Nie ulega wątpliwości, że wyczyn drużyny z Detroit, który trwa w najlepsze od 1990 roku, jest rzadko spotykanym zjawiskiem w dzisiejszej erze sportu, z tego też powodu co roku grono wszelakiej maści dziennikarzy i fachowców, którzy zwiastują ich przerwany „Playoff Streak” jest coraz większe, a od 2012 roku, kiedy na emeryturę odszedł Nick Lidstrom – zdaniem licznych osób właściwie na wstępie każdego sezonu, nie powinni wejść do promującej ósemki. Po dzisiaj jest jednak inaczej i na kilka tygodni przed zakończeniem sezonu, Czerwone Skrzydła wciąż są w wyjściowej pozycji, aczkolwiek sprawy obrały bardzo dynamicznego obrotu zdarzeń ze względu na nagły skok formy drużyn z Filadelfii oraz Pensylwanii.

W ciągu przeszło 24 sezonów specyfika i obraz NHL zmieniał się kilkakrotnie, począwszy od „dead puck era” po „salary cap” przez co Red Wings zawsze wychodzili z podniesionym czołem i w pewnym sensie stało się już tradycją w świecie hokeja, że o postseason walczy siedem zespołów + Detroit, którzy mają na wejściu zapewniony awans. Ta konsekwencja jest szczególnie ważna dla menadżera Skrzydeł – Kena Hollanda, który nawet w przypadku nikłych szans względem poważniejszego pościgu w fazie pucharowej, podczas trade deadline przeważnie umacniał w jakimś stopniu swój zespół, tylko po to, by utrzymać ten świetny streak. W tym roku nie było żadnych ruchów transferowych i drużyna jest w dość trudnej sytuacji biorąc pod uwagę wspominaną formę konkurencji. Mimo to jeszcze trudniej jest zadać pytanie dla jakiegokolwiek fana Red Wings, czy przerwany w tym sezonie „playoff streak” byłby aż tak zły dla wizerunku zespołu?

Oczywiście dla każdego zespołu w lidze korzystne jest wejście do PO. Tak naprawdę w tej fazie rozgrywek wszystko może się zdarzyć, czego byliśmy świadkiem chociażby w 2012 roku, kiedy Los Angeles Kings z ósmego miejsca w tabeli sięgnęli ostatecznie po puchar, by za dwa lata wyjść ze stanu 0-3 w pierwszej rundzie z San Jose Sharks i w rezultacie zdobyć kolejne trofeum. To jest ta nadzieja, która na pewno napędza Red Wings w każdym sezonie, by wkraść się do tańca przy każdej nadarzającej się okazji. Co by się stało, jeśli ten niesamowity ,,run” zostanie w końcu przerwany i zarząd przestanie przesuwać góry, by dążyć do jego kontynuacji?

Niektórzy twierdzą, że w jakimś stopniu może ucierpieć wizerunek federacji, ale kiedy ostatni raz ceniony wolny agent wybrał zespół z Michigan kosztem innego, liczącego się zespołu w lidze? Takie istotnie posunięcia transferowe już nie mają miejsca od dłuższego czasu, tym bardziej że w obu konferencjach jest kilku liczących się pretendentów pokroju Chicago Blackhawks, Anaheim Ducks, Los Angeles Kings, a nawet odbudowującymi swoją reputację Pittsburgh Penguins. Oczywiście nie oznacza to, że Detroit nie jest już atrakcyjnym miejscem dla graczy, jednak nie jest już mekką, jak to było pod koniec ubiegłej dekady za czasów Nicka Lidstroma czy Briana Rafalskiego. Dlatego też mamy jasną odpowiedź na pytanie, dlaczego udział w postseason od kilku sezonów kończy się właściwie po pierwszej rundzie.

W praktyce chybiony sezon mógłby umożliwić Skrzydłom pewien miękki reset. Z początku nie byłoby to łatwe, ponieważ każdy zespół ma określony priorytet, jakim jest wejście do playoffów, ale tak naprawdę 24-sezonowy streak to nie przypadłość, o której można łatwo zapomnieć. Jest to znak wysokiej marki w hokeju i w profesjonalnym sporcie w ogóle. Przerwanie passy to duże obciążenie, ale z drugiej strony aktualna strategia może być obciążeniem zdolności zespołu do podejmowania właściwych decyzji na przyszłość.

Odwieczną taktyką Kena Hollanda podczas trade deadline było sprowadzanie weteranów z innych klubów w zamian za prospektów. Nie ma nic złego odnośnie tego planu działania, pod warunkiem, że potencjalne polowanie na puchar Stanleya jest realnym przedsięwzięciem, co w przypadku ekip pokroju Blackhawks czy Kings jest sprawą oczywistą, jednak w przypadku Czerwonych Skrzydeł to dość dalekosiężny cel biorąc pod uwagę przede wszystkim ich przeciętny ,,core” w defensywie.

Na tym etapie priorytetem Skrzydeł jest samo osiągnięcie post-season by jak najdłużej utrzymać nieprzerwaną passę, co na dłuższą metę nie jest odpowiednią drogą na aranżacje modelu zespołu NHL, tym bardziej że weterani pokroju Zetterberga, Datsyuka czy Kronwalla są już poza swoim okresem świetności i z roku na rok potencjalne szanse w starciu z pozostałymi ekipami z czołówki są po prostu nikłe.

Na pewno główną misją Kena Hollanda na przyszłe lata to odpowiednie ustawienie zespołu względem młodego korpusu, a w tym aspekcie można mówić o samych superlatywach – Dylan Larkin wyrasta na nowego kapitana organizacji, Petr Mrazek to jeden z najlepszych bramkarzy młodego pokolenia. Ponadto jest Anthony Mantha, który sieje popłoch w AHL i właśnie dostał swoją szansę w NHL. Na wzmiankę zasługuje również Gustav Nyquist czy Tomas Tatar, którzy dwa lata temu pod nieobecność właściwie całej czołówki zespołu, na własnych barkach zdołali kontynuować streak.

Nie sądzę, by był to już czas na całkowitą przebudowę. Nie tędy droga względem strategii zarządu Red Wings. Mówimy tutaj bardziej o jednorocznej przerwie od fazy pucharowej. W jakimś stopniu wyeliminowałoby to presję z samych zawodników czy nawet zarządu. Ponadto umożliwiłoby to ewentualne wylosowanie wyższego picku w drafcie, a różnica pomiędzy #17 a #11 potrafi być na dłuższą metę kolosalna, nie mówiąc już, że w jakimś minimalnym stopniu byłaby nawet szansa na samego Auston Matthewsa.

Coraz większy nacisk marketingowo kładzie się na nową halę i postępy w jej budowaniu. Nowy początek w nowym miejscu byłby doskonałą nagrodą pocieszenia, gdyby z play-off jednak nie wyszło:

W praktyce żaden zespół, w tym Red Wings nie powinni odpuścić i w konsekwencji przegapić udziału w postseason, nawet gdyby byli skazani na pożarcie w I rundzie. Dla samej passy 25 pobytu z rzędu zdecydowanie warto, ale z drugiej strony prędzej czy później takie coś będzie mieć miejsce. Nadejdzie rozczarowanie, być może pretensje ze strony kibiców, jednak po jakimś czasie emocje opadną i czy okaże się to tak bolesne? Nie sądzę, a można na tym w pewnym sensie coś zyskać.