Ostrożność – to nie o nim. Ile razy bywało: zrzucał rękawice i dopiero potem patrzył, z kim wchodzi w bójkę. Tak jesienią 1999 roku obnażył pięści, zbliżył się i zobaczył: o, Craig Berube, jeden z głównych bijoków wszystkich czasów. I poszło: cios, cios, jeszcze cios, znowu cios – i oto nasz bohater jasno uświadomił sobie tragiczny finał.

Odpowiednie ciosy nie wychodziły. Berard tylko liczył na to, że Craig kiedyś przestanie i go nie zabije. Przed kolejnym uderzeniem Berube krzyknął: „Po prostu wytrzymaj, a wszystko będzie dobrze!” Słowem, zlitował się, puścił, a mecz z Philadelphią Berard dokończył w półomdleniu.

A później gadał w siłowni z Tie Domim i narzekał: bójki wyczerpują, grać potem nie można. „Podczas walki trzeba prawidłowo oddychać – odpowiedział twardziel z Toronto. – Niektórzy chłopcy nakręcają się i wstrzymują oddech. Jeśli nie chcesz męczyć się w boju, nie spiesz się i oddychaj równo.”

„Łatwo powiedzieć”, uśmiechnął się Berard, ale radą się posłużył.

Prawda, w najbliższym meczu z Philadelphią nie szukał awantury – starczyło innych chętnych.

W przeddzień meczu Berard zjadł kolację z przyjacielem z dzieciństwa, bramkarzem Brianem Boucherem, którego Flyers wezwali z drużyny satelickiej. Jego też wypuścili na lód, gdy w drugiej tercji John Vanbiesbrouck przepuścił trzy krążki w 103 sekundy.

Wkrótce zagotowała się masowa bójka, a bramkarz Toronto Curtis Joseph, żeby się nie lenić, udał się do młodego kolegi. Podczas gdy bili się Domi, Berube, Yushkevich, Richardson, Johnson i McCarthy, dwaj bramkarze złapali się za rękawy i – słabo wyobrażając sobie, co robić dalej – zakręcili w tańcu, z daleka przypominającym późny repertuar łyżwiarzy Protopopowa i Biełousowej.

Najgłośniej na ławce śmiał się Berard. Krzyczał do najlepszego przyjaciela: „Bij albo spadaj z lodu!” Berard czuł się wtedy pewnie i swobodnie. Nie minął rok od wymiany do Toronto, a już zadebiutował w rozgrywkach pucharowych, doszedł do finału konferencji, pokochał zespół i miasto i chciał grać tam do końca kariery.

W dzieciństwie Berard grał drewnianym kijem z ZSRR

Berard i Boucher wyrośli w Woonsocket w stanie Rhode Island. Populacja miasta dzieliła się na kibiców Montrealu (ze względu na obfitość frankofońców) i Bostonu (z powodu geograficznej bliskości). A Bryan się wyróżniał – kibicował Pittsburghowi i, doskonaląc rzut w piwnicy czy grając na ulicy, wyobrażał sobie, że jest Mario Lemieux.

W piwnicy i na ulicy Berard spędzał dużo czasu – w domku jednorodzinnym, który ojciec zbudował z przyjaciółmi, było ciasno: rodzice, dwóch młodszych braci, siostra i dwoje dzieci ojca z pierwszego małżeństwa.

Przy tym dom dysponował boiskiem do gry i basenem, więc codziennie gościły też dzieci sąsiadów – na przykład najlepszy przyjaciel Brian Boucher, z którym grali nie tylko w hokej, ale też w baseball, futbol amerykański i tenisa. I nawet do szkoły wkładali dresy sportowe i koszulki, żeby każdą przerwę poświęcać sportowi.

Wszystko to było dziecinadą, a poważnie Bryan zainteresował się hokejem, gdy zobaczył na lodzie ojca.

Pracując jako mechanik, Wally Berard grał w lidze amatorskiej i w pierwszym meczu przy starszym synu złamał rękę, nieudanie wpadając na bandę. Gdy jechali do szpitala, matka płakała, że teraz Bryan na pewno nie zostanie hokeistą.

Myliła się. Wkrótce grał w Mount St. Charles, jednej z najlepszych prywatnych szkół hokejowych w USA. Był trochę pulchny i niewystarczająco ostry, więc umieścił się w obronie, za to przeciwnicy odbijali się od niego jak piłki od ściany, a trenerzy John i Jeff Robitaille przezwali Berarda Skałą.

Potem go na krótko postawili na skrzydle ataku. Grać tam nie podobało mu się, Berard przekonał się, że stworzony jest do obrony, ale i nauczył się w ataku wiele: jak poruszać się do bramki, jak przy kontrze zająć pozycję do otrzymania krążka, jak zmienić szybkość zwodzie, żeby znaleźć się na odpowiedniej odległości od obrońcy.

