonili rywala i naprawdę byli bliscy wyrównania. Wszystko zniweczył Mason, dając pokonać się z ponad połowy lodowiska! Prawdziwy backbreaker:
Jeszcze ciekawsze trafienie zanotował Antoine Roussel. Dallas Stars pokonali Minnesota Wild w Game 2 po golu Francuza 2:1… Pierwszy kłopot polega na tym, że Roussel ewidentnie kopnął krążek, więc teoretycznie bramka nie powinna zostać uznana. Teoretycznie, bowiem zagranie nogą absolutnie nie było próbą skierowania krążka do siatki… Niewiarygodnie trudna do oceny kwestia, a to nie wszystko. Próbujący interweniować Devan Dubnyk poruszył bramkę i wszedł do niej z krążkiem na plecach (poważnie, nie żartuję) – wg arbitrów krążek przekroczył linię w prawidłowy sposób, choć były sędzia Kerry Fraser na Twitterze wyraził zupełnie przeciwną opinię. Oceńcie sami:
3. Wojna na game-time decision
To ten okres w sezonie, kiedy misją każdego trenera jest zachowanie jak najwięcej informacji w tajemnicy. Kontuzja zawodnika? Może tak, może nie, nie mogę powiedzieć. Ale trenerze, chodzi o rękę, nogę, bark? Cytując Alaina Vigneaulta: „To problem z całym ciałem”. A czy Iksiński zagra w dzisiejszym meczu? „Cóż, dowiecie się po rozgrzewce. To game-time decision”. Doskonałym przykładem tej groteskowej bitwy psychologicznej jest seria Pittsburgh Penguins-New York Rangers. Trochę więcej ujawnia Vigneault, natomiast rozczytanie Mike’a Sullivana to misja niemożliwa. Status Marca-Andre Fleury’ego do dziś jest co najmniej zagadkowy.
4. Ostatnia szansa
0-2 w serii? To już prawie jak wyrok. Statystyki są bezlitosne – odwrócenie losów rywalizacji przy takim wyniku to historycznie bardzo trudne zadanie. Dziś w 2-meczowym dołku są Philadelphia Flyers, Minnesota Wild, Detroit Red Wings i Los Angeles Kings. Bodaj w najgorszym położeniu są ci ostatni, bowiem mistrzowie sprzed dwóch lat przegrali oba spotkania w swojej hali. Cała wymieniona czwórka jest już „na musiku”.