Historia 18-letniego Daniela Spronga to jedna z hokejowych opowieści kończących się ogromnym happy-endem. Dzisiaj przyglądamy się temu zawodnikowi holenderskiego pochodzenia, nad którego fenomenem zastanawiają się wszyscy eksperci NHL.
Sprong urodził się w 17 marca 1997 roku w Amsterdamie w Holandii czyli w kraju dosyć egzotycznym pod względem hokeja na lodzie. Tam spędził pierwsze lata swojego życia i zaczął uprawiać hokej za sprawą swojego ojca, który wówczas był zawodnikiem jednego z klubów ligi holenderskiej. Ojciec widząc wielki potencjał swojego syna postanowił podjąć decyzję o przeprowadzce do Kanady i takim sposobem rodzina Sprong w 2005 roku osiedliła się w okolicach Quebec. Jego pierwsze lata rozwoju wyglądały dosyć spokojnie – występy w szeregu lokalnych juniorskich lig i gra w coraz to lepszych zespołach. Przełomowy był sezon 2012/2013 kiedy to Daniel w barwach Lac St-Louis Tigres Espoir w lidze QMEAA, w którym to Holender zanotował w sumie 104 punkty w zaledwie 30. meczach i tym samym pobił długoletni rekord miejscowej drużyny. To przykuło uwagę skautów.
W następnym sezonie Sprong grał już w barwach Charlottetown Islanders w lidze QMJHL. Drużyna ta wybrała go w juniorskim drafcie w pierwszej rundzie z 13. numerem. To właśnie w tym zespole Daniel spędził swoje ostatnie dwa lata juniorskiej kariery i po imponujących statystykach w poprzednim sezonie został umieszczony przez NHL na 20. pozycji spośród zawodników z Ameryki Północnej na tegorocznych draft listach.
Wszystko w karierze Daniela toczyło się wręcz idealnie – aż do 26 czerwca 2015 roku czyli pierwszego dnia draftu w Sunrise na Florydzie. Sprong zbierał świetne opinie od ekspertów, dodatkowo został wysoko sklasyfikowany przez skauting NHL – można być przekonanym, że był całkiem pewien, że któryś z menadżerów sięgnie po niego w pierwszej rundzie. Tymczasem kolejne rundy upływały, a nazwisko Spronga nie było wywoływane. Ostatecznie nie padło ono z mównicy 26 czerwca. Menadżerowie nie chcieli podjąć ryzyka z jakim wiązał się wybór Holendra. Mówiło się, że może z niego wyrosnąć ogromny talent z NHL albo będzie to typowy draftowy boost. W złym świetle Daniela miał postawić nieco „egoistyczny” styl gry i wątpliwości co do jego charakteru. Ryzyka nie podjęli nawet Boston Bruins, którzy w pierwszej rundzie mieli trzy wybory. Ostatecznie Sprong halę w Sunrise opuszczał na pewno zawiedziony, a noc z 26/27 czerwca musiała być dla niego jedną z najcięższych w życiu.
Drugi dzień draftu dla Daniela nie był wcale łatwiejszy. Druga runda draftu trwała, a on nadal pozostawał bez klubu. W końcu – na zegarze Pittsburgh Penguins, wybór numer 46 – pojawia się nazwisko Sprong. Dla „Pingwinów” był to wybór wręcz idealny. Pittsburgh znowu nie miał pierwszego wyboru w drafcie, który oddał Edmonton Oilers za Davida Perrona, był to najwyższy pick w tym roku klubu z Pensylwanii. Wybranie Spronga przez Pittsburgh było więc oczywistym ryzykiem – dostaniemy zawodnika, który wart był pierwszej rundy i w swoim czasie będzie on z powodzeniem grał w NHL albo… zostaniemy z niczym. Tutaj można wspomnieć pamiętny wybór Angelo Esposito w pierwszej rundzie draftu w 2007 roku przez klub z Miasta Stali, który okazał się kompletnym niewypałem. Dla Spronga to również było dobre rozwiązanie. Gra w klubie, który określał jako swój ulubiony, obok takich postaci jak Crosby czy Małkin, mogła wynagrodzić tak długie oczekiwanie na draftowy wybór. Otrzymał szansę nauki od najlepszych.
Tak naprawdę nikt nie spodziewał się, że Sprong od razu przebije się do składu „Pingwinów”. Co prawda na obozie treningowym dla prospektów czy towarzyskim juniorskim turnieju spisywał się on bardzo dobrze, ale prawdziwy sprawdzian przyszedł dopiero na ogólnym obozie treningowym dla całego zespołu. Tam Sprong nie przestawał imponować, a do tego dorzucał świetne występy w sparingach, w których to był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników Penguins. Po Danielu nie było tak naprawdę widać, że to jego pierwszy sezon wśród seniorów. Popisywał się on świetną jazdą na łyżwach, doskonałą wizją na lodzie. Umiał zagrać indywidualnie, ale także podać. Na lodzie było go pełno.
https://www.youtube.com/watch?v=v_riHXFrR8c
Ofensywna Pittsburgha na ten sezon wydawała się kompletna. Co prawda wiadome było, że kontuzjowany przynajmniej do listopada będzie podpisany w lecie Eric Fehr. Wypadła także kolejna kontuzja Pascala Dupuis, ale mimo tego spodziewano się debiutu w NHL innego młokosa – Oskara Sundqvista. Tymczasem ten został odesłany na farmę „Pingwinów” do AHL a Sprong… Sprong został zgłoszony jako jeden z zawodników, z którymi Penguins rozpoczną sezon i nadal radzi sobie bardzo dobrze.
Nie jest prawdą, że Sprong został w Pittsburghu z powodu kontuzji i tego, że tak naprawdę nie miał kto grać w bottom six w zespole Mike’a Johnstona. Daniel konkurencję miał ogromną, a miejsce w rosterze uzyskał tylko i wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy i wytrwałości. Tegoroczny draft uchodził za jeden z najsilniejszych od lat, ale w głównym składzie zespołów z NHL jak na razie zameldowała się zaledwie piątka tegorocznych wybrańców. Prócz rzecz jasna McDavida i Eichela są to inni wysoko wybrani w pierwszych rundach zawodnicy – Rantanen oraz Hanifin. Piątym z nich jest… Sprong wybrany w połowie drugiej rundy.
Długo można by opowiadać o tym jak wyjątkowa jest historia Spronga. Niewiele jest zawodników w historii, który do NHL wskoczyli od razu po wybraniu w drugiej rundzie. Takimi przykładami są jednak Patrice Bergeron (rok 2003) oraz Ryan O’Reilly (rok 2009). Obydwaj to teraz wyśmienici zawodnicy światowej klasy.
Sprong jest także pierwszym zawodnikiem Penguins, który zadebiutował w NHL w wieku 18. lat od 2006 roku. Wówczas to do składu Pittsburgha z pierwszej rundy draftu przebił się Jordan Staal. Przed nim był już tylko sam Sidney Crosby. Staal zaś odegrał ogromną rolę w mistrzowskim składzie „Pingwinów” z 2009 roku.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują więc na to, że Daniela czeka wielka kariera w NHL, wielka kariera w Penguins. Jeśli jego dobra gra będzie kontynuowana to generalny menadżer Pittsburgh Penguins, Jim Rutherford będzie mógł odetchnąć z ulgą po tym jak zdecydował oddać się jedynkę w silnie obsadzonym drafcie za Perrona, który w „Pingwinach” gra mocno w kratkę. To jednak jak potoczy się kariera Spronga zależy niemal już wyłącznie od niego samego.