Podsumowania spotkań z minionej nocy. To nie są zwykłe „recapy”, nacisk położony jest na multimedia i szczegóły których w relacjach głównego nurtu nie znajdziecie. Dodatkowo do każdego meczu dołączony jest „miernik” – graficzne sklasyfikowanie spotkania, dzięki któremu szybko można się dowiedzieć czy było atrakcyjne i czy warto do niego wrócić.

Montreal Canadiens – New York Islanders

Nasza ocena: skala4

Spójrzcie tylko na te paluchy. Biedne połamane, wykręcone z bólu palce. Wiecie jak to jest złamać sobie dwa palce u jednej wiodącej ręki? To się kiedyś odezwie, na starość Gallagher może mieć problem z utrzymaniem łyżki z zupą (chyba że nie lubi zupy to problem z głowy). To co tak bardzo lubimy, walka, poświęcenie, nieustępliwość kosztuje naszych idoli bardzo dużo. Mimo że bohaterem meczu były specjalne fragmenty gry, w których Habs zdobyli trzy z czterech goli, to dla mnie wydarzenie z blokowanym strzałem Gallaghera to najpiękniejsza akcja dnia. Nie ma w tym nic udawanego, nic czego tak bardzo nie lubimy w innych sportach czyli przesady, aktorskiej ekspresji bólu.

Habs nadrabiali tutaj po obu stronach lodu za Islanders, bo ci zaczynają już nużyć swoim jednokierunkowym myśleniem zwłaszcza gdy nie mają krążka. Tylko dwa odbiory (takeways) czyli wybitnie nieskuteczny forechecking i więcej karnych minut (20) niż zablokowanych strzałów (17) to złe wskaźniki. Jeśli dodamy do tego masakrujące 37 hits to już widzimy na co całą energię pożytkują nowojorczycy. Nie zrozumcie mnie źlę, lubię fizyczne twarde spotkania, ale tak nie wygra się każdego meczu.

Trzeba robić coś więcej. Habs znają ten idealny balans, wiedzą co grać z krążkiem bez krążka w przewagach (dwa gole) osłabieniach (jeden gol) i dlatego to oni są liderami Wschodu. Wyspiarze mając 2:3 całkiem niezłe flow gry naciskają i… łapią karę za zbyt wielu graczy na lodzie. To niedopuszczalne, takie błędy nie powinny się zdarzać dobrze zarządzanym ekipom. Jacku Capuano takie wpadki mogą Cie kosztować posadę jeśli zdarzy się przy okazji jakaś serią porażek. Pamiętaj że w kraju jest nowy wolny szeryf!

Columbus Blue Jackets – San Jose Sharks

Nasza ocena: skala5

Z trenerem czy bez trenera co to za różnica. Peter DeBoer nie był na ławce San Jose Sharks w poprzednim meczu bo miał sprawy rodzinne do załatwienia. Wrócił na spotkanie z Columbus Blue Jacekts i przydał się bardzo. W pewnym momencie Rekiny przegrywały bowiem 1:3, straciły trzy bramki z rzędu i wydawało się, że ucieka im możliwość zakończenia serii wyjazdowej perfekcyjnie. DeBoer sprytnie wykorzystał coach challenge przy straconym golu 1:3, bramka ostatecznie została uznana ale istniała szansa że stanie się inaczej no i trener mógł porozmawiać ze swoimi zawodnikami.

Od tego momentu Sharks wrócili na właściwe tory i zdobyli cztery kolejne trafienia. Jak przystało na kapitana do boju poderwał swoich Joe Pavelski, był też wykorzystany power play przez Brenta Burnsa. Dobry miły Jaskiniowiec, chodź poskrobie Cię za uszkiem

Skończyło się szóstą wygraną San Jose z rzędu. Komplet 12 punktów z sześciu gier wyjazdowych to bardzo duże osiągnięcie, do tego Sharks objęli prowadzenie w Dywizji bo Kings przegrali wcześniej mecz. To był dobry mecz trochę w stylu najpierw grają ci, później tamci, zabrakło nieco fizyczności bo łącznie tylko 16 hits rozdały obie ekipy – niech was to jednak nie zwiedzie bo mieliśmy na lodzie kilku dobrych hitterów. Tempo po prostu było bardzo wysokie, gracze wykazywali się szybkością i przebiegłością nikt nie dawał się złapać na otwartym lodzie na bodiczek.

Vancouver Canucks – New Jersey Devils

Nasza ocena: skala4

Dwie twarze pokazał Cory Schneider, a Vancouver Canucks mogą żałować bo absolutnie do ogrania byli tego dnia New Jersey Devils. Może gdyby Radim Vrbata wykorzystał karnego, może gdyby Canucksz zaczęli grać wcześniej a nie dopiero w trzeciej tercji. No ale przez jakieś 30 minut Diabły nieźle radziły sobie w destrukcji, później przyciśnięte całkowicie się sypały i zaskoczony nieco Schneider z jednej strony dawał radę (obroniony karny, 17 sv w trzeciej tercji), a z drugiej nie (bramka prezent i to gdy New Jersey grali w przewadze). Z ciekawostek – karny podyktowany został za niedozwolone nakrywanie krążka w polu bramkowym przez Johna Moore’a:

 

Carolina Hurricanes – Los Angeles Kings

Nasza ocena: skala5

CUIxyGgUcAA9D0QMecz o wieczornej porze w PL więc pewnie wielu z was go widziało i wielu się podobało. Ten wybór mógł nie wydawać się atrakcyjny, bo przecież Hurricanes to była przed tym meczem najsłabiej grająca ofensywa ligi (najmniej goli na mecz). Kto by więc przypuszczał, że aż cztery „sztuki” zdobędą na tle Kings? Żeby nie było tak kolorowo napastnicy Canes dalej „ssą”, trzy trafienia były autorstwa obrony. Dwa razy Justin Faulk w power-play i ten blueliner jest najlepszy w lidze pod tym względem! Ogromny rozwój jeśli chodzi o strzał zanotował Faulk w ostatnich dwóch sezonach.

Mecz sędziował pan Tim Peel więc coś dziać się musiało. Rzut karny dla Kings nie był w sumie tak bardzo kontrowersyjny (chociaż można dyskutować kto nakrywał krążek bo znowu mieliśmy sytuacje z niedozwolonym nakryciem go w polu bramkowym – waszym zdaniem Hanifin czy Ward?)

Na gola zamienił go Dustin Brown i to pociągnęło trochę Królów w drugiej tercji gdy zbliżyli się na 2:3. To był jednak tylko krótki fragment ich niezłej gry, 17 minut karnych i nieporozumienia w obronie kosztowały ich tutaj zasłużoną porażkę. Nadal nie zachwyca Anże Kopitar, mimo dwóch bramek tutaj duże niedociągnięcia jego w powrotach do obrony i także kara (wystrzelenie gumy poza plac gry) po której w podwójnym osłabieniu LAK stracili gola na 0:3. Nie za dobrze jak na conctract year…

 

Dziękuje za przeczytanie