Z wielką radością powitaliśmy nowy sezon NHL, bez żalu żegnając nudnawy offseason. Offseason, który doskonale wpisał się w trend odmładzania ligi. W dzisiejszych rozgrywkach menedżerowie zdecydowanie chętniej decydują się na danie szansy obiecującym młodzieżowcom, niż zaoferowanie angażu rozczarowującym lub zbliżającym się do kresu kariery weteranom.
Niewielu spodziewało się, że o zatrudnienie do samego końca obozów przygotowawczych będą musieli drżeć tak uznani hokeiści jak Scottie Upshall, Tomas Fleischmann czy Brad Boyes, a takie nazwiska jak Curtis Glencross, Devin Setoguchi, Lubomir Visnovsky i Derek Roy albo zostaną bez pracy albo będą ratować się kontraktami w Europie. Wydaje się, że z każdym kolejnym rokiem NHL będzie zamykać swoje drzwi przed tego typu zawodnikami, dlatego warto się zastanowić dla których graczy trwająca od trzech dni kampania jest meczem ostatniej szansy?
Jako pierwszy do głowy przyszedł mi Chris Stewart. Mający łatkę wiecznego talentu Amerykanin od lat rozczarowuje. St. Louis Blues lekką ręką oddali go do Buffalo Sabres, z kolei Szable za symboliczny zwrot przekazali chimerycznego skrzydłowego do Minnesota Wild tuż przed marcowym Trade Deadline. Stewart w St. Paul furory nie zrobił, a dziś zakotwiczył na rocznej umowie w Anaheim Ducks. Bardzo wątpię, by w przypadku kolejnej nieudanej kampanii ktokolwiek wyciągnął pomocną dłoń do tego zawodnika, mimo że Chris ma tylko 27 lat. W niemal identycznej sytuacji znajduje się Aleksander Siomin. Enigmatyczny (lub według niektórych leniwy) Rosjanin tak bardzo zawodził oczekiwania szefów Carolina Hurricanes, że ci postanowili przełknąć gorzką pigułkę i wysupłali ponad 20 mln dolarów na wykupienie kontraktu Aleksa. A pamiętajmy, że klub z Raleigh nie zwykł sypiać na pieniądzach… Okazję zdecydował się wykorzystać menedżer Montreal Canadiens Marc Bergevin, lecz jeśli Siomin zawali po raz kolejny, już za 10 miesięcy będzie mógł rozglądać się za etatem co najwyżej w KHL.
Do tego samego worka wrzuciłbym jeszcze dwa nazwiska: Krisa Versteega i Masona Raymonda. Obaj panowie niejednokrotnie pokazywali się z dobrych stron, stanowili solidne uzupełnienia składów swoich drużyn, jednak ostatnie sezony nie należały do najlepszych w ich wykonaniu. Chicago Blachawks z Versteega zrezygnowali już drugi raz, wcześniej nie do końca odnalazł się w Florida Panthers, natomiast w przypadku Masona Raymonda Calgary Flames popełnili podstawowy błąd: zaoferowali mu spokój i bezpieczeństwo pod postacią 3-letniego kontraktu, tymczasem „termin ważności” Raymonda w jednej organizacji mija już po roku… Kilka dni temu Płomienie umieściły go na liście odrzutków, jednak nikt nie zdecydował się przejąć stosunkowo dużego kontraktu Kanadyjczyka.
O ile panowie wymienieni powyżej jeszcze nie przekroczyli 30. roku życia, o tyle potencjalne kłopoty w związku z nieubłaganie płynącym czasem mogą mieć Tuomo Ruutu, Rene Bourque i Max Talbot i niezłomny Scott Gomez. Fiński napastnik New Jersey Devils po zdrowotnych przejściach już od co najmniej trzech lat nie jest tym graczem jakiego znaliśmy, Max Talbot od jakiegoś czasu jest przerzucany między klubami niczym gorący kartofel, a beznadziejnie spisującego się Rene Bourque Columbus Blue Jackets przyjęli tylko dlatego, że Anaheim Ducks zgodzili się przejąć jeszcze wyższy kontrakt Jamesa Wisniewskiego i dorzucili obiecującego prospekta Williama Karlssona. Osobne zdanie warto poświęcić Scottowi Gomezowi, który drugi rok z rzędu dzielnie przetrwał obóz przygotowawczy na próbnej umowie i solidną postawą zapracował na roczny deal w St. Louis Blues. Ciepła historia, lecz obawiam się, że trzeci raz ta sztuka graczowi z Alaski może się nie udać.
Ogromny kłopot mam z zaszufladkowaniem dwóch ostatnich wybranych przeze mnie nazwisk. Wielki znak zapytania stawiam przy nazwiskach Cama Warda oraz Vincenta Lecavaliera. Bramkarz Carolina Hurricanes ciągle zmaga się z mniej lub bardziej poważnymi urazami, statystycznie od dawien dawna nie zasługuje na miano golkipera nr 1, dodatkowo z powodu wysokiego kontraktu praktycznie wiązał ręce klubowym decydentom. Co prawda po sezonie zostanie wolnym strzelcem, ale czy znajdzie się ktoś, kto zaufa Wardowi i da mu kluczyki do swojej bramki? Cam desperacko potrzebuje udanego roku, w innym wypadku może znaleźć się na ligowych peryferiach. Jeszcze ciekawiej prezentuje się sytuacja przyszłego członka Hokejowej Galerii Sław. Lecavalier jest prawdziwą kulą u nogi Philadelphia Flyers – zarabia duże pieniądze, a na lodzie wnosi bardzo niewiele. Lotnicy, zsyłając Andrew MacDonalda i jego gigantyczną pensję do AHL pokazali, że nie boją się trudnych decyzji – być może kolejnym krokiem będzie wykupienie reszty kontraktu Vinny’ego lub przekazanie go do innej organizacji w zamian za podobnie uciążliwą umową innego zawodnika. Pytanie, czy Lecavaliera stać jeszcze na skuteczną grę w top-6? I czy któryś z menedżerów zlituje się nad byłym kapitanem Tampa Bay Lightning, czy ten wobec widma bezrobocia postanowi zakończyć karierę?
W dzisiejszej NHL nie ma miejsca na sentymenty. Nikt nie pamięta, jak dobry byłeś dwa, trzy czy cztery lata temu. Liczy się tylko to, co masz do zaoferowania na daną chwilę lub w najbliższej przyszłości. Sezon 15/16 może być ostatnim dla wielu z wspomnianych powyżej – nadchodzące miesiące to ostatnia szansa, by uratować swoje kariery – przecież liga nie znosi próżni, na ich miejsce czekają setki wygłodniałych i do bólu zmotywowanych konkurentów…