Zapewne jest wielu nowych kibiców hokeja, którzy nie pamiętają czasów sprzed ostatniego całorocznego lockoutu mającego miejsce w sezonie 2004/2005. W tamtych czasach jedną z najbardziej dominujących ekip pod względem gry jak i samych osiągnięć byli właśnie New Jersey Devils.

Był to okres gry w systemie tzw. Trap Hockey, polegającego na całkowitym spowolnieniu gry poprzez pozostawieniu „muru” hokeistów w tercji neutralnej rezygnując właściwie zupełnie z forechechingu. Skutkowało to częstymi stratami w tercji neutralnej co doskonale potrafili przekładać na zwycięstwa wcześniej wspomniani Devils. Najbardziej spektakularnym przykładem tego skutecznego, lecz niezwykle nudnego dla zwyczajnego, niezainteresowanego kunsztem trenerskim kibica, był mecz w drugiej rundzie playoffów przeciwko Toronto Maple Leafs w 2000 roku. W sytuacji gdzie Devils prowadzili w serii do czterech zwycięstw 3 do 2, uzyskując prowadzenie po 18 sekundach meczu numer 6, postanowili zupełnie zatamować lodowisko. Mecz skończył się prawdopodobnie najłatwiej zdobytym czystym kontem w karierze Martina Brodeura. Toronto oddało przez 60 minut… 6 strzałów na bramkę. Trzy w pierwszej, dwa w drugiej i cały jeden w ostatniej tercji.

Z pewnością taka gra była możliwa ze względu na elitarny skład okupujący niebieską linię tamtej ekipy, między innymi Scott Stevens, Scott Niedermayer, Ken Daneyko czy debiutujący w tamtych rozgrywkach Brian Rafalski. Lecz spory udział w ogólnym sposobie grania miały również przepisy gry. Nie zmieniane przez wiele lat, stały się nieadekwatne do coraz to szybszych i lepszych technicznie zawodników. Powodowało to małą ilość sytuacji pod bramkowych, skutkującą zmniejszoną liczbą strzelanych bramek. Liga z roku na rok stawała się po prostu nudna.

Po całorocznych dysputach finansowych, liga zdając sobie sprawę z coraz gorszych notowań, musiała zacząć działać. Wystosowała nowe, bardziej restrykcyjne założenia dla sędziów, by gwizdali każde większe przewinienie nielegalną grą kijem oraz największą rewolucją jaką było pozbycie się środkowej, czerwonej linii czyli tzn. nielegalnego „two-line pass”. Dzięki temu gra zyskała na płynności, pozwoliła na płynniejsze, dłuższe podania a zarazem ukróciła możliwość robienia istnych kuligów, kiedy to zahaczając kijem, obrońca mógł jechać „przyczepiony” do posiadacza krążka niemal przez całe lodowisko.

Ten nieco przydługi wstęp był potrzebny do prezentacji obecnej gry New Jersey. Wiele osób może uważać, że mało utalentowany, skazany na pożarcie skład Devils gra w tym roku podobny hokej co dwa lata temu Colorado Avalanche i zeszłoroczne Płomienie z Calgary. Może styl gry nie jest najbardziej efektowny, ale jestem daleki do porównywania ich z dwiema wcześniej wspomnianymi drużynami, które prezentowały hokej marny, lecz w dziwny sposób zwycięski. Dlaczego sposób gry Devils, uważam za lepszą bazę do osiągnięcia długotrwałego sukcesu?

Zacznijmy od bramkarzy. Przez ostatnie 3 lata Cory Schneider jest jednym z najbardziej zapracowanych bramkarzy w całej lidze. Po ostatecznym odejściu Brodeura (jakieś dwa lata za późno, IMO) Cory bez problemu poradził sobie z regularnymi startami w bramce Devils. Momentami w zeszłym sezonie niemal można było zapomnieć kto był jego backupem. Szczerze, ktoś pamięta? Mimo tylu rozegranych minut, cały czas utrzymuje świetną formę i co najważniejsze, zdrowie. Patrząc na już trzeci kolejny dobry rok, można zaryzykować, że forma Schneidera będzie ustabilizowana i powinna pozostać na niezmienionym wysokim poziomie.

