1. Prawdziwa historia meczu Stars vs Oilers

Dobra już dobra. Connor McDavid strzelił tę pierwszą bramkę w NHL, kiedyś to stać się musiało. Chociaż nawet nie byłem przekonany, czy to aby na pewno jego kij trącił krążek, czy to czasem nie stojący obok Pouliot. Ale co tam, kto by chciał żeby to Pouliot strzelił? Cicho sza. Trzeba przyznać, że gol zupełnie nie w stylu CMD, w highlights jego akcji w OHL nie zobaczyłeś tego typu szczęśliwych i ledwo dotkniętych „deflection”.

Pierwsze śliwki robaczywki, na chłopaka narzucono jarzmo bycia najlepszym, więc miło było zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Jakby 20 kilo lżejszy mentalnie, może nawet kiedyś Oilers wygrają dzięki niemu mecz albo dwa (joke). Najbardziej wkurzony powinien być Jason Spezza, bo przecież on zdobył w tym samym spotkaniu trzy gole, co najmniej dwa ładniejsze, ale jest mimo to bohaterem drugiego planu. O ile ten plan w ogóle istnieje w mediach z Kanady.

Sprytnie pomija się też to zagranie „McJezusa”.

Gdyby ten gość, który robi właśnie „boarding”, miał inne nazwisko na bluzie to siedziałby w budzie przez dwie minuty. Gdyby miał nazwisko Torres lub zbliżoną do niego przeszłość to mógłby być zawieszony. Ale to artykuł „5 rzeczy” więc o podwójnej moralności ligi w innym terminie. Stars wygrali 4:2 i grali absolutnie pięknie w ataku. Wachlarz ich gry ofensywnej może robić wrażenie, na tę chwilę nie widziałem tak szerokiego spektrum u żadnej innej ekipy. Pamiętajcie że mamy tez jeszcze jedną, defensywną stronę gry. W niej już tak pięknie nie było, ale to też był poziom ligowego TOP10.

2. Nowy papież potrzebny od zaraz w Pittsburghu

Miało być pięknie, miało być efektownie. Na razie nie ma ani jednego ani drugie, a Pittsburgh Penguins po porażce 2:3 z Montreal Canadiens są 0-3 w tym „młodym” sezonie. Kibice klubu z Miasta Stali już podpisują petycje o zwolnienie Mike’a Johnstona, ale czy na pewno winny jest obecny hierarcha drużyny. Czy potrzebny jest tam nowy „papież”? Czy po prostu trzeba trochę czasu aby mocno przemeblowany przód złapał myśl przewodnią? Były oczywiście w historii ligi i błyskawiczne zwolnienia po słabym starcie sezonu, ale czy one wyszły komuś na dobre (Flyers -> Laviolette). A przecież gdyby Crosby trafił TO:

To mogła być bramka na 3:3, a w dogrywce błysk geniuszu Johnstona i byłby noszony na rękach. Stało się inaczej, nie ma co bronić systemu gry, ale być może potrzebny jest po prostu czas. Bezpunktowe występy Sidneya Crosby’ego mogą martwić, ale 87 zaczął już strzelać na bramkę i miał tą sytuację z końcówki. Obronił ją Carey Price najlepszy obecnie bramkarz NHL. Nie dajmy się zwariować, bo idąc zbyt logicznie i zbyt prosto, dojdziemy do wniosku że lepszym napastnikiem od Sida jest obecnie Antti Niemi bramkarz Dallas Stars (ma dwie asysty).

3. Trenerski challenge nie taki super

Dokładnie w połowie meczu Washington Capitals z San Jose Sharks pada pierwszy gol dla Stołecznych. Pierwszy rzut oka – bramka prawidłowa. Drugi rzut oka, coś może być na rzeczy (koło pola bramkowego kręci się Jay Beagle. Trzeci rzut oka, ee nie jednak jest ok, nic nie było. Rezultat po coach challenge? Trafienie anulowane.

Za decyzję odpowiadał sędzia Tim Peel, ten o którym krążą już ligowe legendy, wspomagany oczywiście konsultingiem ze strony specjalistów z Toronto. Wideo nie dało stu procentowej odpowiedzi na zadawane pytanie, z kamery pokazanej z góry nie da się stwierdzić jednoznacznie czy bramkarz był w kontakcie z przejeżdżającym obok napastnikiem.

Dochodzimy do punktu, w którym te super coach challenge, mogą mieć zupełnie inny wymiar. Sędziowie prowokowani przez trenerów będą poprawiać swoje odważne decyzje na mniej odważne, tylko czy to będzie bardziej sprawiedliwe? Bo nawet oglądając niektóre sytuacje sto razy nie będziemy mieć pewności, co do ich jednoznaczności. Może gdyby grał Aleksander Owieczkin to konto Caps nie skończyłoby się na 0.

4. Po co komu bramki w pięciu na pięciu?

No właśnie, „a po co to komu, a dlaczemu?”. Winnipeg Jets przyjechali do Nowego Jorku na mecze z Islanders i Rangers z założeniem, że rozstrzygną wszystko w specjalnych fragmentach. Z Wyspiarzami się nie udało, chociaż okazji do power play i shorthanded nie brakowało. Za to z Rangers wyszło idealnie – dwa razy w PP, raz w SH i na deserek empty net.

Bryan Little strzelił SHG i PPG, Michael Hutchinson wybronił 41 uderzeń rzucając rękawice Pavelcowi (na podobną ilość z Islanders czeski goalie przepuścił trzy bramki). Nie wiń Henrika Lundqvista za ten wynik, gdyby nie on musiałbym zmienić nagłówek:

5. Wielu straciło dziewictwo

To była taka noc, w której najczęściej używanym słowem przez komentatorów i dziennikarzy było wyrażenie „pierwszy” odmieniane na wszelkie sposoby. Pomijają już nawet McDavida, którego mamy w pierwszym akapicie. Mieliśmy trafienie Nikolaja Ehlersa dla Winnipeg Jets, bez którego kto wie czy Rangers nie utrzymaliby 1:0 dłużej i może powalczyli jednak o punkty.

Mieliśmy pierwszego gola, a właściwie dwa pierwsze gole defensora Coltona Parayko z St. Louis Blues (to chyba największe WOW, bo ten błysk w połączeniu z kontuzją Shattenkirka może dać temu gościowi minuty w TOP4 jednej z najlepszych obron NHL). Gol numer jeden Connora Brickleya z Florida Panthers. Był też debiut Jake Virtanena szóstki z draftu 2015 w barwach Vancouver Canucks. Dziewic w lidze coraz mniej.

Blisko załapania się były:

  • Martin Jones i jego drugi shutout z rzędu.
  • Nowy trener, starzy Red Wings. Po ekipie z Detroit po prostu spłynęło odejście Mike’a Babcocka, czy spłynęło to po Babcocku? Sami oceńcie.
  • Kings grają najgorszy hokej w NHL, oddali tylko 15 strzałów w bramkę i przegrali 0:3 z Canucks. To ich trzecia kolejna porażka.