Nawet najbardziej szanowani dziennikarze i ligowi insiderzy jeszcze parę dni temu przekonywali, iż na biznesowym froncie w NHL nie dzieje się absolutnie nic. Wygląda więc na to, że fachowcy albo mają słabe wejścia albo menedżerowie zwyczajnie postanowili sobie z nich zakpić, gdyż środowa noc przyniosła prawdziwe transferowe hity. Ryan Johansen zamienił Columbus na Nashville, w przeciwnym kierunku powędrował Seth Jones, Vincent Lecavalier dostał ostatnią szansę od Los Angeles, a w Waszyngtonie postanowiono wskrzesić karierę Mike’a Richardsa.

Zacznijmy od początku. Kiedy hokejowy światek żywo debatował nad rzekomo ignorowanym przez wszystkich Meczem Gwiazd, jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o transferze Lecavaliera do Kings. Parę minut później okazało się, że wraz z Vincentem do Kalifornii przejdzie Luke Schenn, a do Philadelphia Flyers trafi niemogący przebić się do NHL Jordan Weal oraz wybór w 3. rundzie draftu.

Trzy powody, dla których to dobry pomysł:

  • Ron Hextall umiejętnie pozbył się dwóch drogich i nieprzydatnych zawodników. Lecavalier ostatni raz w składzie Lotników znalazł się na początku listopada, a jego umowa miała obciążać napięty do granic możliwości budżet klubu jeszcze przez 2,5 roku kwotą 4,5 mln dolarów za sezon. Schenn grywał częściej, lecz w zgodnej opinii wszystkich zarabiał stanowczo za dużo jak na rolę pełnioną w zespole (3,6 mln dolarów do końca sezonu 15/16). Co prawda Hextall musiał zachować po swojej stronie aż 50% wartości obu umów, lecz i mimo tego udało się „wyczyścić” ponad 4 miliony. Co więcej, agent Lecavaliera tuż po sfinalizowaniu transakcji oznajmił, że jego klient zakończy karierę już tego lata, dobrowolnie rezygnując z ostatnich dwóch lat kontraktu. Już w lipcu kompletnie nieudany związek Flyers z byłym kapitanem Tampa Bay pozostanie jedynie przykrym wspomnieniem.
  • Niezwykle szanowany, acz błyskawicznie zmierzający na drugą stronę rzeki weteran dostaje ostatnią szansę od losu i pomaga nowemu klubowi w zdobyciu mistrzostwa? Przyznacie, to iście filmowa historia, która może się ziścić w przypadku Lecavaliera. Vinny na pewno dostanie spore zaufanie od Kings, a i powolny styl gry ekipy z LA może bardziej mu odpowiadać.
  • Transfer Schenna zbiegł się z informacją, że Matt Greene nie zagra do końca sezonu. Schenn może być całkiem sensownym zastępcą Greene’a. To bardzo podobni zawodnicy – niekoniecznie mobilni, niezbyt utalentowani ofensywnie, acz grający bardzo fizycznie pod swoją bramką. Nikt od Schenna nie będzie wymagać 23 minut spędzonych na lodzie ani pięknych asyst – wystarczy, że Luke da zespołowi kwadrans spokojnej gry w defensywie.

Trzy powody, dla których to zły pomysł:

  • Pozyskaniem duetu Flyers Dean Lombardi praktycznie zamknął sobie wszystkie furtki. Kings nie mają choćby garstki luźnych dolarów przed trade deadline.
  • Happy end Lecavaliera brzmi pięknie, niestety jest mało prawdopodobny. Vinny od dawna podróżuje z zatartym silnikiem. Trzeba być wielkim optymistą by liczyć na odrodzenie tego zawodnika, który przecież jeżeli nie będzie strzelać w co czwartym-piątym meczu, będzie całkowicie bezużyteczny. Lecavalier to nie jest hokeista, który może być efektywny w niższych, z reguły energicznych formacjach. Dużo realniej wygląda scenariusz, w którym VL4 po 2-3 tygodniach wraca na trybuny.
  • Luke Schenn odpowiedzią na dziury w defensywie? Skoro nie był ceniony w Filadelfii, gdzie obrońca z pulsem i sprawnym wzrokiem uchodzi za skarb, to jak ma odnaleźć się w słynących z defensywy Kings? Znam takich, którzy nazwaliby zmiany w LA zmianami na gorsze…

Jeżeli tak jak ja zdążyliście pożegnać się z ideą wielkich wymian, wymian zawodnik za zawodnika a nie kontrakt za kontrakt, pewnie ta jak ja zbieracie szczękę z podłogi. Transfer Ryana Johansena za Setha Jonesa to sól, istota handlowania w NHL.

Pięć wniosków po wymianie Blue Jackets-Predators:

  • Kurtki nie mają szczęścia do dobrych napastników. Klub z Ohio długo marnował talent Ricka Nasha, nie potrafiąc zbudować konkurencyjnej drużyny wokół swojego byłego kapitana. Za szybko zrezygnowano z Dericka Brassarda i Jakuba Voracka, którzy w nowych klubach wyrośli na liderów, a może po prostu nie potrafiono poprowadzić ich karier? Teraz klubowi nie było po drodze z nowym franchise playerem Ryanem Johansenem. Center pierwszego ataku, potencjalny lider na lata – tym mógł być dla nich RyJo. Cóż, temat już stracił na aktualności.
  • Poszukiwania świętego Graala to pikuś przy polowaniu Predators na środkowego #1. Na dobrą sprawę organizacja z Tennessee nigdy takowym nie dysponowała. Teraz wreszcie się udało. Brak centralnej postaci w ataku od zawsze był wymieniany jako główny powód porażek Preds – za wcześnie mówić o kompletnej drużynie, lecz dziś z pewnością są lepsi niż wczoraj.
  • Cichym zwycięzcą trade’u może być Seth Jones. Chłopak uchodzi za wielki talent i takowym dysponuje, tylko w Nashville nie mógł liczyć na pierwszoplanową rolę. W Columbus z miejsca dostanie kluczyki i kierownicę do sterowania defensywą Jackets. To dla niego wielka szansa.
  • O ile Preds mogli pozwolić sobie na oddanie Jonesa, gdyż dysponują Romanem Josim, Shea Weberem, Ryanem Ellisem, Matthiasem Ekholmem, etc., o tyle Jackets wybili sobie górną „jedynkę” by wstawić dolną. Młody Jones wraz z Ryanem Murrayem czy Denisem Savardem ma wszelkie predyspozycje do uporządkowania defensywy Columbus – problem w tym, iż w ataku mamy spaloną ziemię. Poza wschodzącą gwiazdą Brandona Saada i poprawnie rozwijającym się Boone Jennerze widzimy bandę przepłaconych przeciętniaków (Nick Foligno, Scott Hartnell) bądź ligową śmietankę wśród złych kontraktów (David Clarkson, Rene Bourque!). Auston Matthews lekiem na całe zło?
  • David Poile i Jarmo Kekalainen chyba czytają, cóż… wszystkich. Wymiana Johansena na Jonesa była tak logiczna, że na jej „trop” wpadł niemal każdy.

Ciekawostką szalonej środy jest powrót banity Mike’a Richardsa. Były gracz Kings do końca roku powalczy o miejsce w składzie Washington Capitals. Czy „odkurzony” Richards jeszcze się do czegoś nada? Wypada życzyć powodzenia.