Co prawda Colorado mają Varłamowa, który nie jest złym bramkarzem (no cóż, może od tego roku już nie tak dobrym), ale jego występ w sezonie, w którym Avalanche zdobyli trzecie miejsce w całej lidze po sezonie zasadniczym był nie do utrzymania. Po prostu był zbyt dobry. Rekord 41-14-6 w 63 rozegranych meczach przy średniej obron 92,7% był astronomiczny patrząc na średnią liczbę strzałów które musiał bronić – 32,7 na mecz, co dawało szóste miejsce od końca w tej klasyfikacji obronnej. Kumulując wszystkie te statystyki drużyna z Denver mimo rewelacyjnej postawie bramkarza wciąż traciło 2,63 bramki na mecz, daleko od satysfakcjonującej liczby dla dobrej defensywnie drużyny.

Oto jak na przestrzeni 3 lat prezentowali się bramkarze Devils, Colorado i Flames (sytuacje 5v5 z minimum 300 minutami na lodzie):

bramkarze

Kolor poszczególnych kółeczek to obronione strzały na każde 60 minut gry. Kolor czerwony oznacza małą liczbę strzałów -> lepszą grę defensywną całego zespołu. Cory Schneider jest zaznaczony na bardzo intensywny czerwony kolor, co jest idealnym segwayem do najważniejszej przyczyny, ogólnie lepszej fundamentalnie gry Devils w porównaniu do innych zespołów.

Analizując ogólną grę Devils, w ofensywie jak i w defensywie, jedno rzuca się w oczy. Jest nieco nudna. Mam na myśli małą częstotliwość generowania strzałów jak i udaną, hamującą przeciwnika grę w obronie. Po połączeniu tego w całość, widzimy takie oto wyniki:

Corsi - Devils

Jak widać Devils są w kotle mierności. Nie wyrózniają się zbytnio ani na plus, ani na minus. Lecz utrzymują całkiem znośne statystyki przy bardzo ograniczonym talencie. Obrońcy są bardzo młodzi, a napastnicy, niestety dla przyszłości organizacji, są lekko nieobecni, nawet na poziomie juniorskim. Lecz struktura gry, nawet z takim składem jest godna pozazdroszczenia. Drużyna powinna być coraz lepsza z nadchodzącym (powoli) talentem.

Kiepską grę obronną Flames zdążyłem już podsumować we wcześniejszym artykule ===> TUTAJ

Co może dziwić to podobny styl gry Colorado Avalanche mimo ewidentnie bardziej utalentowanego składu. Ale niestety na drodze ich do sukcesu stoi bardzo uparty i pełny ego Patrick Roy, który powinien już wyjąć te pierścienie z uszu i posłuchać rad/krytyki płynących ze wszystkich stron hokejowego świata. Być może zdoła wtedy uratować swoją posadę.

Co wyróżnia Devils na tle każdej drużyny NHL to niesamowita umiejętność, niemal przed lockoutowego trap hockey, ograniczania sytuacji strzeleckich przeciwnika:

Corsi obrona - Devils

Na tym wykresie Ekipa z Jersey nie jest już w sidłach średniactwa. Przewodzi całej lidze na przestrzeni trzech ostatnich lat pod względem uniemożliwiania tworzenia strzałów przeciwnikowi. Oś pionowa reprezentuje Corsi przeciwnika na każde 60 minut. Im niżej tym lepiej.

Według mnie powyższy wykres najlepiej oddaje ogromną różnice między poziomem Diabłów a drużynami z Denver czy Calgary. Gry w defensywie trzeba nauczać a pomoc w tworzeniu akcji w ataku trzeba znajdować w drafcie. Pomyślmy jak groźną drużyną mogą stać się obecni podopieczni Raya Shero gdy do ich składu zostanie wpompowany talent. Ich obrona nie powinna na tym ucierpieć a ofensywa może tylko zyskać. Niestety to wymaga cierpliwości.

 

Dane i wykresy pochodzą z war-on-ice.com