Nasze „transformersy” – czyli bramkarze, wybitnie postarali się w tym sezonie jeśli chodzi o artystyczną część ich pracy – czyli wzory masek hokejowych. Nasze nagrody przyznaliśmy w 3 kategoriach. Najlepsza maska z postacią, najlepsze maska zwierzęca oraz najlepsza maska z logo klubu. Zaczynamy !
KATEGORIA: POSTACIE
#3 – Fredrik Anderssen (Anaheim Ducks)
Niedawno sam odkryłem, że komputerowa seria gier „LEGO” przyciąga momentami więcej dorosłych, niż dzieci. Stąd nie dziwota, że Batman w wersji klocków, gdzie ręce wyglądają jak uchwyty na nogi u ginekologa – pojawia się na masce dorosłego bramkarza.
Projekt świetnie wykonany – dodatkowo fenomenalny pomysł z kijem hokejowym trzymanym przez ochrypniętego super-bohatera. Kolorystycznie maska świetnie zgrała się ze strojami zawodników i odwraca uwagę od logo Ducks, które w mojej ocenie zasługuje na prace społeczne i karę więzienia w zawieszeniu na wieczność.
#2 – Michal Neuvirth (Philadelphia Flyers)
Neuvirth postanowił wkupić się w łaski wymagających i bardzo ortodoksyjnych fanów z Filadelfii oddając hołd najsłynniejszej postaci tego przemysłowego miasta. Rocky – czyli najsłynniejszy bokser świata prezentuje się bardzo okazale na masce Czecha. Doskonałe połączenie niezmiennego loga Flyers z „Włoskim Ogierem” czyni maskę niepowtarzalną i bardzo klimatyczną.
Bardzo dobrze przemyślany marketingowo ruch Neuvirtha poparty jest pięknym wykonaniem boksera, którego nikt nigdy nie zrozumiał bez napisów.
#1 Linus Ullmark (Buffalo Sabres)
Ta maska to już coś więcej niż ładny rysunek – to dzieło sztuki. Naprawdę niełatwo jest oddać klimat dosyć „słodkich” postaci Minionków w sposób, który w hokeju nie będzie kojarzył się ze słabym gustem i cebulactwem.
Mega smacznie ujęte oczy i uzębienie minionków wygląda imponująco na masce bramkarza, którego drużyna nie ma za wiele powodów do radości. Na pewno jednak artefakt Ullmarka zostanie zapamiętany na długo, a Sabres zaskarbili sobie miłość kilku fanów serii.
KATEGORIA: ZWIERZETA
#3 Jonathan Bernier (Toronto Maple Leafs)
Bardzo ciekawie ujęta maska Berniera jest o tyle trudnym zadaniem, że sporym wyzwaniem jest wkomponowanie logo Maple Leafs w taki sposób, by nie wyglądało ono „jak zawsze”. Bernierowi udało dokonać się tej sztuki, a co najważniejsze, wplótł w motyw Liścia bardzo ładnie wykonanego lwa.
To co zwraca uwagę to fakt, że kot ukazany na masce Berniera różni się „postawą” od większości zwierząt goszczących na maskach – nie jest to ryczący, agresywny drapieżnik gotowy do skoku na przeciwnika jak rząd na pieniądze obywateli. Przypomina on raczej mitycznego Aslana z „Kronik Narnii” po dobrej imprezie w stylu Jamajskim.
#2 – Mike Smith (Arizona Coyotes)
Dlaczego dopiero po 16 latach istnienia klubu, któryś z bramkarzy wpadł na pomysł „Kojota Wilusia” w Arizonie??? Nie wiadomo, ale „Smitty” trafił w dziesiątkę prezentując swoją 3 maskę z kolekcji „Gdyby Wiluś wygrał”. Rozgniewany Willie Coyote trzymający w pysku kilka piór odwiecznego wroga wygląda zabawnie, okazale i przede wszystkim doskonale wpasowuje się w klimat organizacji.
