Drugi odcinek NHL w PL TV, a poniżej zapis naszej rozmowy dla osób bez możliwości odtworzenia (zobaczcie nasz filmik przy najbliższej okazji!)
Kojot:
Proszę wybaczyć jaśnie Panie, albowiem łokieć mój napotkał przestrzeń czoła pańskiego… ” aaaaależ… proszę się nie kłopotać… wszak nie takie mecyje w swym krótkim żywocie me oczęta widywały”…. To jeden z możliwych scenariuszy dialogów pomiędzy zawodnikami w przypadku, gdy NHL wycofałaby bójki. Temat powraca nieustannie od kilku lat.
Liczba wstrząśnień mózgu rośnie jak liczba uczulonych na gluten i laktozę, a bójki stały się kontrowersyjne jak nastolatek BEZ IPHONA w starbucksie. Jak wyobrażacie sobie NHL,w którym Krzysztof Oliwa mógłby co najwyżej stać w kolejce po darmowe krążki? Moim zdaniem, bójki są, były i być muszą ponieważ jest to nieodłączny element naszej ukochanej gry. Mecz hokeja bez bójki jest jak mecz piłki nożnej bez symulowanej kontuzji. Choć podobno „piłka nożna” walczy z nadmiernymi warsztatami aktorskimi na murawach.
Michał:
No właśnie, skoro jest tak źle bez bójek to czemu jest tak dobrze? Nie rozumiem braku jednolitego rozumowania u ludzi, którzy mówiąc FUCK DYS SZYT nie leją się to już nie jest to samo więcej tego całego hokeja nie oglądam. Chwilę później molestują przycisk replay przy kolejnej świetnej akcji swojego ulubionego filigranowego napastnika. To że dziś każda drużyna ma po 2-3 skill playerów, którzy robią niesamowite rzeczy i trafiają do highlights nie wzięło się z powietrza, lecz z tego że kadry zespołów zamiast drabami zaczęto wypełniać uzdolnionymi dzieciakami.
Trochę liczb na potwierdzenie (dane aktualne na 4 lutego). W obecnym sezonie NHL szumnie nazywanym przez niektórych najlepszym pod względem szybkości, płynności i liczby meczów z najwyższą możliwą notą za styl było tylko 212 bójek w 767 meczach co daje średnią 0.28 na spotkanie. W poprzednich latach te liczby były odpowiednio wyższe. Jak bym chciał oglądać mordobicie więcej niż raz na cztery spotkania, przerzuciłbym się na boks lub UFC.
Kojot:
Ilu z Was pamięta serial „Xena”? Moja 1 platoniczna miłość. Jarało się nią całe stado chłopaków – częścią jej piękna była jej siła i możliwość zabicia samca na 5 różnych sposobów. Hokej bez bójek jest piękny – ale bójki to część tradycji – Czy William Walles zwyciężał by bez pokazywania anglikom gołej dupy? jasne że tak – ale mimo wszystko to robił. Nie było to ani ładne, ani kulturalne – ale podnosiło morale, dodawało ognia do całego zajścia. Tak samo jest z bójkami.
Zawodnicy kiedyś jak Dale hunter, Tie Domi czy Rob Probert trenowali osobno boks i sztuki walki, by dać na lodzie pokaz szermierki na pięści na łyżwach. Co mieli by zrobić zawodnicy w sytuacji, gdy nerwy już sięgają zenitu? namalować sobie laurki? Zbesztać się na fejsie? Wypłakać się na swoim blogu? Dziś nie ma już miejsca na typowych „bokserów”, ale same bójki muszą pozostać, by duch sportu przetrwał. Bo inaczej kiedyś zabronimy im jeździć na łyżwach bo się mogą potłuc albo w ogóle dotykać, bo to przenosi zarazki…
Michał:
Dziś szukamy zawodników kompletnych. Umiesz się bić? Świetnie, pokaż jeszcze że masz strzał, prędkość, spryt lub zwinne ręce i będziesz miał miejsce w składzie. To już nie jest umiejętność, która sama w sobie określa Cie jako zawodnika. O dobra Zenek umie przywalić to będzie chronił Roberta, bo Robert ma metr pińćdziesiąt i jest trochę ciotą. Teraz jest tak, że nawet ten mały Robert potrafi się bronić i jak trzeba to „w ryj dać mogę dać”.
Wymieniłeś już trochę legend i najlepszych bohaterów połączenia boksu i lodowiska. Więc może i ja rzucę kilkoma nazwiskami, które prezentują „nowoczesnego brutala” w NHL. Milan Lucic nie da sobie w kaszę dmuchać, ale jego poziom pozwala mu śmigać w pierwszej formacji Los Angeles Kings obok Jeffa Cartera lub Anże Kopitara. W tym sezonie rękawice na lód zrzucali tacy technicy jak Jonathan Toews i Patrice Bergeron, oczywiście szukając przeciwnika w swojej kategorii wagowej. Nie uda się menadżerom wygonić mordobicia od hokeja, ale uda się z pewnością utrzymać je na znacznie niższy poziomie niż dotychczas.
Kojot:
Aaaa tam.. rozdrabniamy się. Zabijaka był dobry bo tworzył show, ludzie czekali na niego jak turysta na stację benzynową po przydrożnym kebabie. Wtedy też dochodziło do wiekopomnych „jazd” które dziś wspominamy z uśmiechem – Rob Ray, który natłukł kibica, Tie Domi, któremu kibic wparował do ławki kar – „KO” takie jak w bójce Downey vs Boulerice. Zawodnicy jak Darcy Hordichuk, czy do niedawna jeszcze Steve Montador (RIP) byli maskotkami kibiców. Oni mieli swoje rekordy, swoje wyroki i swoje poczynania to była osobna gra.
Dziś NHL najchętniej załagodziłaby wszystko. Może przy każdym zagraniu ciałem będą gasły światła – bo to brutalne? Może będziemy karać zawodników minutami karnymi za przeklinanie? Wiem ! A może za zrzucenie rękawic naślemy na nich jakąś zieloną organizację która oskarży ich o śmiecenie? Wszyscy wspominają lata 90-te i początek 2000-nych z wielką sympatią – było niebezpieczniej, groźniej, brutalniej – ale hokej ogląda się po to, żeby nie musieć oglądać gry w „pici polo”. Dewizą hokeja musi być „Krew Pot i Łzy” a nie „Bez Glutenu, Bez Laktozy i Sojowe”.
Michał:
Show mówisz? Wiesz, nawet nie mam nic przeciwko, moje warunki już przedstawiłem. Problem stanowi to, że ci ludzie umierają. 2011 był takim przełomowym rokiem, trzech gości umarło w krótkim odstępie czasu Wade Belak, Rick Rypien i Derek Boogaard. Wspólny mianownik? Panowie dawali przedstawienie za którym ci tęskno i już ich nie ma. Liga nie może sobie pozwalać na tego typu rzeczy tym bardziej, że idą za tym jeszcze inne kwestie.
Herosi bojek sprzed lat których wymieniasz, wcale nie opowiadają dumnie o swoich bitwach Zawiązali przymierze i idą „kupą” na NHL z pozwem zbiorowym. Każdy z nich utrzymuje że jego życie przez bijatyki to jedno wielkie nieszczęście, każdy z nich obarcza winą NHL. Jak tu się dziwić, że skoro bójki stwarzają lidze aż takie problemy, stara się je wyeliminować? Być może wyjdzie to wszystkim na zdrowie.