Wszystko to przydało się, gdy wrócili go do obrony – i za sprawą gabarytów Berard kontynuował udaną grę defensywną. Potem, gdy miał jedenaście lat, do Woonsocket przyjechała dziecięca drużyna z ZSRR. Berardowie przyjęli kilku graczy, a Bryanowi  podarowali drewniany kij z tak niesamowitym zakrzywieniem.

Równolegle Berard grał z Boucherem w drużynie baseballowej. Był miotaczem i łącznikiem między drugą a trzecią bazą, a po triumfie w mistrzostwach Rhode Island pojechał na turniej do Connecticut.

U Berardów często nie znajdowało się pieniędzy na wysłanie syna do innego miasta, ale pomagali rodzice Bouche’a. Turniej w Connecticut był relacjonowany przez ESPN, zwycięstwo prowadziło do dziecięcej Światowej Serii, i Berard czuł się świetnym baseballistą, aż w jednej z gier złamali mu piłką nos. Wygrać turnieju nie udało się, za to po raz pierwszy poczuł się profesjonalnym sportowcem.

Hokejowy turniej w Toronto, Puchar ESSO-1989, ułożył się lepiej. 12-letni Berard wygrał go przy wsparciu Bouche’a i Toma Poti, przyszłego srebrnego medalisty olimpijskiego z 2002 roku, i otrzymał nagrodę dla najlepszego zawodnika z rąk Dona Cherry’ego, którego kasety z przeglądem sezonu mama dawała mu na każde Boże Narodzenie.

Kilka miesięcy później runął mur berliński, a ojciec Berarda zapalił się do pomysłu zabrania najzdolniejszych nastolatków z Rhode Island (z Bryanem w obronie i jego bratem Gregiem w roli dublera Bouche’a) na Turniej Przyjaźni do Berlina.

Pieniędzy nie wystarczało, ale Berardowie organizowali zbiórki funduszy i obiady charytatywne, myli samochody i z pomocą mamy, która miała koneksje w biurze podróży, kupili wreszcie bilety do Niemiec.

Kawałki muru berlińskiego nie były jeszcze sprzedawane jako pamiątki, a po prostu odbierane przez wszystkich chętnych, i Berardowie nazbierali więcej, żeby podarować każdemu, kto wpłacił na ich pierwszą zagraniczną podróż.

Bogate w wrażenia była też podróż z reprezentacją USA U17 na turniej do Meksyku. Berard ze zdziwieniem dowiedział się, jak biednie żyją ludzie w sąsiednim kraju, i sprawdził siebie na tle najlepszych juniorów świata.

Główna niespodzianka czekała na pierwszym treningu. Przed wyjściem na lód, gdy nie było jeszcze trenerów, gracze bawili się strzelając. Po jednym z nich krążek przeleciał nad bramką i roztrzaskał szkło ochronne. Wszyscy się zdziwili: uderzali nie tak mocno.

Jeszcze jeden strzał – i znowu szkło w drobne kawałki. Okazało się, że Meksykanie wpadli na pomysł zainstalowania na lodowisku zwykłych, niepancernych tylko szklanych pleksi. Trenerzy pojawili się mniej niż za minutę, a do ich przybycia amerykańscy juniorzy wybili wszystkie pozostałe szkła. Obsypany odłamkami lód stał się niezdatny do treningu.

Trenował z wielkim Paulem Coffeyem

__________________________________

Aby czytać dalej

Wybierz jedną z opcji abonamentu i ciesz się nieograniczonym dostępem do serwisu. NHL w PL to miejsce naszej pracy. Traktuj nas jak gazetę lub magazyn. Dziennik lub miesięcznik, przy tworzeniu którego działa wiele osób za określone wynagrodzenie.

Możesz nam zaufać! Współpracujemy z uznanymi na polskim rynku markami jak TVP, czy wydawnictwo SQN, a o naszej rzetelności i bezpieczeństwie całego procesu świadczą już setki sprzedanych przez nas abonamentów.

Płatność jest prosta i intuicyjna ale w razie wątpliwości w FAQ zobaczysz jak wygląda proces zakupu. Zapraszamy do działu z darmowymi artykułami gdzie będziesz mógł przekonać się, że naprawdę warto w nas zainwestować.

Istnieje możliwość zapłaty zwykłym przelewem bankowym. W tym celu proszę wykonać przelew na konto:

NHL W PL
86291000060000000003362403

W tytule należy podać wybrany abonament i adres e-mail. Jak tylko otrzymamy pieniądze, uaktywnimy konto. Można to przyspieszyć przesyłając nam potwierdzenie przelewu na re******@**lw.pl

Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 30 dni22 zł
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 90 dni60 zł
Dodaj do koszyka

Formularz zamówienia

NazwaPrzelew
Abonament 180 dni108 zł