Bardzo dużym atutem tej maski jest rzadka, a bardzo przeze mnie ceniona asymetryczność. Kojot przeważa na jednej stronie, co czyni maskę bardzo niestandardową i bardzo interesującą. Smith, który ma zamiłowanie do swoich masek i zmienia je raz, dwa na sezon i tym razem nie zawiódł.
#1 Tukka Rask (Boston Bruins)
Z całą odpowiedzialnością ogłaszam, że to najlepszy motyw zwierzęcy od czasów słynnej wilczej maski Curtisa Josepha. Doskonale wykonany Niedźwiedź Brunatny na masce Fina wywołuje naprawdę imponujący efekt. Artysta tworzący to dzieło sztuki zadbał o niesamowite nasycenie kolorów, dostosowanie do bluz Bruins i oddanie klimatu ekipy, słynącej z twardego i agresywnego hokeja.
Maska jest tak „demoniczna”, jak to tylko możliwe, a patrzenie na nią to czysta przyjemność. Bruins to drużyna wywołująca skrajne emocje – ale nie można nie zachwycić się genialnym wykonaniem ochrony twarzy Raska. Niedźwiedź będący symbolem organizacji jest tu wykonany lepiej niż kiedykolwiek. Wielki powód do dumy i gratulacje dla autora.
KATEGORIA: LOGO DRUŻYNY
#3 – Martin Jones (San Jose Sharks)
Trudna to sztuka oddać logo drużyny w ciekawy sposób, który nie spowoduje efektu nudy i refleksji w stylu „pewnie nie miał lepszego pomysłu”. Litery po jednej stronie, oraz logo po drugiej w jasnych kolorach to doskonały pomysł i świetna alternatywa dla z reguły ciemnych masek w San Jose Sharks. Bardzo malownicza maska bardzo zachęca do obejrzenia jej z każdej strony po kilka razy.
Ponownie muszę pochwalić za asymetrię w rysunku, co budzi zainteresowanie nawet w przypadku pozornie nudnego motywu logo drużyny. Sam emblemat rekina jest już dobrym motywem na maskę, ale dzięki użyciu jasnych barw, w tym białej, Jones wyniósł znak rozpoznawczy drużyny na nowy, ciekawszy poziom.
#2 – Jake Allen (St.Louis Blues)
Bramkarze Blues nie słyną z wielkiej „fantazji” jeśli chodzi o motywy na swoich kaskach, toteż pozostaje im wyścig na najciekawsze ujęcie bardzo fajnego logo klubu, jakim jest słynna niebieska nuta. Allen postawił na bardzo klasyczny, symetryczny look z nutką na części czołowej.
Jest to najpewniej pierwsza maska tego klubu, która zainteresowała mnie w jakikolwiek sposób. Podobnie jak maska Matta Murraya (Penguins), tak i w tym przypadku bardzo klasyczny i prosty design wyróżnia się spośród zmyślnych projektów innych bramkarzy. Maska przywołuje nieco starsze czasy i klasycznych bramkarzy organizacji jak Roman Turek czy legendarny Grant Fuhr. Bardzo miłe dla oka i bardzo dobre w swej prostocie.
#1 – Ben Bishop (Tampa Bay Lightning)
Muszę przyznać, że ta maska elektryzuje mnie od samego początku jej istnienia, a motyw „błyskawicy” w końcu został ujęty jak trzeba. Amerykańska gwiazda bramki Błyskawic postawiła na fluorescencyjny motyw pioruna w obrębie całej maski, który składa się na logo drużyny na części czołowej.
Maska robi naprawdę genialne wrażenie podczas prezentacji zawodników przy zgaszonych światłach w hali, ponieważ doskonale odbija światło i zdaje się świecić w ciemności. Ostatnim ciekawym projektem w Tampa Bay była maska Chabibulina prezentująca płytę „The Wall” Pink Floyd, ale Bishop zainwestował w wizerunek drużyny, co czyni maskę dużo ciekawszą. Prosty, ale po prostu genialny pomysł sprawia, że ciężko oderwać oczy od tego wyśmienitego projektu.