W każdym sezonie mamy do czynienia z przekraczaniem barier przez doświadczonych i początkujących graczy NHL. W tej kampanii mieliśmy już pierwsze bramki Eichela, McDavida i innych rookies. Mieliśmy też 500. punkty Stamkosa i Plekanca. Oto czterech graczy, którzy na swoje „milestones” jeszcze czekają.

1. Przedziwna wędrówka Olliego Jokinena

Zaczyna się nietypowo, bo od kogoś kto nie ma kontraktu z żadnym z klubów NHL. 36-letni fiński napastnik wciąż pozostaje jednak aktywnym sportowcem (nie było mowy o zakończeniu kariery) więc teoretycznie niektóre zespoły mogą próbować go zatrudnić (zwłaszcza te, którym nie idzie i które potrzebują „wstrząsu” lub pomocy).

W tej kwestii dochodzimy do sedna. Jokinen to prawdziwy obieżyświat, bo w samej tylko NHL zwiedził 10 klubów. Był wydraftowany przez Kings, a najwięce lat (aż siedem) spędził jako gracz Panthers. Nosił jednak także bluzy Islanders, Coyotes, Flames, Rangers, Jets, Predators, Maple Leafs i Blues. To jedna trzecia NHL!

Większą ilością hokejowych „meldunków” może pochwalić się chyba tylko Mike Sillinger, który grał dla 12 organizacji najlepszej ligi świata.

2. Pół tysięcy goli celem Mariana Hossy

W poprzednim sezonie 36-letni słowacki napastnik został jednym z mniej niż stu graczy w historii NHL, z dorobkiem tysiąca punktów. Teraz celem jest „dobicie” do półtysięcznika, ale w kategorii bramek. Po siedmiu meczach tej edycji rozgrywek liczba trafień Hossy nie jest imponująca, wynosi jednego gola. O bramki z wiekiem jest coraz ciężej, ale grając dla Blackhawks można przypuszczać, że weteran zdobędzie te brakujące 13 bramek i dołączy do wąskiego grona ludzi, którzy osiągnęli tę barierę.

Innym rekordem, za którym może „pogonić” Hossa są short-handed gole, czyli te uzyskane w liczebnym osłabieniu. Prawoskrzydłowy od lat uchodzi za jednego z największych specjalistów w tej dziedzinie i co roku notuje kilka takich akcji bramkowych. Jeszcze tylko pięć i będzie w TOP10 wszech czasów pod tym względem (na jednej pozycji z Theorenem Fleurym i Dirkiem Grahamem – cała trójka będzie miała 35 SHG w karierze, ale Hossa wciąż może grać w tej lidze i poprawić ten wynik!

3. Henrik Lundqvist i Roberto Luongo czyli bramkarskie przepychanki

Po zakończeniu kariery przez Martina Broduera wydawało się, że bramkarskich rekordów długo nikt nie będzie poprawiał i rzeczywiście nie mówimy tutaj o absolutnym topie wszech czasów. Wciąż mamy jednak w lidze „rodzynki”, które są wyjątkowe w tym lub innym względzie. Henrik Lundqvist podąża za swoim 350 ligowym zwycięstwem i brakuje mu do tego siedem wygranych i patrząc na to jak prezentuje się od startu kampanii można stawiać każde pieniądze że jeszcze przed play-offami dokona tego wyczynu. Przed nim w gronie 350-krtonych zwycięzców meczów NHL znalazło się tylko 19 innych golkiperów w historii.

Aż na trzy osiągnięcia ma szansę Roberto Luongo z Florida Panthers. Głosy mówiące o tym, że na Florydzie czeka Luongo tylko i wyłącznie spokojna sportowa emeryturka okazały się mocno przesadzone. „Luu” ma do dyspozycji dosyć szczelną i wciąż poprawiającą się obronę, która pozwala mu wciąż być konkurencyjnym względem ścisłej czołówki. Są więc szansę na wspinanie się w klasyfikacji wszech czasów w zwycięstwach, istnieje nawet szansa że będzie to siódme miejsce all-time wins jeżeli w tej kampanii Panthers wygrają jeszcze 21 spotkań z weteranem między słupkami.

Jest też ciemna strona medalu i te rekordy, które przynoszą dużo mniej chwały. Luongo ma szansę zostać „antybohaterem” jednego z nich – liczby przegranych. Pamiętajmy że ma do wypełnienia jeszcze siedem lat kontraktu (do 2022) i jeśli pozostanie w siodle to może spokojnie przegrać jeszcze 66 meczów. A tylko tyle brakuje mu by zostać najczęściej przegrywającym goalie w historii NHL (już teraz jest w czołówce, szósty w tym niechlubnym rankingu).